[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Natychmiastzauważyli, że żołnierze rozmawiali między sobą po grecku, amarynarze po punicku.- Oni nadal polegają na najemnikach - powiedział pogardliwieNorbanus.- Tylko marynarze są rodowitymi Kartagińczykami.- Wydaje mi się, że niektórzy żołnierze używają dialektu la-końskiego - zauważył Flakkus.- Spartanie? - powiedział Marek.- Jeśli tak, to nisko upadli, godzącsię być najemnymi sługusami Kartaginy.- Spartanie służyli jako najemnicy na długo przedtem, nim nasiprzodkowie opuścili Italię - wyjaśnił Flakkus.Marek przywołał gestem Metrobiusza i gruby nauczyciel podszedłdo niego.- Metrobiuszu, znasz grekę lepiej niż ktokolwiek z nas.Chciałbym,abyś się tu pokręcił, porozmawiał z żołnierzami, dowiedział się skądpochodzą i wszystkiego, co mogłoby się nam przydać.- Dostaniesz raport dziś wieczorem, wodzu - nauczyciel odwrócił sięi wkrótce zniknął w tłumie.Dotarli do doków marynarki i odkryli, że są chronione oddzielnymmurem od strony lądu, mają ciężkie wrota i są obsadzone żołnierzamiw brązowych zbrojach łuskowych i stożkowatych hełmach.Gdy ichdostrzeżono, jeden ze strażników coś krzyknął i ze środka wybiegłwysoki mężczyzna.Nosił pancerz w greckim stylu ze srebrzonegobrązu, naramienniki podtrzymywały kosztowny purpurowy płaszcz.Nie miał nakrycia głowy, za to włosy ufryzowane w długie,natłuszczone pukle, a brodę przyciętą w kwadrat.Zwracał uwagęciemną cerą i czarnymi oczami, pomiędzy którymi tkwił wielki nos, który dzielił jego twarzniczym dziób okrętu wojennego.Nie musieli pytać, jakiej byłnarodowości.Zapiski i opowieści pradziadków opisywały tęfizjonomię w szczegółach: rodowity Kartagińczyk.- Bądz pozdrowiony, panie - powiedział Marek.- Jesteśmy delegacjąz Rzymu i po prostu podziwiamy waszą wspaniałą bazę marynarki.- Wiem, kim jesteście.Doszły mnie pogłoski.- Jego grecki byłpłynny, ale tak gardłowy, że niektóre słowa brzmiały jak płukaniegardła.- Czy możemy wejść do środka i obejrzeć urządzenia? - zapytałMarek.- To zabronione.-Ale wasz gubernator pozwolił nam poruszać się po mieście bezprzeszkód - odparł Norbanus.- Miasto może jest jego, ale baza marynarki moja, i jest wykluczone,aby jakikolwiek cudzoziemiec, który nie pozostaje w służbie JegoWysokości, postawił stopę w którejkolwiek kartagińskiej baziewojskowej.- Oczywiście, musi pan wypełniać swoje obowiązki - powiedziałMarek.- Nie zamierzaliśmy okazać braku szacunku.Mężczyzna nieco zmiękł.- Jestem Egabal, komandor Zatoki Tarenckiej i floty Adriatyku.Marek dokonał prezentacji, a Egabal rzucił na nich okiem.- Podejrzewam, że mieszkając na dalekiej północy nigdy niemieliście okazji oglądać cywilizowanej bazy marynarki?- Jeszcze kilka dni temu żaden z nas nie miał w życiu okazji oglądaćmorza.- Cóż więc, zapewne nie stanie się nic złego, jeśli obejrzycie ją sobiez zewnątrz.To wolno każdemu.- Pochylił się ku krawędzi wody i oparło balustradę, a jego pokryte bliznami brą- zowe ręce tworzyły dziwny kontrast z wypolerowanym białymmarmurem.Podniósł jedną z nich i wskazał na wielką, wygiętą fasadędoku, w której był rząd otworów wlotowych tuneli.-To, co widzicie tutaj, to pomieszczenia dla okrętów.W środku sąwszelkie urządzenia niezbędne do wyposażania, uzbrajania izaopatrywania w żywność okrętów.Każdy ma długość wystarczającądo pomieszczenia trzech okrętów jednocześnie.Jeśli średniej wielkościflota musi się u nas zatrzymać, możemy ich tu pomieścić dwa razywięcej.- Jak to możliwe? - zapytał Flakkus.- Niedawno widzieliśmywpływający tam statek.Wydawało się, że ma niewiele pola manewru zkażdej strony.Nawet jeśli tunele są wystarczająco długie, by zmieścićtrzy okręty, jak upchniecie tam trzy kolejne?