[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może wtedy i dusza jego wyda się pani nie taką czarną, jakgdyby ją, kto umaczał w atramencie.Ninka już teraz uśmiechała się pobłażliwie. Nie mogę pozbyć się jednego przekonania,  rzekła  ale niech pan nie gniewa się za to,co powiem.Zdaje mi się, że pan pozuje na gorszego, niż jest w istocie. Już drugi raz, choć w innej formie, robi pani to samo spostrzeżenie, a ja drugi raz niezaprzeczam, może.tylko przez grzeczność, aby innego niż pani nie być zdania. Ta mała ma naprawdę umysł subtelny,  myślał sobie  trochę intuicyi i mimowolnegoprzeczuwania drugich wypływającego z wrażliwości.Gdyby istniała kolekcya kobiet,posiadających właściwość mimowolnego przeczuwania tego, do czego inni rozumowaniemdojść nie mogą, to byłby z niej jeden z bardziej obiecujących okazów. Trzeba już koniec położyć bałamuceniu panny Janiny  rzekła z uśmiechem pani Julia: do wagonu już czas wsiadać.%7łegnano się.Ninka stała jeszcze na peronie i przez okno rozmawiała z panią Julią. A niech pani pamięta pisać zawsze do mnie o wszystkiem!  rzekła pani Julia. Z największą przyjemnością.Do widzenia! Ninka za jej plecami szukała sylwetkiTenczyńskiego, ale on nie patrzał już przez okno: zajęty był zdejmowaniem paltota z paniJulii.Pociąg ruszył, w oknie stanął Maryański i ostatni ukłon posłał Nince. Panienko, może już do domu pojedziemy?  rzekła panna służąca, kiedy pociągu widaćjuż nie było, a Ninka patrzała za nim jeszcze. Możemy pójść piechotą, czas jest prześliczny, a jeszcze jest tak wcześnie, że ciocianieprędko będzie cię potrzebowała do ubierania.Do kogóż się ma śpieszyć?  myślała sobie. Przecież jej nikt nie potrzebuje, nikomu niejest pożądaną, ani użyteczną.Pani Tenczyńskiej wystarcza towarzystwo dame de compagnie,sama j ej to wczoraj powiedziała.Czy wróci wcześniej, czy pózniej, nikt na tem nie ucierpi,nie zatroszczy się, ani zatęskni.Zdawało się Nince, że to ona gdzieś daleko odjechała, że zostawiła za sobą jakieśprzedmioty drogie i blizkie, że jej po nich tęskno i smutno, jakby się oddaliła od całegouroku, jaki miało dla niej życie.Właśnie przez most przechodziła.Widać było daleki horyzont Elby w obydwóchkierunkach, pełen powietrza i aromatu wiosny, szerokiej przestrzeni, niebieskich konturówgór oddalonych i odbłysków słońca, łamiących się w falach wody.Ninka weszła na taras Bruhlowski i usiadła na jednej z ławek.Upajał ją ten wiosenny,słoneczny widok, miała ochotę marzeniom puścić wodze, pomiędzy światłem i zielonościąrozpędzie przygnębienie i apatyę.Uwijały się wokoło niej gromadki dzieci, kilka par młodych stało opartych o baryerkę igawędzili, zajęci sobą wyłącznie.Dążenie do życia, radości i swobody zdawało się krążyć w powietrzu, i Ninkę ogarnęłanaraz jakaś chęć szczęścia i upojenia, a zarazem jakaś tęsknota, splątana ze wspomnieniemTenczyńskiego.Ale ten wesoły i słoneczny widok Drezna jakoś ją dziwnie odosabniał; nastrójten nie harmonizował z jej wewnętrznem usposobieniem, nie mogła z nim sympatyzować idoznać ulgi.Jejby potrzeba było teraz jakiejś istoty, która byłaby smutna, tak samoosamotniona i na uboczu, któraby rozumiała, że dusza jej rwie się do szczęścia iprzywiązania, do jakiegoś celu dla dążeń i uczucia jej tymczasem smutno, bo niema kołosiebie ani uczucia, ani celu, ani równowagi ducha, ani spokoju; bo każdy powiewbalsamiczny, bo każdy uśmiech natury i życia, każda melodya muzyki lub fala światłościsłonecznej rozbudza w niej tęsknotę, kreśląc, niewiadomo dlaczego, rysy Tenczyńskiego.Ale.nie.tak zle nie jest.Tam.z krainy jakichś niewyraznych wspomnień patrzą nanią czyjeś oczy, bardzo smutne, a zdające się czytać w myślach jej i uczuciach.21 Czyje to oczy?.I kto na nią patrzał tak, z tym wyrazem?.A patrzał tak ktoś na nią  oczy te coraz jaśniej rysują się w jej pamięci.Naraz przypomniała sobie wycieczkę do Galeryi z panią Julią.To Madonna Sykstyńskapatrzała tak na nią z Rafaelowskiego arcydzieła.Ninka uczuła, że zobaczyć znowu ten obraz byłoby dla niej wielką przyjemnością.Zdawało jej się, że znajdzie tam kogoś blizkiego, kto ją przygarnie w swej dobroci, wskażedrogę do spokoju i równowagi uczuć i umysłu.Spojrzała na zegarek.Galeryę za kwadrans dopiero otwierano.Przeczekała ten czas na Bruhlowskim tarasie, a pózniej rzekła do panny służącej: Możesz wrócić do domu; będziesz tam pewno potrzebna.Powiedz cioci, że poszłam doGaleryi i że stamtąd wrócę dorożką.Wchodziła do Galeryi z chwilą otwarcia; sale były zupełnie puste; skierowała się wprostdo Madonny.I tam było pusto; myśleć mogła spokojnie i swobodnie, łączyć swoje uczucia i wrażenia zrealnem marzeniem artysty.Zaczęła się uważnie wpatrywać w malowidło, na które za pierwszej swojej w Galeryibytności mogła była spojrzeć tylko dorywczo i mimochodem.I zdawało się jej, że marzenie przybiera kształt rzeczywistości, że naprawdę portyera sięrozchyliła, i Marya, na obłoku z Aniołów, z nieba schodzi.Nie błyszczy jaskrawymi kolorami, ani blaskiem migotliwym, a jednak jasność wokołoniej się roztacza, delikatna i niebiańska, która nie oślepia, ani przestrasza, ale miękkiemswojem światłem wabi i ośmiela, rozmarza i nasuwa myśli o nadziemskiej krainie.Marya stoi, lecz widać, że dopiero w tej chwili z nieba zeszła; suknia jej, jeszcze ruchemrozwiana, nie miała czasu podążyć za nią.Marya i Jezus patrzą na ziemię; patrzą spokojnie,bez zdziwienia, bo im wiadome jest wszystko  i smutek powlókł ich twarze.Jezus zamyśliłsię poważnie, jakby formułował wyrok sprawiedliwości; lecz ten wyrok surowym nie będzie,twarz zaraz rozjaśnić się gotowa miłością, przebaczeniem i miłosierdziem.A choćby byłsurowy, to go zagładzi prośba Maryi, bo w jej rysach jest całe niebo słodyczy i miłości.I ona z zamyśleniem przyglądała się tłumowi, który w pochodzie życia u jej stóp płynie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •