[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Pani ? Sybillo, córeczko chrzestna, mów do mnie ciociu.Ostatecznie jestem twoją rodzoną ciotką.Podejdzże bliżej.Nie widziałamcię od czasu, gdy miałaś sześć lat, i chcę zobaczyć, na jaką piękną i do-rodną pannę wyrosłaś.Ciotka Paulina siedziała przy stole, wykładając karty arkana, fi-gury, blotki; w użyciu była cała talia tarota.Nie znałam tego układu.Ciocia odkryła jeszcze szóstkę denarów i odłożyła resztę talii na bok. Przywiozłam list od matki bąknęłam.Nos miała taki jak ojciec, wszystkim innym się od niego różniła.Zwiekiem utyła i nie zmieściłaby się już na zwykłym krześle.Jej lśniącewłosy miały nasyconą czarną barwę, jaką można osiągnąć tylko za pomo-cą farby.Inteligentne przenikliwe oczy o barwie bursztynu otaczałasiateczka drobnych linii świadczących o niełatwych życiowych do-świadczeniach.Ciotka malowała usta, róż zdobił też jej policzki.Nadgórną wargą miała niewielki wąsik, lecz za to skórę miękką, białą i zwa-żywszy jej wiek, wprost niezrozumiale gładką.Jej twarz, postać, sposóbgestykulacji wszystko to świadczyło, że pamięć mnie nie zwiodła:rzeczywiście musiała być kiedyś bardzo piękna.O krzesło oparta byłalaska z dziwaczną srebrną główką w kształcie głowy małpy.Gargantua, który poczuł się w obowiązku obwąchać cały pokój, oczywi-ście ją strącił.Podałam cioci list i podniosłam laskę. Dziękuję ci, kochana.Wiesz, mam artretyzm.Czasami trudnomi się poruszać.Widzę, że pieczęcie na liście są złamane.Czytałaś go,Sybillo, ty ciekawskie stworzenie? Chyba pół świata go czytało, ciociu.Straż nie chciała mniewpuścić do miasta samej o tak póznej porze, więc musiałam pokazać listmamy. Jakież to musiało być dla ciebie nieprzyjemne! Być wziętą zakobietę lekkich obyczajów! Mam nadzieję, że nie zachowywali się gru-biańsko?Ten dziwny dom i moja jeszcze dziwniejsza ciotka tchnęły jakąśmagią, która odzierała mnie z poloru nadanego mi przez wyższe Ja izmieniała w całkiem inną istotę, nagą i nieokrzesaną, pragnącą wy-rzucić z siebie wszystkie starannie dotąd skrywane tajemnice.83 Jestem czymś gorszym niż kobieta lekkich obyczajów, cio-ciu.Jestem morderczynią, choć to nie moja wina.Zupełnie nie mo-ja wina, bo to była pomyłka, po prostu nieporozumienie.A jeśli ojcanie uwolnią z więzienia, zostanę na dodatek żebraczką.Czy terazciocia wyrzuci mnie za drzwi?Spojrzała na mnie tymi bursztynowymi oczyma, których zrenicew półmroku wyglądały jak głębokie czarne studnie. Morderczynią? spytała z całkowitym spokojem. Twojamatka jest w liście więcej niż dyskretna.Kogo zamordowałaś? Mojego narzeczonego, Teobalda Villasse'a.Ale to stało sięprzypadkiem dodałam pospiesznie.Z ust starszej pani wydobyła się seria ni to prychnięć, ni to chi-chotów.Kiedy odzyskała panowanie nad sobą, rzekła: Siadaj, moja droga.Chcę o wszystkim usłyszeć.Nie bój się,zachowam dla siebie twój sekret.A potem zjemy lekką kolację. Potrząsnęła srebrnym dzwoneczkiem. Arnoldzie powiedzia-ła, gdy zjawił się lokaj połóż na stole trzecie nakrycie.Moja bra-tanica pozostanie u nas przez jakiś czas.Nie zdążyłam nawet dobrnąć do momentu, w którym Teobaldnagle i nieoczekiwanie nabył stos nabożnych ksiąg, kiedy z dalszymciągiem opowieści trzeba było się przenieść do jadalni. Na Boga, dziewczyno powiedziała ciotka, spałaszowawszyznaczną część każdego z tuzina sytych dań, które jedno po drugimpojawiały się na stole prawie nic nie jesz! Nie dziwota, że jesteśtaka chuda. Niby jestem głodna, ale równocześnie nie mogę nic prze-łknąć.Tak bardzo martwię się o ojca, aż brzuch mnie boli.Na wzmiankę o ojcu ciotka skrzywiła się lekko, po czym nałożyłasobie pierś kaczki przyrządzonej z kandyzowaną skórką pomarań-czową i dodatkiem dziwnej przyprawy, której zapach ostro kręcił wnozdrzach.Przyglądałam się dziwacznie nakrytemu stołowi.Sie-działyśmy przy nim tylko we dwie, ale było jeszcze jedno nakrycie mały pucharek i miseczka.Stało przy nim wąskie, wysokie mięk-ko wyściełane krzesło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]