- Z łatwością.Najpierw wpływają tam trzy okręty, dziób w rufę.Sąrozładowywane i pozbawiane masztów, a następnie za pomocą lin idzwigów podciąga się je pod sklepienie.Potem wpływają trzy kolejneokręty i stają w doku pod nimi.- Całe okręty zawieszacie pod sklepieniem? - powiedział Marek,próbując to sobie wyobrazić.- Zawsze zabezpieczamy w ten sposób okręty wojenne na zimę.Nawet Grecy tak robią, a nigdy nie byli takimi żeglarzami jak my.A więc, pomyślał Marek, sto pięćdziesiąt okrętów stanowi flotęśredniej wielkości, chyba że ten facet kłamie albo przesadza.- To wspaniałe rozwiązanie.Egabal wzruszył ramionami.- Nie równa się nawet z wielkim portem marynarki w Kartaginie, aledla barbarzyńskich oczu może być imponujące.Rzymianie zachowali kamienne twarze, dodając jednak w myślachtę małą obrazę do innych wykroczeń, za które Kartagińczycy będąmusieli pewnego dnia zapłacić. Tego wieczoru, po wystawnej kolacji w pałacu, wysłuchali raportuMetrobiusza.- Większość żołnierzy to Grecy, prawie wszyscy są marynarzami.Naliczyłem wielu mieszkańców Argos, kilku Ateńczyków i ludzi zwysp i miast Magna Graecia, ale żadnych Spartan.Dowiedziałem się,że oficerowie szkoleniowi i instruktorzy są profesjonalistami zeSparty, dlatego dialekt lakoński jest językiem całej armii, nawet wśródnie-Greków.W armii służy także wielu lberów, Libijczyków,Numidyjczyków i Mauretańczyków, jak również Balearów,Sycylijczyków, Korsykanów, Sardyńczyków i ludzi z wysppołożonych po zachodniej stronie morza.- Ale nie ma kartagińskich oddziałów lądowych? - zapytał Marek.- One nigdy nie opuszczają ojczyzny i są trzymane jako rezerwa nawypadek powstania ze strony miejscowych lub obcego zagrożenia dlasamej Kartaginy.Elitą armii jest Zwięty Zastęp złożony z wysokourodzonych młodych Kartagińczyków.Norbanus parsknął.- Elita! Banda uprzywilejowanych chłopaczków, którzy nigdy niewalczyli w obcych krajach jest elitą tej armii?- Prawdopodobnie są po prostu najlepiej ubrani - powiedziałFlakkus.- Błyszczące ciuchy i barwne piórka zawsze podnoszą opinięmężczyzny o sobie samym.Czy widziałeś płaszcz, jaki nosił Egabal?Tylko zwycięscy generałowie noszą takie po powrocie do domu.Atutaj chodzi w takim oficer marynarki.- Przygotowuję raport dla senatu - powiedział Marek.- Włączę doniego wszystko, co tu zobaczyliśmy i dowiedzieliśmy się, ale mamprzeczucie, że prawdziwe rewelacje są jeszcze przed nami.- Kartagina - powiedział z rozmarzeniem Norbanus.- Możemyzobaczyć serce wrogiego terytorium na własne oczy! Nawet nasiprzodkowie nie mieli takiej szansy. - Prawdę mówiąc - rzekł Flakkus - chociaż zapowiada się naniezwykle ciekawą podróż, będę więcej niż szczęśliwy otrzymawszyrozkaz pozostania w Tarentum i bycia twoim oficerem łącznikowym.- Jedziesz z nami, Flakkusie - powiedział Marek.- Po prostu boiszsię otwartego morza.- To nienaturalne, żeby pływać po takiej wodzie - zaprotestowałFlakkus.- Neptun nie obdarzył nas łuskami ani płetwami.- Jedziesz z nami, Flakkusie.- Dobrze, wodzu - westchnął Flakkus.Tego samego wieczoru, w innej części pałacu, Hanno miał w planachnapisanie dwóch listów.Pierwszy podyktował skrybie.- Zacznij od zwyczajowych pozdrowień dla Jego Wysokości -powiedział do starego człowieka, którzy siedział przed nim napodłodze, po turecku, z tabliczką do pisania na kolanach, piórami ikałamarzami atramentu.Mężczyzna gryzmolił pracowicie.- Wasza Wysokość - zaczął Hanno - w tych dniach do Tarentumzawitało najbardziej nieoczekiwane zjawisko - rzymska delegacja!Zapewniam Waszą Wysokość, że twój sługa nie postradał zmysłów.Wygląda na to, że pogłoski o państwie założonym na północy przezrzymskich uchodzców okazały się prawdą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •