[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nic z tego nie ostudziło ognia nienawiści Leeki, lecz w końcu generał nie mógł jużwalczyć dalej.Wszyscy jego sojusznicy zginęli, złożyli broń lub się ukryli.Jego wrogowie zezdobywców zmienili się w gospodarzy odbudowujących kraj, umacniających swoją pozycję izawiadujących nowo zdobytym bogactwem.Gdyby generał wiedział, jakie stanie się jegożycie, rzuciłby się na własną szablę.Nie przewidział tego jednak.Dnie następowały jeden podrugim, a porażka przygniatała go coraz bardziej.Wędrował po imperium.Zgubił lub porzucił oznaki swej szarży: kamizelę wymieniłna jedzenie, sztylet na wino, hełm zgubił pewnego mglistego wieczoru, a tobołek ukradł mumłodzieniec o wiele szybszy od niego.Wkrótce wyglądał jak przeciętny weteran steranywojną.Był zaniedbany, zdezorientowany, trochę otępiały, wyraznie nieszkodliwy dlameinińskich żołnierzy, którzy teraz patrolowali większość Znanego Zwiata.Zawsze sobie lubił wypić.Po wojnie już go to nie cieszyło  w upojeniu alkoholem nie znajdował jużzapomnienia  lecz pił go, jakby był orzezwiającą wodą.Nie zmartwiłoby go, gdyby się zapiłna śmierć.Jak na ironię, ocaliło go upowszechnienie nowego nałogu.Mgły było w całym Meinińskim Imperium więcej niż za panowania Akaranów.Byładostępna wszędzie, jak chleb czy woda, tańsza od candoviańskiego wina.Kiedy nie mógłdostać nic innego, pewnego wieczoru Leeka wciągnął do płuc dym z całej fajki.Doznałobjawienia! Wypełniony mgłą zrozumiał, że się mylił.Nie poniósł klęski.Wojna się nieskończyła.Nie, w gruncie rzeczy był samotnym zwiastunem krwawego odwetu.Już kiedyśzabijał Numreków i nadal będzie to robił.Ułożył się wygodnie i tuż nad sobą ujrzał kilkaobrazów, wyświetlonych na nocnym niebie.Kroczył przez Aushenię z szablą w każdej ręce.Ziemia od wieków nie widziała nikogo takiego.W pewnej chwili ta wizja przestała byćwyobrażeniem.%7łył w niej.Czuł pod nogami ziemię i powietrze wypełniające mu płuca.Przebył tysiąc kilometrów i walczył, aż twarz zaczęła mu ociekać numrecką krwią, a dłoniemiał tak spojone z szablami, że ich stal stała się przedłużeniem jego jestestwa.Jakież siałzniszczenie! Jaką świętą, odwetową masakrę rozpętał.Pierwszego poranka obudził się z tych snów boleśnie rozczarowany, że nadal znajdujesię w osłabłym ciele i nie jest żadnym bohaterem.Mógłby wzgardzić narkotykiem i przekląćgo, gdyby nie słyszał stłumionego pulsowania pozostałości mgły, a wraz z nim obietnicy, żejego wizja się spełni.Sen wywołany mgłą był tak bardzo rzeczywisty w każdym szczególe,barwny jak życie.Nie, był bardziej dotykalny i rzeczywisty niż życie, które teraz prowadziłLeeka.Istniały zakazy dotyczące zażywania narkotyku za dnia, podczas pracy.Człowiekodurzony mgłą i przyłapany przez żołnierza z Meinu mógł zostać zamknięty i pozbawionynarkotyku, co było karą, której wszyscy uzależnieni obawiali się najbardziej.Leeka wkrótcenajął się do obecnej pracy; w ciągu dnia, pijany, opiekował się zwierzętami, by zarobić kilkamonet na mgłę pozwalającą mu śnić w nocy.Stał się podobny milionom zamieszkującymZnany Zwiat.Nawet nie zauważył, że mu się to przydarzyło, nie kwestionował tego.Nieumiałby szczerze powiedzieć, kiedy całkowicie się poddał.Mgła żądała pełnego poświęcenia;Leeka, który już nie wierzył w żadnego innego boga, nauczył się modlić przy nowym ołtarzu.Właśnie o tym myślał, zbliżając się do ciemnej nory, w której spędzał wieczory.Jużwcześniej wyjął z kieszeni paczuszkę z nitkami mgły i szedł, pieszcząc pasemka palcami.Kiedy tylko znajdzie się środku, wystarczy kilka minut przygotowań i będzie mógł wdychać,wdychać i wdychać.Leeka stanął jak