[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ona też ma swoje tajemnice.- Podrzucił pan jedwabny sznur, bo zwyczajowo służył do wykonywania karyśmierci arystokratów przez powieszenie - zagadnęła Nell, odzyskując panowanie nad so-bą.- A co ma przypominać rozmaryn?- Jaki rozmaryn?- Nie przysłał pan gałązki rozmarynu hrabiemu Narborough?- Nie.RLTU podnóża zbocza rozpościerała się między drzewami łąka i Nell domyśliła się, żeidą w stronę jeziora.Czy powinna już teraz spróbować ucieczki, czy też czekać z nadzie-ją, że dowie się czegoś więcej?- Skręć w prawo.Na skraju lasu stała chata.Pewnie służyła za schronienie pasterzom owiec; widaćbyło gdzieniegdzie kłaczki wełny.- Wejdz do środka - polecił.Nell otworzyła drzwi.Ujrzała ściany z grubych pali, a pod jedną ze ścian na pryczystos derek.- Załóż ręce za plecy i usiądz na stołku - usłyszała, a po chwili poczuła, że jej prze-śladowca krępuje sznurem nadgarstki.Z westchnieniem wykonała polecenie, siadając na trójnożnym stołku.Było jej nie-wygodnie ze związanymi na plecach rękami, choć sznur nie tamował przepływu krwi ibył wykonany z czegoś miękkiego.Salterton pozostawił drzwi otwarte i teraz uklęknął,żeby ułożyć drwa i rozpalić ogień w palenisku.- Są bardzo suche - powiedział, jakby czytając w jej myślach.- Nie pojawi się dym,który zwabiłby tu twojego wytwornego kochanka.- Znajdzie pana - stwierdziła, patrząc na zsunięte na twarz rondo kapelusza.- Wątpię.Kiedy nadejdzie czas, to ja go znajdę.Znajdę ich wszystkich.- Saltertonwstał i zamknął drzwi.Wnętrze chaty oświetlały jedynie migocące płomienie.Przykucnął obok ognia i położył kapelusz na pryczy.Cienie rzucane przez ogieńwyostrzyły jego rysy.Nell mogła się przekonać, że jest przystojny.Jego wygląd stanowiłpewien kontrast ze spokojną drwiną brzmiącą w głosie.Nell pomyślała, że nie należy niedoceniać jego inteligencji.- Dlaczego musi pan ich znalezć?- %7łeby przypomnieć im starą przepowiednię - odparł po chwili.- Co to za przepowiednia?- Dzieci zapłacą za grzechy ojców" - tak zostało powiedziane.Nell starała się sama siebie przekonać, że dreszcz, jaki ją przeszedł, był jedynieskutkiem zimnego przeciągu, a nie śpiewnego głosu wypowiadającego proroctwo.RLT- Zostawię cię tutaj na trochę, Heleno.Muszę się upewnić, czy wokół nikogo niema.Potem pójdziesz ze mną i dowiesz się, jak sprawić mi przyjemność.- Delikatnie za-czął wodzić palcem po policzku Nell, niemal dotykając wargami jej ust.- Czekaj namnie, Heleno, i myśl o cierpieniu swojego kochanka, kiedy będzie sobie wyobrażał, cozaszło między nami.Kiedy drzwi się za nim zamknęły, Nell zaczęła nasłuchiwać odgłosów dochodzą-cych z zewnątrz.Najwyrazniej głęboki śnieg otaczający chatę głuszył wszystkie dzwięki.Zaczęła w myślach odliczać - jedna minuta, dwie, trzy, a potem wstała i z unierucho-mionymi na plecach dłońmi uklękła na pryczy nakrytej derkami.Postanowiła, że musispróbować uwolnić ręce.Przeklinając ciężki płaszcz i grubą spódnicę, Nell udało się niemal cudem wykręcićsię tak, że przełożyła ramiona pod własnym siedzeniem, a potem pod nogami.Siedziałaobolała na pryczy i dopiero gdy przestało się jej kręcić w głowie, wyciągnęła nóż, któryukryła w cholewce trzewika.Mały ostry nożyk do owoców okazał się bardziej przydatnyniż broń palna.Trzymając nożyk między stopami, przecięła sznur zaciągnięty wokółnadgarstków.Przyjrzała się sznurowi i stwierdziła, że jest to jedwabna plecionka, tyle żecieńsza niż te, które otrzymał hrabia.Nie wolno tracić czasu, pomyślała, otwierając drzwi i rozglądając się wokół.ZladySaltertona prowadziły na tył chaty, najwyrazniej poszedł do lasu.Nell przez chwilę oce-niała swoje położenie, potem ruszyła skrajem linii drzew, trzymając się jak najbliżej lasu.Na zmianę szła i biegła, sprawdzając, czy Salterton jej nie ściga.Ile czasu minie, nim onwróci do chaty? Gdzie jest Marcus?Kątem oka dostrzegła w oddali jakiś ruch.Zatrzymała się, próbując zobaczyć cośw oślepiającym świetle promieni odbijających się od śniegu, i dostrzegła dach powozu.Przy tej pogodzie mógł jechać tylko drogą w stronę rogatek.Jeśli przetnie łąkę i przed-ostanie się przez zamarzniętą rzekę, to może spotka inny pojazd, trafi na farmę, schronisię przed prześladowcą.Ale to oznaczało wyjście na otwartą przestrzeń.Nell zawahała się, a potem odwró-ciła tyłem do lasu i zaczęła biec.Spódnica plątała się jej wokół nóg, oddychała ciężko izaschło jej w gardle.Przez chwilę wydawało jej się, że ucieczka się powiodła, że się jejRLTudało, ale potem ciemna sylwetka wyłoniła się z lasu.Mężczyzna zrzucił gruby płaszcz ipopędził skosem przez łąkę, by przeciąć jej drogę.Miał dłuższy dystans do pokonania, ale był silniejszy i szybszy, a jej przeszkadzałaciężka spódnica.Nell szarpała się z wiązaniem kapelusza i starała się rozpiąć w bieguguziki płaszcza.Odetchnęła z ulgą, kiedy udało jej się zrzucić płaszcz i kapelusz, ale gdydopadła do rzeki i pobiegła po lodzie, usłyszała za sobą Saltertona.Ogarnęło ją przeraże-nie i zaczęła pędzić jeszcze szybciej, ale to okazało się jej zgubą.Tuż przy drugim brze-gu Nell poślizgnęła się, straciła równowagę i upadła.- Wzgardziłaś moją gościnnością, Heleno? - Mężczyzna nie podniósł jej, jedynieobrócił, żeby spojrzeć jej w twarz.Nie wydawał się zmęczony pościgiem, podczas gdy Nell z trudem łapała oddech.- Och, zaraz zwymiotuję.- Przekręciła się, jakby właśnie chwyciły ją nudności iuwolniła rękę.Gorączkowo sięgnęła po nóż ukryty w cholewce trzewika i po chwili wyprostowa-ła się, trzymając go przed sobą.- Puść mnie wolno, bo przysięgam, że go użyję - wysapała.Salterton wyciągnął rękę tak szybko, że ten ruch wydawał się mgnieniem.Nellkrzyknęła i się zamachnęła, ale Salterton chwycił ją za nadgarstek jedną ręką, a drugąwyrwał nóż.- Diablica! - warknął
[ Pobierz całość w formacie PDF ]