[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy mogę ją odnalezć? Pomożesz mi?Odpowiedz na oba pytania brzmi: tak.Tor, jest coś, czego musisz się dowiedzieć, nimsię zbudzisz.Wiedząc, że chce jej zadać jeszcze mnóstwo pytań i nie mając gwarancji, żekiedykolwiek otrzyma kolejną szansę, kontynuował pospiesznie.Dlaczego jestem taki niezwykły, Lys?Wszyscy jesteśmy niezwykli, Tor.Dureń! Był wściekły na siebie za ten nietakt.Czy jest mi przeznaczone coś szczególnego, Lys?Bez wątpienia.Opowiesz mi o tym?Niech to będzie twoje ostatnie pytanie, chłopcze.Pozwól, że zamiast odpowiedzieć,coś ci pokażę.Twarz śpiącego Tora owiała bryza, a wokół niego skupiła się mgła.Nagle zrobiło sięchłodno.Gdy opary się rozwiały, Tor ujrzał przed oczami pałac, bardziej okazały, niż mógłbysobie wyobrazić.Przemieszczał się jego marmurowymi korytarzami, zaglądał do wspaniałychsal i komnat.Wszyscy w pałacu byli niezwykle piękni.Kształty, wymiary, kolory - ci ludziebyli po prostu cudowni.Ale choć Tor widział tak wiele, nie słyszał żadnego dzwięku.Teraz przyglądał się zalanej światłem sali o wielu sklepionych oknach, imponującejmozaice podłogowej i wysokich, marmurowych kolumnach.Ujrzał kobietę, która urodziławłaśnie złotowłosego chłopczyka.Niemowlę płakało, a kobieta łkała ze szczęścia,przyciskając do serca przepiękne dziecko i nie pamiętając już o towarzyszącym porodowibólu.Nagle do komnaty wbiegł wysoki mężczyzna.Akuszerki szybko przykryły nieumyteciało kobiety i padły na kolana, pochylając głowy przez przybyszem.Miał ciemne, kręcone włosy i błyszczące niebieskie oczy.Ukląkł przy łóżku,pogłaskał lniane włosy kobiety i z wyrazem dumy na pięknej twarzy łagodnie wziął na ręceswojego nowo narodzonego syna.Nagle Tor znalazł się na zewnątrz.Zobaczył trębaczy, choć nie mógł usłyszeć ich trąb.Przed pałacem zebrał się tłum ludzi.Para pojawiła się na balkonie; ojciec trzymał na rękachsynka, nieco już większego.Ludzie klaskali i wiwatowali.Tor zauważył, że para staje sięcoraz bardziej spięta, tłum bowiem nie malał, a prośby o pokazanie dziecka powtarzały się wnieskończoność.Domyślił się, że chłopczyk jest księciem.Król i królowa najprawdopodobniej niemieli innych dzieci, stąd histeria poddanych towarzysząca narodzinom potomka.Zwietnie - usłyszał w głowie szept Lys.Potem zauważył, że matka płacze.Tłumaczyła coś królowi, a on kiwał głową.Następny obraz ukazał mu parę królewską spacerującą wraz z dzieckiem po uroczym,zalanym słońcem lesie.Przechadzali się tylko we troje, bez dworzan, szczęśliwi, że w końcudano im spokój.Dziecko podrosło.Było już dorodnym chłopczykiem i gaworzyło wesoło wramionach matki.W przodzie zamajaczyła nagle polana, jeszcze piękniejsza niż las, po którymspacerowali król i królowa.Zatrzymali się.Ich zdumienie zmieniło się w ciekawość.wkażdym razie tak było z królem.Królowa zachowała większą ostrożność.Tor wiele by dał, by usłyszeć ich rozmowę, ale mógł tylko patrzeć.Płynął tamstrumyk o roziskrzonej, niewiarygodnie jasnej wodzie.Kwiaty, jakie mogły istnieć chybatylko we śnie, kołysały się wdzięcznie na lekkim wietrzyku.%7łałował, że nie może poczuć ichupojnego, egzotycznego zapachu.Król łagodnie pociągnął królową ku polance.Tor wyczuł niebezpieczeństwo; chciałdo nich krzyczeć, by tam nie szli.Lys uspokoiła go.Było to jak dotyk puchu, który pojawiłsię na moment i zniknął.Pokazuję ci coś, co wydarzyło się dawno, dawno temu, Tor.Po co?Bo musisz to wiedzieć.Ale jak.Ciii.Patrz!Rodzina królewska była już na polanie.Chłopczyk siedział pomiędzy nogami ojca.Tor zwrócił uwagę na kontrast pomiędzy nimi; nie wyglądali na spokrewnionych.Chłopiecmiał złote loczki i fioletowe oczy, podczas gdy włosy króla były niemal czarne, a oczybłękitne.Lys, tu się stanie coś złego.- Tor ledwie śmiał patrzeć.Lys milczała.Tor poczuł ucisk w żołądku, widząc, jak królowa kładzie się na ziemi.Król już drzemał; wkrótce potem i ona usnęła.Uwaga Tora przeniosła się teraz na dziecko, które oddaliło się od rodziców, zbierająckwiatki.Chłopczyk był śliczny; Tor wyobrażał sobie, że wyrośnie z niego przystojnymężczyzna.Nic dziwnego, że jego rodzice byli tacy dumni.Zapowiadał się na idealnegoksięcia i dziedzica tronu.gdziekolwiek ten się znajdował.Nie wiedział, do kogo należy ręka, która wychynęła z cienia za plecami dziecka.Chłopczyk był zbyt zajęty, by ją dostrzec.Matka ocknęła się gwałtownie i rozejrzałaniespokojnie, wykrzykując unię męża, by go obudzić.I właśnie wtedy, gdy odnalazławzrokiem syna, wyciągającego ku niej bukiecik złożony z trzech kolorowych kwiatów, intruzzłapał dziecko i zaczął je przeciągać przez szarą, zamgloną dziurę.Tor znalazł się po jej drugiej stronie i z przerażeniem obserwował, jak złodzieje - półludzie, pół zwierzęta - wybiegają z małego zagajnika i pędzą pokrytą pyłem drogą.Zmiali sięradośnie, trzymając księcia w ramionach.Tylko przez krótką chwilę Tor widział przez przejrzystą, lśniącą zasłonę królową,która opadła bezwładnie na kolana, i wykrzywioną bólem piękną twarz króla.Potem znówujrzał złodziei, tym razem jednak w innych strojach i innym miejscu.Położyli tobołek podkrzakiem i szybko weszli do pobliskiej gospody.Bez wątpienia byli tam obcy, ale niktspośród obecnych nie wydawał się dostrzegać w nich nic niezwykłego.Złodzieje szybkowypili po kuflu piwa, po czym jeden z nich wskazał rozwalonego przy stole mężczyznę.Drugi wyszczerzył zęby.Podeszli do niego, prawdopodobnie pytając, czy mogą się przysiąść.Chyba nie odpowiedział, ale i tak usiedli.Tor odniósł wrażenie, że ten mężczyzna kogoś muprzypomina.Miał zapadnięte, nabrzmiałe bólem oczy i najwyrazniej topił swoje smutki wpiwie.Przez chwilę cała trójka rozmawiała, a zachowanie mężczyzny wskazywało na to, żejest coraz bardziej zainteresowany rozmową.Rozejrzeli się ostrożnie, po czym ten trzecistuknął się knykciami z jednym ze złodziei.Tor przypomniał sobie, że wiele wieków temutakim gestem wyrażano wiele rzeczy, od powitania po przypieczętowanie transakcji.Wyglądało na to, że dokonano tego ostatniego.Mężczyzna poszedł za złodziejami.W ciemnościach, nerwowo oglądając się za siebie,podali mu pakunek.Znajomo wyglądający człowiek odchylił koc.Jego twarz złagodniała iwykwitł na niej uśmiech, który Tor znał, lecz nie potrafił umiejscowić.Mężczyzna wygrzebał spod ubrania mieszek i rzucił go złodziejom, którzy ulotnili sięw mgnieniu oka.Potem Tor zobaczył go wchodzącego do domu.Była tam jakaś kobieta.Uniosła dłońdo ust, by stłumić wrzask.Mężczyzna mówił coś szybko, wkładając jej dziecko w ramiona.Tor znów doznał uczucia, że zna tego mężczyznę.Nie rozpoznawał go, a jednak takbardzo mu kogoś przypominał.Przyglądał się, jak para tkliwie pieści i całuje chłopczyka,zupełnie tak, jak chwilę wcześniej robili to jego prawdziwi rodzice.Obraz zamigotał, powróciła mgła i Tor znalazł się sam na sam z Lys.Bardzo chciał siędowiedzieć, co się stało z dzieckiem.Miałeś rację, Tor.To książę.Ale nie taki zwykły.To książę Hostii.Bogów? - zapytał z niedowierzaniem Tor.Tak - odrzekła Lys.- Istnieje zjawisko znane jako Polana.Samo wybiera, gdzie, kiedyi komu spośród Hostii ma się ukazać.Jest to miejsce o wielkim stężeniu magii, a Hostiaostrzega swoich ludzi, by nigdy nie dawali się wciągnąć Polanie.Król powinien był o tympamiętać.I pamiętał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]