[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A więc to mo\e się tak\e łączyć w jakiś sposób z twoimi młodszymi siostrami.Albozaginięciem starszej.W jaki sposób mogłoby wiązać się z tym ostatnim?- Z Cameron? - zdumiałam się.- Najpierw ktoś dzwoni, \e widział Cameron.Potem policja otrzymuje telefon zpogró\kami.Dwa anonimowe telefony w tym samym czasie.Trochę dziwne jak naprzypadek, nie uwa\asz?- Hm, owszem - przyznałam, po raz pierwszy kojarząc te fakty.- Tak, jak najbardziej.- Jeśli nie myślałam o tym wcześniej, to tylko dlatego, \e wytrąciły mnie z równowagizamachy na ludzi, w których towarzystwie przebywałam.- Czyli rzeczywiście, to mo\e miećcoś wspólnego z Cameron.- Wez te\ pod uwagę, \e anonim mógł działać w ten sposób, bo zakładał, \e tonajłatwiejszy sposób rozdzielenia cię z Tolliverem.Pewnie myślał, \e natychmiast pojedzieszdo Texarkany.Nie przewidział przeszkody w osobie policjanta, który ściągnął nagrania tutaj,na miejsce.- Manfred zamilkł na moment.- Harper? Jesteś pewna, ale tak całkowicie, \e tonie była twoja siostra?- Tak.Miała inny owal twarzy i inny chód.Fakt, była blondynką, odpowiedniejbudowy i wzrostu.I rzeczywiście, dziwne, \e ktoś to zgłosił, skoro sprawa jest nieruszana ju\od lat.- Jesteś.Rozumiem, \e uwa\asz Cameron za zmarłą?- Tak, od dawna - odrzekłam stanowczo, jakby nigdy nie nachodziły mnie co do tegowątpliwości.- Za nic w świecie nie pozwoliłaby mi się zamartwiać przez te wszystkie lata.- Ale mówiłaś, \e bywało wam się cię\ko dogadać?- Uhm, ale nigdy by mi czegoś takiego nie zrobiła - oznajmiłam z pełnymprzekonaniem.- Kochała nas, mnie i dzieciaki.- A więc nagle pojawia się twój ojczym i ktoś widzi Cameron.- Manfred taktowniepominął mo\liwość odejścia Cameron z własnej woli.- Co za zbieg okoliczności, prawda?- Owszem.Ale nie mam pojęcia, jak to powiązać.Nigdy nie przyszło mi na myśl,\eby go podejrzewać.A mo\e powinno.Ale wtedy pojechał do jakiegoś swojego kolesia, zktórym miał interesy.Wykluczało go to z kręgu podejrzanych.- Jakiego rodzaju interesy?- Prochy i cała reszta, na czym mogli zarobić.- Musiałam się skupić, \eby sobieprzypomnieć.Dziwne.Nie sądziłam, \e kiedykolwiek zapomnę szczegóły tamtego dnia.-Renaldo i Matthew mieli po południu zanieść jakiś złom na składowisko.Ale chyba nie dotarli do celu, bo zaczęli grać w bilard.- Jak miał na nazwisko ten kumpel?- Simpkins - odparłam niezadowolona, \e z takim trudem przyszło mi wygrzebanietego nazwiska z pamięci.- Był młodszy od Matthew, nawet przyjemny dla oka z tego, copamiętam.- Usiłowałam przywołać obraz jego twarzy.- Mo\e Tolliver przypomni sobie coświęcej - dodałam.Miałam wra\enie, jakbym, zapominając detale tamtego dnia, zdradzałamoją siostrę.Po raz pierwszy doceniłam raporty policyjne.Victoria Flores te\ powinna takimieć.Zaparkowaliśmy pod szpitalem.Christian Memoriał był mo\e odrobinę nowszy odGod's Mercy, ale w tej okolicy nic nie mogło być zbyt stare.Po wejściu poprosiliśmyrejestratorkę w ró\owym fartuchu o wskazanie drogi.Obdarzyła nas wyuczonym uśmiechem,który w zamyśle miał być ciepły i \yczliwy.- Detektyw Powers le\y na czwartym piętrze, ale ostrzegam, dość tłoczno tam,mo\ecie się nie dostać.- Dzięki.- Uśmiechnęłam się równie promiennie.W drodze do windy dekoracje na twarzy Manfreda przyciągały wzrok mijających nasludzi.Mój towarzysz wydawał się nie zauwa\ać fascynacji i zaskoczenia, jakie wzbudzał.Naczwartym piętrze naszym oczom ukazał się tłum, w którym dominował kolor niebieski.Wszędzie kłębili się mundurowi w ró\nego rodzaju uniformach oraz cywile, prawdopodobniedetektywi.Pomiędzy nimi dostrzegłam te\ jednego czy dwóch futbolistów.Nie przyszło mi nawet do głowy, \eby zostawić Manfreda na dole, ale szybkozrozumiałam, \e to niedopatrzenie było błędem.Zwracał na siebie uwagę, i to nie w sensiepozytywnym.Wyprostowałam się.Manfred był moim przyjacielem i miał prawo przebywaćtutaj, jak ka\dy inny.Podeszła do nas wysoka kobieta z szopą brązowych włosów.Na pewnotu dowodziła.Zresztą dowodziłaby i gdziekolwiek indziej.- Witam - rzekła.- Jestem Beverly Powers, \ona Parkera.Mogę jakoś państwupomóc?- Mam nadzieję - odparłam z wahaniem.Nie przewidziałam takiego tłumu i tylu oczuskupionych na mnie.- Nazywam się Harper Connelly, Parker został ranny, kiedy ktoś chciałmnie zastrzelić.Chciałabym mu podziękować.A to Manfred Bernardo, mój przyjaciel.Przywiózł mnie tu zamiast mojego brata, który le\y w szpitalu.- Ach, więc pani jest tą kobietą.- Beverly Powers spojrzała na mnie z większymzainteresowaniem.- Cieszę się, \e mogę panią poznać.Krą\y wiele hipotez na tematpowodów, dla których mój mą\ był wtedy z panią.Mam nadzieję, \e powie mi pani, jak to sięstało? - Jak najbardziej - odpowiedziałam zdumiona.- To \adna tajemnica.Czekała w milczeniu z uniesionymi brwiami.Zaskoczona zrozumiałam, \e chcewyjaśnień tu i teraz.Wszyscy wokół słuchali, udając, \e tego nie robią.Kątem oka dostrzegłam, jakManfred odsuwa się, stając pod ścianą.Skrzy\ował ramiona na piersiach i obserwował mnieczujnie.Wyglądał jak jakiś tajniak na słu\bie.I pewnie właśnie takie wra\enie chciałsprawiać.Ten chłopak był niczym kameleon.- Dwa dni wcześniej został postrzelony mój brat - zaczęłam, ostro\nie dobierającsłowa.- Na miejsce przyjechał detektyw Powers.On oraz Rudy Flemmons.DetektywFlemmons przyszedł następnego dnia do szpitala, kiedy odwiedzałam brata, aby przekazać mipewne informacje.A kiedy wczoraj wróciłam do hotelu, czekał tam na mnie pani mą\.Powiedziałam, \e wybieram się pobiegać, bo przez cały dzień siedziałam z bratem, a onzaproponował, \e będzie mi towarzyszył, poniewa\ nie był przekonany, czy to mój bratstanowił prawdziwy cel.- Nie zamierzałam wspominać o \adnych błyskach, które widziałamw oczach Powersa.- Uwa\ał, \e być mo\e strzelano do mnie, tym bardziej \e tego dnia ktośdzwonił na komisariat, gro\ąc mi śmiercią.Chyba \adne z nas nie brało tych pogró\ekpowa\nie, co, jak się okazało, było błędem i bardzo tego \ałuję.Na usprawiedliwienie mogępowiedzieć, \e ju\ wcześniej mi gro\ono i nigdy nikt nie posunął się poza słowa.Pani mą\przebrał się w samochodzie w rzeczy, które miał w baga\niku, po czym ruszyliśmy na ulicę.Szybko się zmęczył, proszę wybaczyć, ale pewnie dawno nie biegał.- Wcześniej wyczuwalnenapięcie wśród zebranych opadło w trakcie mojej opowieści, a gdy wspomniałam o brakukondycji Powersa, kilka osób nawet się zaśmiało.Przez twarz Beverly tak\e przemknął lekkiuśmieszek.Nagle zrozumiałam.Pani Powers i koledzy detektywa sądzili, \e mieliśmy romans.Moje konkretne wyjaśnienia rozwiały te podejrzenia.Tak naprawdę nie byli rozbawieni, poprostu im ul\yło.- Biegaliśmy wokół ciągów autobusów na zajezdni, tej naprzeciw szkoły na Jacaranda.- Kątem oka dostrzegłam, \e parę osób kiwa głowami.- Usłyszeliśmy nadje\d\ającysamochód.Oboje pomyśleliśmy, \e ktoś nas śledził, ale kierowca odjechał.Uznaliśmyjednak, \e lepiej wracać.Nagle na ulicy zza drzewa wyskoczył jakiś mę\czyzna i wystrzelił.Nie wiem, czy celował we mnie, czy w pani mę\a, ale detektyw Powers odepchnął mnie nabok i kula trafiła w niego.Bardzo mi przykro.Naprawdę wykazał się ogromną odwagą ifatalnie się czuję, \e został tak cię\ko ranny.Zadzwoniłam na numer alarmowy tak szybkojak mogłam. - To ocaliło mu \ycie - stwierdziła Beverly [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •