[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mój Boże, jakie poetyckie porównanie!.- Teraz nawet niemiałam sił się złościć.- Wyobraz sobie, że marzyłam.Szłam i ma-rzyłam, i w nosie mam te wszystkie zabójstwa!- Aha - powiedział Aukjanow wzgardliwie - pewnie marzyłaś o tym, żeby wyjść za mnie za mąż?- Załóżmy.- Wstrząsające.A nasz pierworodny też był obecny w tych ma-rzeniach? Tu biegnie pies, ja pcham wózek, a ty trzymasz mnie zarękę.Tak? - Wyszczerzył zęby, a ja znieruchomiałam, wpatrując się wziemię pod swoimi nogami.- Co? - Pochylił się do mnie.- Bo nie słyszę?- Tak - warknęłam.- Bardzo śmieszne, prawda? Rzeczywiście,śmieszne - przyznałam szczerze.- To już faktycznie lepiej myśleć omorderstwach.Nie przeszkadzaj - poradziłam.Saszka szczeknął zezłością, podbiegając do Aukjanowa.- A ty milcz! - naskoczyłam napsa i zawróciłam do domu.Już z daleka zobaczyłam żiguli Wieszniakowa i odetchnęłam zulgą.- Spacerujesz z Saszką? - spytał Artiom, kiwając głową.- Tak.Przewietrzyłam obu.Chodzmy.Jakieś nowiny?- Interesującego cię majora, który odwiedził nauczycielkę, niema w naszym mieście.U nauczycielki już byli nasi i nawet pokazalijej zdjęcia wszystkich pracowników, którzy mają podobne nazwiska.- No? Bardzo operatywnie.- Co z tego, skoro bez efektu.Albo major jest z innego miasta,albo wcale nie jest majorem.- Ani kapitanem, ani niczym innym.Poszliśmy do kuchni; Aukjanow włączył czajnik, nałożył psu je-dzenie, wyjął z lodówki jakieś produkty.Artiom obserwował to zledwie dostrzegalną dezaprobatą.- Właściwie sprawa jest jasna - powiedział, siadając wygodniej.-Tylko co z tego? Dwanaście lat temu popełniono bestialskie morder-stwo i ktoś czekał te dwanaście lat, żeby rozprawić się z mordercami.- A przecież wcale nie musiał czekać.- Westchnęłam.- Dwojemógł zabić od razu, Serafimowicz zlikwidować po wyjściu z więzie-nia, a dwa lata pózniej załatwić Krasnowa.Wtedy znacznie trudniejbyłoby powiązać ze sobą te cztery morderstwa i ryzyko wpadki byłoby o wiele mniejsze.- A może on gwiżdże na ryzyko? Może właśnie chce, żeby sięwszyscy dowiedzieli, a w każdym razie zrozumieli?- A nie chce czasem trafić do więzienia? - zapytałam złośliwie.- Wcale nie wiadomo, czy zdołamy wsadzić go do więzienia!Potrzebowalibyśmy dowodów, a my co mamy? Na razie same do-mysły - nawet nie mamy podejrzanego! Ojciec dziewczynki zmarłpięć lat temu, matka jest inwalidką, bliskiej rodziny nie ma, kogo tupodejrzewać? Jakiegoś chłopca, który był w niej zakochany i czekałdwanaście lat, żeby się zemścić? Jeśli wierzyć zeznaniom, to nawetchłopca nie było! Dziewczynka była cicha i spokojna, z powodumłodego wieku nie zdążyła mieć chłopaka.Wprawdzie mógł być jakiśtajemniczy adorator.ale to już w ogóle idiotyzm, istny serial mek-sykański!- Radziłbym pomyśleć o gliniarzu - odezwał się Aukjanow, na-lewając herbatę.- O tym nieistniejącym majorze.Ktoś przed wamibardzo żwawo i logicznie poprowadził śledztwo - a to kosztuje.Artiom ściągnął brwi.- Chcesz powiedzieć.- Chcę powiedzieć, że ten, kto to wszystko zorganizował, maduże pieniądze, a co za tym idzie, nie będzie łatwo wsadzić go zakratki.Mordercy są najemnikami, zleceniodawca stoi z boku, a mywychodzimy na idiotów.- Aleś nas pocieszył - sapnął Artiom.- Robię, co mogę.- Słuchajcie - wtrąciłam się.- Najpierw znajdzmy tego typa.Odwiedzimy matkę dziewczynki.- Jest w sanatorium, trzydzieści kilometrów od miasta.Masz tuadres.- Artiom położył na stole kartkę.- Lepiej będzie, jak ty z niąporozmawiasz.- Ta kobieta ma pieniądze? - spytał Aukjanow.- Pracowała w przedszkolu, teraz jest na rencie, a mąż nie żyje.Sam rozumiesz, że forsy ma jak lodu. - Z tego wynika, że można ją skreślić z listy podejrzanych?- Tak czy inaczej trzeba tam pojechać - orzekłam.- A nuż sięczegoś dowiemy.- Przecież Serafimowicz zjawiła się tu nie przypadkiem - zau-ważył Aukjanow, przesuwając palcem po brwi - i bardzo możliwe, żejuż wiedziała, że ktoś zaczyna polowanie.Może dostała anonim zgrozbami albo coś w tym rodzaju? Napisała list do Iwanowej, żeby jąuprzedzić, a potem sama tu przyjechała.- Anonim? - Uśmiechnęłam się.- Twoim zdaniem morderca lubiteatralne gesty?- A twoim zdaniem nie? Wszystkie kobiety zostały zamordo-wane w jednym domu towarowym.Cztery morderstwa w ciągudziesięciu dni.Prawdziwe show!- To wariat - powiedziałam po zastanowieniu.- Albo człowiek, który nie może wybaczyć.- Aukjanow sięuśmiechnął.- Dwanaście lat to dość długo.- Są rany, które się nie goją się nigdy - dodał Artiom.- Słuchajcie, to świr! Oczywiście, że rany to poważna sprawa, ato, co zrobili z dziewczynką.Ale to świr! Porzućcie ten idiotycznyton! To morderca, cholerny sukinsyn i jego miejsce jest za kratami,bez względu na to, jak bardzo krwawi mu serce.Czy wyrażam sięjasno?- Coś się tak wkurzyła? - zdumiał się Artiom.- Jak będzie kogowsadzić, to nic się nie bój, wsadzimy go jak złoto.Pozmywałam naczynia i poszłam na balkon.Aukjanow siedział wsalonie przed telewizorem, ale nie miałam ochoty się do niego przy-łączać.Właściwie dobrze by było, gdyby się wyniósł do hotelu.Wkońcu ma zarezerwowany pokój, a to kosztuje.Tymczasem stanąłobok mnie tak niespodziewanie, że aż się wzdrygnęłam.- Czasem trzeba pozwolić mózgowi odpocząć - powiedział we-soło, opierając się łokciami o poręcz.- Morderca nam nie ucieknie. - Mam nadzieję - odparłam.- Nie chcesz, żeby go złapali? - spytał nagle.Zaskoczona od-wróciłam się do Aukjanowa, spojrzałam pytająco.- Współczujesz mui dlatego się denerwujesz.- dodał.- Już wygłosiłam swój punkt widzenia.- To oficjalny punkt widzenia.A twój własny?Zastanowiłam się.- Nie mnie go sądzić - powiedziałam w końcu szczerze.- Wiesz co? Gwiżdż na te wszystkie myśli i po prostu rób swoje.- Wsadz sobie w tyłek swoje mądre rady.- Złościsz się? Ja sam jestem na siebie zły.- Poważnie? - nie uwierzyłam.- Tak.Tam, w parku, też o tym marzyłem.- O czym? - spytałam, myśląc, że czegoś nie rozumiem.- O tym co i ty.Zmieszne, prawda?Ale tak naprawdę wcale go to nie bawiło.Staliśmy obok siebie i wświetle padającym z kuchni widziałam jego twarz, teraz bez tegozwykłego wyrazu wzgardliwej obojętności dla wszystkiego na świe-cie.I spojrzenie miał zupełnie inne.Nawet on czasem czuje ból -pomyślałam i ni z tego, ni z owego rozpłakałam się.Wyciągnęłamrękę do jego twarzy, a on zamknął oczy i ścisnął mój nadgarstek.Gładziłam jego policzki i czoło, Sasza całował moje palce.Spojrzałam na zegarek - wpół do czwartej.Za oknem ciemno, niewidać gwiazd.Pewnie będzie padać.Aukjanow leżał na plecach,oddychał równo, ale wiedziałam, że nie śpi.- Kochasz mnie? - spytałam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •