[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czemu niezałożyłam mu szalika? Jak on musiał marznąć, biedak.Kiedy wyszli, popychając go przed sobą, była już prawie jedenasta.Okryłam dziecko kołderką i wybiegłyśmy przed dom.Prowadzili go domostu, oglądał się przez cały czas, a kiedy znalazł się za zakrętem,krzyknął:RS28- Czekaj na mnie, oni tu długo nie zabawią! Popchnęli go kolbą karabinui zniknął mi z oczu.Wieść o aresztowaniu Piotra szybko rozniosła się po osadzie.Przybiegłado mnie Bronia, przyszli Załęccy.Bronia została ze mną, uporządkowałajak mogła pokój, Załęccy zabrali Kasię do siebie.Nie byłam w stanie nic im opowiedzieć, nie byłam w stanie nic robić.Wszystko we mnie zamarło.Gdyby nie życzliwi mi ludzie nie wiem, czy bym się z tegodzwignęła.Ale musiałam.Kasia miała tylko mnie, a była jeszcze takamalutka.Ponieważ miałam dobre pomysły i zręczne ręce, często szyłam sobiesama, Bronia namówiła mnie, żebym zaczęła zarabiać w ten sposób.Byłyto przeważnie przeróbki.Szydełkowałam też i sprzedawałam moje pracena rynku.Niewielki był zbyt na takie rzeczy, ale od czasu do czasu udałomi się czegoś pozbyć.Kasia często pytała mnie o tatusia.- Czy ja juś nie jestem Mgiełka? - spytała.- Czemu, nadal jesteś, zawsze będziesz Mgiełką tatusia.- A jak tatusiowie juś odchodzą od swoich żon i dzieci, to one sąMgiełki?- Kasiu, tatuś od nas nie odszedł.Jego zabrali, ale wróci.Zobaczysz.Napewno wróci.- A kto ci mówił?- Wierzę w to.Trzeba wierzyć.Pamiętasz, w Iszkołdzi nikt nie wierzył,że wróci, a myśmy wierzyły.I wrócił.Trzeba mieć nadzieję, to pomaga.Tak rozmawiałam w ogołoconym z drogich mi obrazów Piotra pokoju,targana niepokojem i rozpaczą, z moją maleńką, najbliższą mi w świecieistotką, która nawet połowy z tego, co do niej mówiłam, nie była w staniezrozumieć.Kajtek ożenił się z Alą, córką szewca, i w tych ciężkich czasachzdecydowali się na dziecko.Odwiedzali mnie dość często i brat pomagałmi jak mógł.Póki co wiodło im się niezle, bo Sowieci zarzucili ich robotą.Zamawiali pantofle na modłę warszawską dla żon i dla siebie.Byli więcim potrzebni.Ale z nimi przecież nic nie jest pewne.To Kajtek przyniósł mi wiadomość o teściach.Dziesiątego lutego ichoboje, Andzię i Anulę z dziećmi - wszystkich zabrali.Kajtek widział się znimi w Baranowiczach na dworcu, zanim wywiezli ich na Sybir.NieRS29mam na to słów.I nawet łez zaczyna mi już brakować.Takie strasznemrozy, mój Boże, jak oni to zniosą?Po nocach śni mi się Piotr.Idzie przez śnieżną zadymkę i wiatr smagago po gołej szyi.Ta czarna dyplomatka, kupiona na rynku wBaranowiczach, nie ma nawet porządnego kołnierza.To sen, który sięstale powtarza.Idzie tak ku mnie pod wiatr i krzyczy, a śnieg wpada mu wotwarte usta, zasypuje przymrużone oczy.- Czekajcie na mnie, idę po was!- Nie mów nic, Piotrze, na mrozie, gardło sobie zaziębisz -mówię ibudzę się.I nie śpię do białego rana.Robię wszystko, żeby odnalezć więzienie, w którym umieścili Piotra, alebez skutku.Nigdzie go nie ma.Przynajmniej w tych okolicach.Urągając wszystkiemu, budzi się wiosna.Drzewa już w pąkach, nałąkach kaczeńce, pachnie świeżością rozmrożona ziemia.A może towiosna coś zmieni? Na Wielkanoc wybrałyśmy się z Bronią do Barano-wicz.Ona do narzeczonego, ja z Kasią do Kajtka.Ta Ala Kajtka bardzo misię podoba.Jest trochę piegowata i zaciąga po białorusku, ale serce w niejwielkie i ma przepiękne nogi z małymi stopkami, takie jakie miała naszamama.Kajtek uwielbia ją i żyją sobie jak gołąbki.Dzięki Bogu, chociażoni! Braciszek mój stał się całkiem dobrym szewcem.Zaopatrzył wobuwie mnie i Kasię.Dobrze mi u nich, to prawdziwy ciepły dom, ale cośmnie dręczy.Wydaje mi się, że powinnam czekać w Połoneczce, bo wtedymoże wróci Piotr.Kajtek wybija mi z głowy te myśli.Jeśli wróci, znajdzie cię i tutaj.Aleod nich się tak łatwo nie wraca, chyba że się ucieknie.A jak go znam,będzie próbował.W kwietniu z Iszkołdzi przyniesiono mi list od Witka, adresowany doAnuli z jakiegoś Starobielska.Nie mieli komu oddać i kierownik pocztydał list księdzu, żeby przywiózł do mnie.Niestety, ksiądz nie zdążył.Kilkadni temu wywiezli go na Sybir.List przyniósł nieznany mi chłopak, któryakurat tutaj musiał przyjechać.Spieszył się, nawet nie poczekał, aż goczymś poczęstuję
[ Pobierz całość w formacie PDF ]