wryty.Wyczuł kogoś, jakąś oddychającą istotę, blisko, lecz w ukryciu.Pomyślał o nocnych drapieżnikach i zrozumiał, że jeśli to jeden z nich, to zapewnezaraz będzie martwy. Wybacz mi  odezwał się jakiś głos. Nie chciałem cię zaskoczyć. Z cieniotaczających chatę wyłoniła się zakapturzona postać i wstąpiła w plamę księżycowego światłaz rękoma uniesionymi w pokojowym geście. Właściwie to ty mnie zaskoczyłeś, nadchodząctak cicho.Mężczyzna mówił życzliwym tonem, lecz Leeka bardzo nie lubił rozmawiać z ludzmiw kapturach, a zwłaszcza z takimi, którzy pózną nocą wyłaniają się z cieni otaczających jegonorę i zastępują mu drogę.Usiłował to przekazać wymownym spojrzeniem. Nazywasz się Leeka Alain?  zapytał mężczyzna.Pytanie zaskoczyło byłego generała.Najpierw pomyślał, że obcy musiał usłyszeć jegosłowa wypowiedziane przy głazie, lecz było to mało prawdopodobne.Włożył pasemka mgłyz powrotem do kieszeni. Nazywasz się Leeka Alain i dowodziłeś armią Leodana w Meinie? Leeka Alain,którego niektórzy nazywają Jezdzcem Bestii?Mężczyzna mówił płynnie po akacjańsku, zupełnie jakby urodził się na wyspie.Leekaod dawna nie słyszał tak doskonałej wymowy.Kto mógłby pytać o coś takiego w tym języku?Zapewne tylko ktoś, kto chciał potwierdzić jego tożsamość przed zadaniem śmiertelnegociosu. Jesteś tym, który twierdzi, że jako pierwszy zabił Numreka? Nie  odparł Leeka, posługując się górską odmianą miejscowego dialektu. Niejestem tym człowiekiem.Zakapturzona postać się nie poruszyła.Nieruchoma niczym posąg, niemal wtapiała sięw noc.Przez chwilę Leeka zastanawiał się, czy nie ma halucynacji.Może ten posąg zawsze tustał, a on o tym zapomniał.A może to nie żaden posąg, tylko zjawa wywołana przez jegogłodny mgły umysł. Ta wiadomość sprawia mi ból  odezwał się obcy w akacjańskim. Potrzebujęusług Leeki Alaina.To prawda, że niezbyt go przypominasz.Być może się pomyliłem.Przepraszam, że ci przeszkodziłem.Chcę ci coś zaproponować jako zadośćuczynienie za mójbłąd.Proszę.Uniósł rękę, z której wystrzeliła moneta błyskająca za każdym razem, kiedy, obracającsię w powietrzu, chwytała księżycowy blask.Leeka mimowolnie podążał za nią wzrokiem.Nabrał się na tę złodziejską sztuczkę.Dlatego nie zauważył ruchu obcego.Poczuł jednakuderzenie czegoś, co wbiło mu się w brzuch z siłą wystarczającą, by go przebić na wylot. Lekkie ukłucie w szyję wywołało rozbłysk bólu, który przeniknął go z szybkością ogniarozprzestrzeniającego się w suchych zaroślach, w jednej chwili rozpalonego, a w następnejwygaszonego.Wraz z bólem zniknęła świadomość Leeki.***Otworzył oczy, wiedząc, że minęło trochę czasu i że zmieniło się jego położenie.Przypomniał sobie postać w cieniu, jej głos, monetę wirującą w powietrzu, uderzenie, którego uniosło.Przez chwilę leżał, rozpamiętując to wszystko, odzyskując ostrość widzenia iskupiając wzrok na grubo ciosanych belkach sufitu.Oświetlał je migotliwy blask ogniapłonącego na kominku.Dobrze znał ten sufit, każdą jego nierówność, sęk deformujący jednąbelkę, koronkę starych pajęczyn zwisającą z innej.Leżał na pryczy w swojej norze i patrzyłna sufit.Jakie to dziwne.Ktoś się nad nim pochylił. Okłamałeś mnie, Leeko Alainie.Nie twierdzę, że jestem zaskoczony.Nie są toczasy, w których należy zwracać się bezpośrednio do nieznajomych, lecz mógłbym sięspodziewać, że będziesz bardziej przekonujący.Mężczyzna zbliżył do swojej twarzy świecę.Leeka wpatrywał się w niego, kompletniezdezorientowany.Widział starca o skórze pomarszczonej niczym kora drzewa, siwychwłosach i brodzie  dość rzadkiej  zaplecionej na senivalską modłę w warkoczyki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •