[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co roku Drzewo Absolwentówwyda jedno jabłko za każdego żyjącego ucznia.Kiedyuczeń umiera, jego jabłko zamienia się w złoto.W tensposób czcimy ich pamięć i tych jabłek się nie dotyka.Pochodzcie między nimi chwilę.Uczniowie rozeszli się po sadzie.Max spacerowałmiędzy rzędami drzew, których złote jabłka połyskiwałyjaskrawo w letnim słońcu.Spróbował wyobrazić sobieludzi, których symbolizowały te jabłka, i to, jak potoczyłosię ich życie.Po kilku chwilach zauważył, że złoto lśniłona większości drzew, nawet na tych młodszych.Panna Awolowo zawołała ich i przeszli przez ogródw stronę gęstego lasu jesionów, dębów, klonów i buków.Promienie słońca skrzyły się przez liście, a oni szli wijącąsię między drzewami ścieżką, aż zatrzymali się przydługim, niskim budynku stojącym na małej polance.Oknabyły ciemne, ale z komina unosiły się obłoczki białegodymu. To jest Kuznia powiedziała panna Awolowo,wskazując na groznie wyglądające, czarne żelazne drzwi. Jako uczniowie nie będzie jeszcze używali urządzeń, alew trakcie roku szkolnego może się zdarzyć, że jąodwiedzicie.Connor bezgłośnie powtórzył: Urządzeń?",spoglądając pytająco na Maxa.Max wzruszył ramionami iuśmiechnął się, a Rolf podniósł rękę. A propos roku szkolnego.Kiedy dostaniemy planlekcji? Moi rodzice bardzo chcieli, żebym chodził nazajęcia z wyższej matematyki.Max zobaczył, że Lucia przewraca oczami. Plany lekcji będą rozdane jutro, Rolf odpowiedziała panna Awolowo.Dalej prowadziła ich po lesie, wskazując ważniejszedrzewa i unikając odpowiedzi na pytania o małe bocznedróżki, które odłączały się od głównej drogi i znikały wgęstych zaroślach.Było ich kilka i zaciekawiły Maxa.David na tak długo przystanął przy jednej z nich, że Maxmusiał się po niego cofnąć. Poczekaj chwilę powiedział David, szperając pokieszeniach. No, chodz namawiał go Max, patrząc, jak resztawycieczki znika za zakrętem ścieżki.David wyciągnął z kieszeni monetę.Wygrzebałtrochę ziemi i zakopał monetę pod poskręcanymkorzeniem pochylonego wiązu.Wyraznieusatysfakcjonowany otrzepał dłonie z ziemi i popędził zMaxem za resztą. Po co to zrobiłeś? zapytał Max.David zdawał się go nie słyszeć.Kiedy znalezli się za zakrętem, usłyszeli rżenie koni.Panna Awolowo i ich koledzy obchodzili kilkapodłużnych budynków i ogrodzony wybieg, na którymhasało kilka nieosiodłanych koni.Za budynkami wznosiłsię wysoki, porośnięty mchem mur z ciężkimi wrotami.Mur ciągnął się tak daleko, jak sięgali wzrokiem.Krzaki idrzewa za nim były bardzo wysokie.Max chciał przejśćprzez wrota, ale panna Awolowo kazała im iść dalej,wołając ich przez ramię. To są stajnie Rowan.Za murem znajduje sięSanktuarium.Jutro je zwiedzicie.Teraz nie ma czasu napostoje.Proszę się nie ociągać!Dzieci szły za nią szybkim krokiem.Zaczekała naścieżce, która wychodziła z lasu, i prowadziła z powrotemdo głównej części kampusu.Po wyjściu na słońce Maxpatrzył na Domostwo i sad daleko po prawej stronie zaprzystrzyżonymi trawnikami.Grupka szła dalej wzdłużskraju lasu i zebrała się na wysokim, skalistym brzeguoceanu. O rany! powiedział Connor, który doszedł dokrawędzi przed Maxem i popatrzył w dół.Max spojrzał mu przez ramię i zobaczył duży statek ztrzema masztami, który skrzypiał, kiwając się lekko nafalach.Miał ponad trzydzieści metrów długości, wyglądałna bardzo stary i był przycumowany do długiego nabrzeżaciężkim łańcuchem.Nierówne kamienne schodkiprowadziły z miejsca, gdzie stali, na wąską, skalistą plażępod nimi.Max nadstawił uszu, żeby wyłowić z wiatrugłos panny Awolowo. To, dzieci, jest Pustułka".Więcej o niej usłyszyciedziś wieczorem.Pomachała do wysokiego mężczyzny, który układałna plaży przynoszone przez wodę drewno, i poprowadziłauczniów ku dwóm imponującym budynkom stojącym zdala od wybrzeża.Były z szarego kamienia i ich oknawychodziły na południe, na trawniki między Domostwema plażą.Uczniowie ruszyli w ich stronę, a obok nichpodążały ich cienie wydłużające się w promieniachzachodzącego nad lasem słońca.Z bliska budynki wydały się Maxowi przygnębiające.Wznosiły się wysoko nad nim, a w ich licznych ciemnychoknach nic się nie poruszało.Nad bardziej oddalonymbudynkiem górowała wysoka wieża z zegarem, na którejszczycie znajdowała się wieżyczka z obracającą sięmiedzianą chorągiewką.Kiedy zegar wybił szóstą,wszystkie dzieci podskoczyły.Panna Awolowoodczekała, aż zegar przestanie bić. To są Maggie i Stary Tom, nasze główne budynkiuczelniane.Tu będzie się odbywać większość waszychzajęć.Stary Tom to również nasz czasomierz.Jego biciebędzie wam często przypominać, gdzie powinniście być.W tej chwili mówi nam, że najwyższy czas wyruszyć dojadalni.To było popołudnie pełne wrażeń i na pewnojesteście głodni.Chodzcie za mną.Max szedł i rozmawiał z Davidem i Connorem.Ichtrójka udała się za resztą do Domostwa. To pierwszy raz, kiedy w ogóle wyjechałem zDublina, nie mówiąc już o podróży do Stanów powiedział Connor, stawiając długie kroki z rękamiwciśniętymi głęboko do kieszeni. Wy dwaj pewniemieszkaliście w rezydencjach, co?David Menlo się zaśmiał. Pewnie.Moja rezydencja ma cztery koła.Mieszkamz mamą w domu na kółkach.Connor wzruszył ramionami i zwrócił się do Maxa. A ty? Mieszkasz w rezydencji? Nie.Tata i ja mieszkamy w zwykłym domu.Niejesteśmy bogaci dodał obronnym tonem. Masz komputer? zapytał Connor. No. A samochód? Mój tata ma. A pracujesz?Max spojrzał na niego zdezorientowany. Nie. Gratulacje, Max, jesteś bogaty!Connor pobiegł do przodu i dogonił grupkędziewczynek.Za chwilę wszyscy chichotali.Maxzaczerwienił się i odwrócił do Davida. Jak myślisz, o co mu chodziło z tym, że jestem nibybogaty?David wzruszył ramionami. Nie wiem, pewnie o nic.Connor jest dziwny.Chciał się ze mną założyć, że namówi Lucię, żeby się znim pocałowała jeszcze przed rozpoczęciem szkoły. Nie ma szans wymamrotał Max, przyglądając się,jak Connor idzie obok Lucii i gorączkowo gestykuluje.Lucia wyglądała na znudzoną.Kiedy Max i David przechodzili obok fontanny,panna Awolowo czekała w bramie Domostwa.Pokazałana zegarek. Bardzo proszę, żebyście postarali się byćpunktualni.Mamuśka i Bob bardzo się starali, żebyprzygotować dla nas kolację, a wasi koledzy i koleżankisą głodni.Jeżeli się nie pośpieszymy, to Jesse możezwędzić z głodu jabłko z sadu!Zaśmiała się i poprowadziła ich do pozostałychuczniów, do wielkiego korytarza nieopodal wejścia,wypełnionego połyskującymi portretami.Stamtąd zeszlipo kamiennych schodkach po spirali w dół, aż znalezli sięw dużej jadalni.Ze sklepionego sufitu pomieszczeniazwisały olbrzymie żyrandole, a pod spodem stałydrewniane stoły i ławy.Zza wahadłowych drzwi na końcusali dochodziło światło, hałas i wydobywała się para. A teraz, dzieci powiedziała panna Awolowo,prowadząc ich ku wahadłowym drzwiom chciałabymwas ostrzec, że Mamuśka i Bob to nie są zwyklikucharze.Max i David wymienili spojrzenia. Na pierwszy rzut oka mogą być trochęprzerażający, ale obiecuję, że z czasem zaczniecie ichuwielbiać.Kiedy się zbliżyli, Max usłyszał zza drzwigorączkowy szept jakiejś kobiety
[ Pobierz całość w formacie PDF ]