[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aria zauważyła niebieski kamieńosadzony na grubej, złotej obrączce, zanim chłopak zwinniepochwycił zgubę i schował w swojej torbie.Usiadł na piętach iodchrząknął.- Znalazłem dla ciebie kilka rzeczy.Płaszcz.Z wilczegofutra.Im dalej w góry, tym pogoda będzie bardziej mrozna.Będzie ci w nim ciepło.- Spojrzał na nią, a potem z powro-tem na stosik.- Te buty są w całkiem dobrym stanie, odrobinęza duże, ale powinny się nadać.Ubrania są czyste.Wygotowane.- Na jego ustach pojawił się przelotny uśmiech,ale oczy nadal trzymał spuszczone.- Możesz z nimi zrobić, cochcesz.Mam też kilka innych rzeczy.Przyniosłem wszystkoto, co udało mi się znalezć.Spojrzała na stertę przedmiotów.Czuła, jak coś dławi ją wgardle.Podarty, stary skórzany płaszcz z dziurami, w któremogła włożyć palec, ale podszyty grubym srebrnym futrem.Czarna wełniana czapka, z kilkoma wplecionymi piórkami.Skórzany pas ze sprzączką.Wyglądał na starą uzdę, ale terazświetnie zastąpi bandaż, którym Aria była przewiązana.Znalezienie tych wszystkich rzeczy zajęło mu pewnie godziny.Musiał je odkopać, jak wcześniej wodę i korzonki ostu.Większość rzeczy w świecie na zewnątrz zdobywało się w takisposób.- Kiedy mówiłaś o moich Znaczeniach.moich tatuażach -mówił dalej - byłaś na dobrym tropie.- Podniósł wzrok ispojrzał jej w oczy.- Na imię mi Peregrine.Peregryn to sokółwędrowny.Wszyscy mówią mi Perry.Miał imię.Peregrine.Perry.Nowa informacja do rozwa-żenia.Czy lubił swoje imię? Co dla niego znaczyło? Aria niemogła się zdobyć nawet na to, by choćby na niego spojrzeć.Dzikus musiał jej wytłumaczyć, że ma okres.Aria przygryzławewnętrzną wargę i poczuła smak krwi.Jej oczy zaszły mgłą.Nigdy wcześniej nie myślała tyle o krwi.Teraz nie mogła o niejzapomnieć.- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytała.- Czemu mi to wszystkoprzyniosłeś?Litość.To z litości uzbierał dla niej ten tobołek i powiedział,jak ma na imię.- To ci się przyda.- Potarł dłonią o tył głowy, po czym usiadł,oparł swoje długie ręce na kolanach i splótł pałce.-Dziś ranomyślałaś, że umierasz.Ale i tak przyniosłaś mi swojeurządzenie.Chciałaś mi je oddać z własnej woli.Aria podniosła kamyk.Układanie kamyków w rzędy stało sięjej nowym nawykiem.Ustawiała je według koloru, wielkości,kształtu.Próbowała znalezć sens w przypadkowości, którapoczątkowo tak ją zachwycała.Teraz przyglądała się spo-istemu kawałkowi skały w swojej dłoni, zastanawiając się,dlaczego w ogóle zbierała do kieszeni takie brzydkieprzedmioty.Nie była pewna, czy oddała mu Wizjer, bo chciała być szla-chetna.Być może.A może zrobiła to, bo wiedziała, że miałrację co do kanibali.Była jego dłużniczką za to, że uratował jejżycie.Trzy razy.- Dziękuję.- W jej głosie nie dało się wyczuć wdzięczności,choć chciała odwrotnie.Wiedziała, że potrzebuje tych rzeczy ijego pomocy.Tylko nie chciała niczego potrzebować.Pokiwał głową, przyjmując podziękowania.Zamilkli.Zwiatło eteru sączyło się do środka przez roz-latujące się ściany domu, rozpraszając ciemność.Mimo że Ariabyła bardzo zmęczona, wszystkie zmysły zareagowały nachłód powietrza, które owiało jej policzki.Czuła ciężar ka-mienia w dłoni i zapach kurzu, który chłopak przywiódł zesobą.Słyszała swój własny oddech i czuła spokojną siłę jegouwagi.Czuła się obecna tu i teraz.W tym miejscu.Przy nim.Wsobie.Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czuła.- Moje plemię świętuje pierwszą krew - powiedział po chwilidelikatnym, cichym głosem.- Kobiety przygotowują ucztę.Przynoszą podarunki dla dziewczynki.to znaczy kobiety.Zostają z nią przez całą noc.Wszystkie kobiety w jednymdomu, a potem.właściwie nie wiem, co dzieje się dalej.Moja siostra mówi, że opowiadają sobie historie, ale niewiem jakie.Myślę, że tłumaczą, jakie to ważne.jak ważnajest zmiana, która teraz w tobie zachodzi.Policzki Arii zrobiły się czerwone.Nie chciała się zmieniać.Chciała wrócić do domu taka jak wcześniej.- A co w tym ważnego? Dla mnie to okropna rzecz, bezwzględu jak na to spojrzeć.- Teraz możesz rodzić dzieci.- To takie prymitywne! Tam, skąd pochodzę, dzieci sąwyjątkowe.Każde z nich jest stworzone z uwagą, a nie jakprzypadkowy eksperyment.Każda osoba wymaga tyle troski.Nie masz pojęcia.Zbyt pózno przypomniała sobie, że Perry chciał uratowaćchłopca.Zrobił dla niej buty.Zabił trzech ludzi.Uratował jejżycie.Zrobił to wszystko dla tego chłopca.Bez wątpienia tutajteż otaczało się dzieci opieką.Nie mogła już jednak cofnąćtego, co powiedziała.Nie była pewna, dlaczego ją to obchodzi.Był mordercą.Miałtyle blizn.Jego ciało pokrywały świadectwa przemocy.I co ztego, że była niedelikatna wobec mordercy?- Zabijałeś już wcześniej, prawda?Znała odpowiedz, a mimo to chciała, by zaprzeczył.Bypowiedział coś, co sprawi, że ucisk w żołądku, który czuła zakażdym razem, gdy przypominała sobie, co zrobił z tymitrzema mężczyznami, zniknął.Ale Dzikus nie odpowiedział.Nigdy nie odpowiadał i Aria miała już tego dość.Tak samo jakjego czujnego spojrzenia.- Ilu ludzi zabiłeś? Dziesięciu? Dwudziestu? A może stra-ciłeś rachubę? - Aria podniosła głos, żeby się trochę wyłado-wać.Perry wstał i skierował się do wyjścia, ale Aria nie prze-stawała.Nie mogła przestać.- Bo jeśli nie, to odejmij sobie Sorena.Nie zabiłeś go, choćwiem, że próbowałeś.Roztrzaskałeś mu szczękę.Nakawałeczki! Ale może Bane, Echo i Paisley podniosą ci ran-kingi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]