[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jestem pewna, żebyło ci bardzo niewygodnie.I przyjmuję część winy za to, cosję stało.- Robiła wrażenie naprawdę skruszonej.- Dlaczego?-spytał z ciekawością, usiłując coś wyczytać w jej twarzy.- Ponieważ nie od razu zdałam sobie sprawę.- przerwała i odwróciła wzrok.Czyżby odpowiedziała na jego pieszczoty? Ryan zacisnął zęby.Jakmógł to przespać?Próbuję powiedzieć, że.- W końcu zebrała się na odwagę, by znówspojrzeć mu w oczy.- Wierzę, że nie byłeś świadom tego, co robisz,gdy.gdy objąłeś mnie ramieniem.Objąłem cię ramieniem? - powtórzył.-I to wszystko? - Zbyt pózno zdałsobie sprawę, że w jego głosie zadzwięczało rozczarowanie.Na szczę-ście chyba nie zwróciła na to uwagi.Zbyt oburzył ją fakt, że nie uznałtego za poważne wykroczenie.Nie, nie wszystko - powiedziała szorstko.- Twoje ręce były w miej-scach, w których nie powinny się znalezć.Ryan szybko łyknął kawy, by powstrzymać się przed pytaniem o bliż-sze szczegóły.Nie mógł natomiast zapanować nad wyobraznią.- Może się pani uspokoić, panno Shannon - oznajmił,podkreślając jej panieńskie nazwisko z niechęcią, której nieumiał przemóc.- Nie mam żadnych złych zamiarów.Znów się zarumieniła, a w oczach błysnęło coś, czego nie potrafił od-czytać.- Niezależnie od wspólnej przeszłości i obecnych planów,zamierzam zachować ściśle służbowy charakter naszego pobytu - dodał.- Jeśli przez sen zdarzyło mi się uczynić cośniestosownego,.-To znaczy, że w to nie wierzysz?-Tego nie powiedziałem.- To dobrze.- Znów powędrowała spojrzeniem w stronęgór.- Przyjmuję twoje przeprosiny.Choć właściwie nie miał zamiaru jej przepraszać, skinął głową, zado-wolony, że nie będzie dalej wałkować tego tematu;- Pojadę dzisiaj do Heaven's Hollow i kupię składane łóż-scandalousko - ciągnął.-Wsadzimy je za walizki w szafie, żeby nie budzić cieka-wości pokojówki.Nie chciałbym, by do Lavinii dotarły plotki, że sięmiędzy nami nie układa.- Wspaniały pomysł.- Ulga w jej oczach była wyrazna.Dlaczego tak go to dotknęło?Wypił do końca kawę, odstawił filiżankę i powiedział sobie, że będzierównie zadowolony, iż nie będzie musiał dzielić z nią łóżka.Na werandzie prywatnego apartamentu Tannerów podano im śniadaniezłożone z gorących bułeczek, świeżych owoców i wędzonych, skwier-czących kiełbasek.Lavinii jednak nie było.- Jest zajęta gośćmi weselnymi - wyjaśnił Wilbur, uśmiechając się przyjaznie zza siwych wąsów.- Otaczamy opiekąkażdego, kto się u nas zatrzymuje.Lavinia wkrótce wróci.Jestogromnie ciekawa, co wymyśliłaś na nadchodzący tydzień,Sunny - zaśmiał się.Sunny miała nadzieję, że Layiniazaaprobuje jej pomysły.Sądząc powyłożonych w recepcji folderach, pensjonat nie proponował gościomszczególnie bogatego zestawu rozrywek: krykiet, wędrówki górskie iminikoncerty w restauracji to było niemal wszystko.To dobre na po-czątek, ale nie wystarczy.Niegdyś,Sunny śniła, że jako pani tego domubędzie przyjmować gości i pokazywać im całe piękno górzystych okolicKaroliny Północnej.W apartamencie Tannerów zadzwonił telefon iWilbur przeprosił ich na chwilę.- Czy masz wszystko, czego ci potrzeba do, zaplanowanych na najbliż-szy tydzień imprez? - spytał Ryan.Prawie.Prawie? Czego ci brakuje? Sunny uśmiechnęła się.- Koni.Chciałabym znów zapełnić stajnie i jezdzić konno po szlakach, jak to robiliśmy w dzieciństwie.Sprowadzanie koni na tydzień byłoby jednak nieprzyzwoicie kosztowne.Musielibyśmy jeszcze zatrudnić masztalerza i stajennego.Zjedli w milczeniu śniadanie, rozkoszując się ciepłym, majowym słoń-cem.Pierwszy odezwał się Wilbur:- Powinienem was ostrzec, że pojawił się pewien problem,który trzeba wyjaśnić, zanim Lavinia zgodzi się podpisaćscandalouskontrakt-Jaki problem? - spytał zdziwiony Ryan.Sunny zauważyła ze zdumieniem, że zwykle rumiane policzki Wilburastają się jeszcze czerwiensze.Przez chwilę jadł w milczeniu.- Od jak dawna jesteście małżeństwem? - spytał niespodziewanie.Ryan i Sunny wymienili spojrzenia.- Dwa lata - powiedziała Sunny.- Sześć miesięcy - odrzekł w tej samej chwili Ryan.Zapadła dzwoniąca w uszach cisza.Sunny przerwała jąnerwowym śmiechem.- Tak naprawdę jesteśmy razem od dwóch lat, ale pobraliśmy się pół roku temu.Wilbur wyglądał na jeszcze bardziej zmieszanego.Czy to ma jakieś znaczenie? - spytał Ryan.Możliwe.Sunny serce podeszło do gardła.Oczy Ryana pociemniały.Czyżby ichgra została odkryta? Czy Tannerowie dowiedzieli się, że nie są małżeń-stwem?Wilbur odłożył widelec i odsunął talerz.- Zastanawiałem się, czy nie trzymać buzi na kłódkę i niezostawić całej sprawy Lavinii, ponieważ to ona tak się tymprzejmuje.Nie mogę jednak tak miłych ludzi zaskakiwać w nieprzy-jemny sposób.- O co właściwie chodzi, Wilbur?! - wybuchnął Ryan.Sunny rzuciła mu mitygujące spojrzenie.Wilbur zachichotał.Nic dziwnego, że się niecierpliwisz, synu.- Z kieszeni koszuli wycią-gnął cygaro i zapalił.- Jak wiecie, Lavinia zgadza się sprzedać pensjo-nat jedynie szczęśliwemu małżeństwu.Rozmawialiśmy o tym w piątek - przerwał Ryan.- Wydawało mi się, żespodobaliśmy się jej.Owszem, ale dowiedziała się od swojej kosmetyczki, że prasa publiko-wała twoje zdjęcie.- Wilbur zawahał się i spojrzał zmieszany na Sun-ny.- Może lepiej porozmawiajmy o tym na osobności.- Niczego przed żoną nie ukrywam.scandalousSunny kiwnęła potakująco głową.No dobrze.Jestem pewien, że rozumiecie, jaką wagę Lavinia przywią-zuje do wierności małżeńskiej.Nic nie wytrąca jej z równowagi bar-dziej niż skoki w bok mężów - albo żon.Ale co to ma wspólnego.Wilbur uniósł dłoń, uciszając wyraznie wzburzonego Ryana.- Jakieś dwa miesiące temu ukazał się artykuł o tobie.Pisano w nim, że byłeś.hm.na jachcie z.Zmiech Sunny zaskoczył obu mężczyzn.Założę się, że wiem, co chcesz powiedzieć.- Miała nadzieję, że jej we-sołość nie robi wrażenia zbyt wymuszonej.Co? - spytali obaj mężczyzni chórem.Księżniczka Catherine, prawda?Ryan ściągnął brwi, ale Wilbur odetchnął z ulgą.- A więc czytałaś ten artykuł.- Czy go czytałam? Byłam w nim! - oznajmiła Sunny.I Wilbur, i Ryan gapili się na nią, nic nie rozumiejąc.- Oczywiście, o mnie nie wspomniano dodała, udając oburzenie.- Historia staje się znacznie bardziej pikantna, gdy czytelnicymyślą, że Ryan robi coś, czego nie powinien.Tak, wiem, jacy potrafią być dziennikarze - współczuł Wilbur.Cholerne gazety - zaklął Ryan
[ Pobierz całość w formacie PDF ]