[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie widziała nic w koło siebie, a monotonny śpiew obijał się o jej uszy, jakszelest wiatru, jak szum burzy.Gdy pogrzeb przeciągał koło karczemki,oczekująca nań w czarnej sukni radczyni i pan Frydryk, połączyli się z nim nieznacznie, zważając wszakże by zaraz przy proboszczu i na honorowem iśćmiejscu, nie mieszając się z gawiedzią.Osobliwie o to troskliwą się okazała paniPękosławska, której Grześ galonowany miał missya rozeprzeć ludzi i pilnowaćby jej nie naciskano.Oczy jejmości i pana Frydryka razem prawie padły naDosię, idącą tuż za trumną i ubraną w grubą żałobę, a że szli razem i radczynikuzynowi rękę sobie podać kazała do krzyża za wioską, gdzie na nią powózczekał mający ją zawiezć do kościołka, pochyliła się do ucha towarzyszaszepcąc mu. Patrzaj Waćpan, któż to to jest.pewnie ta wychowanka.i w żałobę sięustroiła żeby ją mieli za krewną.i pierwsze sobie miejsce zajęła.a toż tozuchwalstwo nie do zniesienia.co ona sobie myśli, ja jej te plerezy obedrzećkażę. Zmiłuj się siostruniu, zalękły odparł pan Frydryk, żeby mu nie powierzanospełnienia wyroku  ta to pogrzeb. Trzeba ścierpieć, oczewiście, ale uważasz Waćpan, na co to zakrawa?.Ledwie się dowlokłszy do krzyża, pani Pękosławska zaprosiła do swojegopowozu brata Frydryka, i gdy reszta ludu do kościołka już widniejącego w dalipociągnęła piechotą, oni za tłumem jechali sobie wygodnie, a radczyni ciągle sięunosiła nad zuchwalstwem Dosi. %7łałobę! słyszysz asindziej, przywdziałażałobę! krewna czy co.To pachnie jeszcze tem, że jej coś dać trzeba będzie. Mnie się zdaje, rzekł pan Frydryk, że dosyć się jej nieboszczyk nadawał zażycia, a jeśli nie rozporządził niczem, my nie mamy obowiązku wspieraćsierot. Choćby nawet rozporządził, ofuknęła się pani Pękosławska  ja mamdzieci.Julkę wydaję za mąż.temi laty dosyceśmy się nadtracili, nikomu nicnie dam. Ani ja też.dodał pan Frydryk spozierając na siostrę. A co się tyczę podziału między nami  odkaszlnęła zwracając się do niegopani Pękosławska. Na to jeszcze będzie czas, zimno rzekł pan Frydryk  zobaczymy. Tylko zmiłuj się kochanku, nikogo więcej nie dopuszczajmy.szepnęłajejmość  my, we dwoje.nikt więcej.Pan Frydryk potakująco uśmiechnął się tak, że znać było iż i siostry nie bardzomu się do udziału chciało przypuścić, ale zamilkł tymczasowie.Pogrzeb zwrócił się już ku kościółkowi, gdzie jeszcze odbyć się miałonabożeństwo, co i niecierpliwiło niepomału krewnych, a szczególniej radczynię,utrzymująca, że ksiądz mógł prosto bez ceremonii zawiezć nieboszczyka namogiłki. Do czego to te ceremonje, rzekła, co prędzej to lepiej.a tu taki skwar.amnie pilno i ksiądz sobie każe płacić potem, bo świec napalą.i bractwo wedwójnasób wezmie, a to nie był pan.człowiek skromny, jestem pewna że tegonie wymagał.na co to jemu? W kościele dopiero pan Frydryk i jego siostra z boku przypatrzyli się twarzyDosi, której dotąd postrzedz nie mogli; oboje uderzyły jej rysy tak niepospolitejpiękności, że w najwykwintniejszym salonie byłyby oko zwróciły, cóż dopierowśród tego tłumu? A jakie to białe i wypieszczone! pomyślała Pękosławska i co to to robić terazbędzie! Nieboszczyk nie miał głowy że to brał na wychowanie; przyzwyczaił dozbytku, a teraz się zwala.Jeszcze taka twarzyczka! Patrzajcie ją! i w żałobę sięustroiła lala! i przy trumnie klęczy, a zawodzi jakby po ojcu.to wszystkonaumyślnie; ale poczekaj panieneczko, ja tych komedyj nie lubię.Gdy już trumnę zdejmować miano, proboszcz wyszedł z mową na ambonę, amówił ją ze łzami, bo nieboszczyk był jego starym przyjacielem i serceodzywało się w słowach kapłana pełnych przejęcia i smutku.Pod koniec zwróciłsię do sieroty i krewnych, polecając wychowanicę zmarłego ich opiece.Chciałtem wezwaniem publicznem niejako ich związać i moralnie do uczynienia dlaniej czegoś przymusić, ale pani radczyni tylko się obniżyła trącając łokciemFrydryka. Oto słyszysz Waćpan! wystąpił! Sierotę jakąś przybłędę pomięszał z nami!cóż to krewna jaka czy co! staremu się w głowie pomięszało.Nam ją poleca!trafił! zapewne.muszę mu zmyć głowę, niewiedzieć co plecie! niewiedzieć coplecie.To jakiś spisek, ubrali ją w żałobę.i oddają nam ją publicznie, wkościele! zapewne! a ba! zobaczymy! nie głupiam! nie!Radczyni tak była oburzona, że się kilka razy z kroplistych potów ocieraćmusiała, co z daleka można ściśle biorąc wytłumaczyć było łzami.pan Frydrykzmilczał zaciąwszy usta.ale na wąs motał.(choć wąsów nie miał).Sapiąc i ledwie mogąc gniew w sobie utrzymać, poszła Pękosławska zacmentarz, podprowadzana pod ręce przez kuzynka i Grzesia.żółty piasekoznaczał miejsce, gdzie grób był dla starca przygotowany, a Dosiapoklęknąwszy nad dołem, upadła przy nim zemdlona.Znowu ta oznaka boleści niepodobała się mocno radczyni, która na krzątającychsię około sieroty rzuciła piorunujące wejrzenie.Tym czasem pobłogosławionątrumienkę spuścili grabarze, i pierwszą garść piasku rozpłakany rzuciłproboszcz.za nim naturalnie pilnując swej prerogatywy cisnęła paniPękosławska, pan Frydryk i ludzie się wzięli do usypywania mogiły. A teraz jedzmy, żywo zawołała sukcessorka, po drodze waćpan wezurzędnika i do dworku zaraz, bo nie ma co czasu tracić.Dosię już Piotr na wózeczku pożyczonym od chłopka powoli na folwarkodwoził, powóz sześciokonny radczyni spotkał ją na drodze, gniewne wejrzeniepadło na zapłakaną, ale na nie nikt nie uważał  ona myślała tylko o straciejaką poniosła.a przyszłość jeszcze jej ni razu nie stanęła przed oczyma.Jeszcze zapach kadzideł kościelnych i świec katafalku nie wywietrzał z izdebki,w której spoczywało ciało pana Czeszaka, a już z urzędnikiem radczyni i panFrydryk krzątali się i uwijali po dworku.Nie było najmniejszej wątpliwości oprawie spadku dla krewnych należącym, oboje postarali się wcześnie o spełnienie formalności wprowadzających ich do majątku i chciwie zaprzątali się,pan Frydryk śledzeniem czyli co nie pochwycono w czasie ich niebytności.radczyni ubezpieczeniem się na przyszłość [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •