[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zamiast tegozebrał się w sobie, żeby wstać z kanapy.Wymagało to dużo więcejwysiłku, niż się spodziewał.Zachwiał się i poczuł tępy ból w głowie.- Do licha.- mruknął i dodał: - Chyba złamałeś mi szczękę.- Ciesz się, że nie dostałeś mocniej.Leżałbyś przez następne trzydni.Philippe odburknął coś pod nosem i wyprostował sztywne ramiona.- Straciliśmy zbyt dużo czasu.- Nalał sobie szklaneczkę brandy.-Wracam do Paryża.169RS - Najpierw zjesz śniadanie.- Carlos wskazał srebrną tacę, stojącą nastole.- Madame LaSalle przyniosła to przed chwilą.Przysięgłem jej nagrób mojej matki, że zmuszę cię do jedzenia.Philippe jednym haustem wypił brandy i skrzywił się, czując palenie wżołądku.Wprawdzie niewiele pomogło to na ból szczęki, ale przynaj-mniej trochę rozjaśniło umysł.Znów napełnił szklaneczkę.- To wszystko, czego mi teraz trzeba - powiedział.- Będziesz się jej tłumaczył, dlaczego niczego nie zjadłeś?- Chyba nie boisz się starej gospodyni?- Lękam się każdej kobiety, która rozpieszcza mężczyzn.- Carloswzdrygnął się mimo woli.- Są bezlitosne.A poza tym madame LaSalle itak jest wystarczająco smutna.Philippe westchnął ciężko, kiedy przypomniał sobie, jak gospodynizareagowała na wieść o zniknięciu Raine.Jej zawodzenie i krzyki dały sięsłyszeć z daleka.- To prawda.Cała służba polubiła Raine.Carlos spojrzał na niegospod oka.- Nic w tym.dziwnego.Która inna dama poświęcałaby im tyleuwagi?- Pomaga wszystkim, których spotyka - oschle zauważył Philippe.-Wiesz, że oddała moje najlepsze rękawiczki zwykłemu węglarzowi?Zorientowała się, że mu zimno w ręce.Własne buty wręczyła starejprostytutce.- Nie da się ukryć, że ma dobre serce.Nagle Philippe zdał sobiesprawę, że na swój sposób ograniczał dobroć promieniejącą z Raine.Nocóż.Może jest bezczelnym, samolubnym draniem, ale z drugiej nigdyjej nie skrzywdził.Nie potrafiłby zniszczyć czegoś tak cennego.Rozległo się donośne bicie zegara, stojącego na kominku.Philippeopróżnił szklaneczkę i odstawił ją na stół.Musiał wydostać się z tegodomu.Musiał działać.- Powinniśmy zamienić słowo z Belfleurem.- Jego ludzie przeszukują każdy dom w sąsiedztwie i każdą ulicę.Dopadniemy Seurata.To tylko kwestia czasu.170RS Philippe podszedł do okna.Przestało padać i nad miastem pojawiłosię zimowe słońce.- Ach, monsieur, już pan się obudził?Do pokoju weszła madame LaSalle.Postawiła na stole porcelanowyimbryk.Philippe odwrócił się i zobaczył, że okrągła twarz gospodyni jestblada, a oczy ma zaczerwienione od płaczu.- Zaparzyłam herbatę.- Merci, madame LaSalle, ale nie mamy czasu.Muszę sprawdzić, czymoi ludzie czegoś nie znalezli.Potem wracam do Paryża.Gospodyni przyłożyła pulchną rękę do piersi.- Zdobył pan jakieś wieści o mademoiselle?- Jeszcze nie.- Ale znajdzie ją pan? - spytała z nadzieją.-Przyprowadzi zpowrotem?Philippe spojrzał na jej zatroskaną twarz i uśmiechnął się niewesoło.- Przyprowadzę - obiecał.Dzień mijał powoli.W pokoju było zimno, ciasno i śmierdziało zgniłąkapustą, a Seurat zachowywał się co najmniej dziwnie.Od kilku godzinkrążył w tę i z powrotem po mieszkaniu i mruczał coś pod nosem.Zatopiony w myślach, sprawiał wrażenie, jakby zupełnie zapomniał oswojej brance.Raine kilka razy miała ochotę podbiec do drzwi, otworzyć je na ościeżi zawołać o pomoc.Jednak wciąż pamiętała o pistolecie, który Seuratchował w kieszeni zniszczonego kaftana.Może i był szalony, ale napewno umiał pociągnąć za spust.Kilka razy wchodziła do sąsiedniejizby, w której stał nocnik.Seurat zawsze pilnował jej z drugiej stronyparawanu.Raine próbowała zachować spokój.W końcu uśnie, myślała.Muszętylko wystarczająco długo zapanować nad własnym zmęczeniem.Owinęła się kocem i patrzyła, jak Seurat podchodzi do wysokiej półki wrogu pokoju.Zapalił świecę i wstawił ją do szklanego naczynia.Kilkaminut pózniej odwrócił się i zbliżył się do niej z talerzem w ręku.Raine ze zdumieniem spojrzała na grube kromki chleba171RS posmarowane masłem i miodem.Mimo że Seurat przetrzymywał jąwbrew jej woli, w jakimś sensie traktował ją jak gościa.Prawdę mówiąc,gdzieś głęboko w swoim wrażliwym sercu żałowała tego człowieka.Louis Gautier potraktował go wyjątkowo okrutnie.Na dobrą sprawęrozumiała uczucia Seurata.Wbiła wzrok w talerz.Seurat cmoknął niecierpliwie.- Musisz jeść.- Dziękuję, ale jeszcze nie jestem głodna.Z trzaskiem odstawił talerz na stół.Zachowywał się co najmniej tak,jakby go obraziła.- Jesteś przyzwyczajona do bardziej wykwintnych dań? - zadrwił.- Nie.- Spojrzała na niego.- Większość życia spędziłam wklasztorze, gdzie uczono nas być wdzięcznym za to, co mamy.Nawetgdy wróciłam do domu mojego ojca, musieliśmy liczyć się z wydatkami.Prowadzę.dosyć proste życie.Popatrzył na nią z nieufną miną.- Przecież mieszkałaś z tym Gautier.Wszyscy z nich szastająpieniędzmi na lewo i prawo.Raine nie dała się sprowokować [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •