[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poczułem dym i usłyszałem szczęk metalu o metal.To by znaczyło, \e Caine ju\nadciągnął i przystąpił do dzieła.- Masz rację - powiedział Eryk, czytając w moich myślach.- Powstrzymaj go! Proszę cię! Moi ludzie nie mają szansy przeciwko takiej sile!- Nawet gdybyś się oddał w moje ręce - Urwał i zaklął.Pochwyciłem jednak jegozamysł.Mógł kazać mi się poddać w zamian za ich \ycie i wcale nie przerwać rzezi.Z przyjemnością by tak postąpił, ale w zacietrzewieniu wyniknęło mu się tych paręzdradliwych słów.Zaśmiałem się szyderczo z jego irytacji.- I tak ju\ wkrótce cię dostanę - warknął.- Jak tylko zdobędę okręt flagowy.- A tymczasem masz! - krzyknąłem i natarłem na niego całą siłą woli, wgryzając musię w mózg, bombardując go swoją nienawiścią.Poczułem jego ból, co jeszcze dodałomi ostrogi.Smagałem go bezlitośnie w rewan\u za wszystkie lata na wygnaniu,przynajmniej taką wyznaczając mu zapłatę.Zaatakowałem granice jego zdrowychzmysłów w odwecie za cierpienia, jakie zesłał na mnie podczas zarazy.Uderzyłem goz całym impetem za wypadek samochodowy, którego był sprawcą, zadając mu mękęw zamian za własne udręki.Zachwiał się jakby, co jeszcze wzmogło moją furię.Natarłem z nową energią ipoczułem, \e jego duch słabnie.- Ty diable! - krzyknął w końcu i zasłonił ręką kartę, którą trzymał.Kontakt się urwał;stałem na pokładzie dygocząc jak w febrze.Dokonałem tego.Pobiłem go w pojedynku woli.Mogłem się ju\ nie obawiać mojegobrata tyrana w \adnej formie walki wręcz.Byłem od niego silniejszy.Zaczerpnąłem kilka głębokich oddechów i stałem wyprostowany oczekując chłodnegopowiewu zwiastującego kolejny psychiczny atak.Wiedziałem jednak, \e to mi niegrozi, w ka\dym razie ze strony Eryka.Czułem, \e przestraszył się mojej wściekłości.Rozejrzałem się wokół - wszędzie wrzała walka.Pokłady ju\ spływały krwią.Wrogiokręt zahaczył o nas burtą, a inny próbował zrobić to samo z drugiej strony.Kołoucha gwizdnęła mi strzała.Wyciągnąłem miecz i skoczyłem w wir walki.Nie wiem, ilu ludzi zabiłem tego dnia.Po dwunastym czy trzynastym straciłemrachubę.W ka\dym razie ju\ podczas tej jednej potyczki było ich co najmniej dwarazy tyle.Wrodzona siła ksią\ąt Amberu, dzięki której mogłem unieść mercedesa,dobrze mi tego dnia słu\yła i byłem w stanie jedną ręką wyrzucić mę\czyznę za burtę.Wybiliśmy do nogi załogi wrogich statków i zatapiając luki wysłaliśmy obydwa doRebmy, \eby uradować Randoma taką masakrą.Z mojej własnej załogi zostałapołowa, a ja odniosłem niezliczone ukłucia i zadrapania, ale \adnej powa\nej rany.Pospieszyliśmy na pomoc bratniemu okrętowi i pobiliśmy kolejnych napastników.Wszyscy z naszych, którzy ocaleli, przeszli na mój statek flagowy i znów miałempełną załogę.- Krwi! - krzyknąłem.- Krwi i zemsty! Dajcie mi to, dzielni wojownicy, a wasze imięw Amberze nie zaginie!Jak jeden mą\ podnieśli broń wrzeszcząc: "Krwi!"I popłynęły jej tego dnia ju\ nie galony, ale całe rzeki.Zniszczyliśmy jeszcze dwie jednostki Caine'a, uzupełniając załogę niedobitkami z naszej floty.Kiedyzmierzaliśmy do szóstego statku, wspiąłem się na grotmaszt, \eby się rozejrzeć wsytuacji.Wyglądało na to, \e mają nad nami przewagę trzy do jednego.Z mojej floty zostałona oko czterdzieści pięć do pięćdziesięciu pięciu statków.Wzięliśmy szósty statek i nie musieliśmy rozglądać się za siódmym i ósmym.Samedo nas przypłynęły.Pobiliśmy je te\, ale odniosłem parę ran podczas walki, po którejznów zostałem z połową załogi.Otrzymałem głębokie cięcie w lewe ramię i w praweudo, a ponadto rwało mnie rozpłatane prawe biodro.Kiedy posłaliśmy te dwa statki na dno, ruszyły na nas następne.Uszliśmy przed nimipod osłoną jednej z naszych jednostek, która właśnie zwycięsko wyszła z własnejpotyczki.Raz jeszcze połączyliśmy siły, tym razem przenosząc banderę na tamtenstatek, mniej zniszczony ni\ mój, który ju\ zaczął nabierać wody i miał przechył naprawą burtę.Nie mieliśmy niemal pola manewru, kiedy podpłynął następny wrogi okręt i jegozałoga zaczęła wdzierać się na nasz pokład.Moi ludzie byli zmęczeni i mnie te\niewiele brakowało.Na szczęście tamci byli w nie lepszym stanie.Zanim przybyto imna odsiecz, pokonaliśmy ich i zawładnęli pokładem, po raz kolejny przenoszącbanderę na lepszy statek.Odnieśliśmy jeszcze jedno zwycięstwo i zostałem teraz zdobrym statkiem, czterdziestoma ludzmi i resztką sił.W zasięgu wzroku nie było ju\ nikogo, kto mógłby nam przyjść z pomocą.Ka\dy zmoich pozostałych okrętów toczył boje z co najmniej jednym statkiem Caine'a.Musieliśmy uciekać przed kolejnym napastnikiem.Zyskaliśmy w ten sposób jakieśdwadzieścia minut.Usiłowałem wpłynąć do Cienia, ale to cię\ki i powolny proces takblisko Amberu.O wiele łatwiej jest dostać się w tę stronę ni\ z powrotem, gdy\Amber jest samym środkiem, przyczyną wszechrzeczy.Gdybym miał jeszcze dziesięćminut, mo\e by mi się udało.Ale nie miałem.Kiedy ścigający nas podpływali coraz bli\ej, zobaczyłem, \e z oddali kieruje się wnaszą stronę jeszcze inny statek.Oprócz barw Eryka i flagi z białym jednoro\cemdojrzałem równie\ czamo-zieloną banderę Caine'a.Chciał osobiście dokończyćdzieła.Pokonaliśmy załogę pierwszego okrętu, lecz nie mieliśmy nawet czasu otworzyćgrodzi, kiedy zjawił się Caine.Stałem na zakrwawionym pokładzie z garstkąmę\czyzn wokół, gdy Caine z dzioba swego statku wezwał mnie, \ebym się poddał.- Czy jeśli to zrobię, darujesz moim ludziom \ycie?- Tak - odparł.- Inaczej sam musiałbym bez potrzeby stracić paru wojowników.- Słowo księcia?Pomyślał chwilę, potem skinął głową.- Słowo - powiedział, - Ka\ załodze zło\yć broń i przejść na mój pokład, kiedypodpłynę.Schowałem miecz do pochwy i zwróciłem się do moich ludzi.- Stoczyliście wspaniałą walkę i kocham was za to.Niestety, przegraliśmy.- Mówiącto wycierałem ręce starannie w pelerynę, \eby nie poplamić dzieła sztuki Dworkina,po które zaraz miałem sięgnąć.- Złó\cie teraz broń i wiedzcie, \e wasze dzisiejszeczyny na trwałe zapiszą się w pamięci.Pewnego dnia oddam wam sprawiedliwość nadworze w Amberze.Mę\czyzni, dziewięciu czerwonoskórych olbrzymów i trzech kudłatych karzełków,płakali składając broń.- Nie sądzcie, \e wszystko stracone, jeśli chodzi o nasze miasto - pocieszyłem ich.-Przegraliśmy tylko jedną bitwę, ale walka jeszcze trwa.Mój brat Bleys właśnie torujesobie drogę do Amberu.Caine dotrzyma słowa i daruje wam \ycie, nawet gdy zobaczy, \e odszedłem połączyć się z Bleysem.Przykro mi, \e nie mogę wziąć was zesobą.Wyjąłem Atut Bleysa z talii i trzymałem go nisko, za burtą, zasłaniając przed tamtymstatkiem.Właśnie kiedy Caine się zbli\ył, poczułem ruch pod zimną powierzchnią.- Kto? - spytał Bleys.- Corwin.Co u ciebie?- Wygraliśmy bitwę, ale straciliśmy wielu ludzi.Odpoczywamy teraz przed podjęciemmarszu.A u ciebie?- Udało nam się zatopić chyba połowę floty Caine'a, ale on zwycię\ył.Zaraz wejdziena mój pokład.Pomó\ mi uciec.Bleys wyciągnął rękę, dotknąłem jej i upadłem mu w ramiona [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •