[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ukręci mi pan nosa i powie:  Mój Boże, to przecie ty.Laurence Melford wpatrywał się w Collisa rozognionym wzrokiem.Sam nie wiedział, dlaczegosłowa Collisa jakoś głęboko go niepokoiły. Sam byłem kiedyś prawdziwym bohaterem, Mr Edwards  powiedział niskim, gardłowym głosem. I nadal nim jestem. Wiem  rzekł Collis. Ale wie pan, co powiedział Emerson:  Każdy bohater staje się w końcunudziarzem.Laurence Melford zmarszczył brwi, a potem powoli rozchmurzył twarz; a nawet uśmiechnął sięleciutko. Może i ma pan rację, Mr Edwards.Może i ma pan rację.Ale jeśli jest pan rzeczywiście bohaterem,to i pana czeka ten sam los.Kotara uchyliła się nagle, tak że Laurence Melford musiał usunąć się na bok.Z oczami otwartymiszeroko ze zdumienia i wachlarzem w dłoni, w drzwiach loży pojawiła się niespodziewanie Sara. Ojcze  powiedziała  co ty tu tak długo robisz?Z bliska Sara Melford była jeszcze bardziej zachwycająca niż z odległości siedemdziesięciu stóp,widziana tylko przez lornetkę.Emanowało z niej ciepło, taki rodzaj żaru, jakby zarówno jej ciało, jaki osobowość świeciły z dumą blaskiem własnych zalet  spokoju, urody i opanowania.Colliszwrócił uwagę, że jej oczy były ciemne, ale z cętkami błękitu, i że na jej lewej piersi, z boku, niskona dekolcie widniał duży pieprzyk.Brylantowy naszyjnik w kształcie pięciokątnej gwiazdy, którywisiał wokół jej szyi, musiał kosztować pięćdziesiąt, albo sześćdziesiąt tysięcy dolarów.Laurence Melford wyciągnął dłoń i podał córce ramię, świadomie lub nieświadomie starając siętrzymać z daleka od Collisa. Ucięliśmy sobie taką drobną, filozoficzną pogawędkę, kochanie  powiedział. Ale nie mamy jużsobie nic więcej do powiedzenia, więc wracam do was.Sara podniosła wzrok.Popatrzyła na Collisa, jakby był interesującym okazem psa niezwykłej rasy,który zabłąkał się przypadkowo w jej salonie. Nie przedstawisz nas sobie, ojcze?  zapytała. Wygląda całkiem zajmująco.  Nie ma potrzeby  rzekł Laurence Melford.Jego zwiotczałe wargi zachowały uśmiech, choć patrzyłna Collisa wzrokiem, który ostrzegał:  Nie waż się do niej zbliżyć.Wara! Nie dla ciebie takie delicje.Lepiej wybij to sobie od razu z głowy.Collis, częściowo, żeby zrobić na złość Melfordowi, a częściowo, ponieważ Sara naprawdę gozauroczyła, skłonił się grzecznie, do pasa. Collis Edmonds, Miss Melford, świeżo przybyły z Nowego Jorku.Ten, który wczoraj nad ranemprzestrzelił kapelusz krupiera w Eagle Saloon.Sara uśmiechnęła się promiennie. Słyszałam o panu! No proszę, czy to nie zabawne? Słyszałam, jak Dezzie rozmawiała o panu dzisiajprzed południem z woznicą.Dezzie to moja pokojówka, Desdemona.Robi się pan sławny, MrEdmonds.No proszę! Musimy wracać, córciu  nalegał Laurence Melford. Słyszę, że występ Mr Mulgrave a już sięzaczął. Chyba tak  rzekła Sara, poruszając rytmicznie wachlarzem.Jej głos był wysoki, liryczny,melodyjny  jeden z tych, które Collis zawsze uważał za niezwykle pociągające.Ale to, co robiła ż wachlarzem, intrygowało go jeszcze bardziej niż jej głos.Znał dobrze całą gamęsekretnych szyfrów i sygnałów, które młode dziewczęta przekazywały swym ukochanym za pomocąwachlarza i chusteczki, a nawet balowego karnecika, i jeśli doświadczenie Collisa z Nowego Jorkumogło tu podsuwać jakąś wskazówkę, to Sara Melford wyraznie mówiła: Chciałabym ciebie bliżej poznać.Obdarzył ją swoim najgorętszym, uwodzicielskim spojrzeniem, pełnym bólu, cierpienia imelancholii, jakby już raz kochał, ale uczucie to legło w gruzach pod ciężarem nieszczęść iokrucieństwa losu.Spojrzała na niego raz jeszcze i zrenice jej oczu znowu się rozszerzyły.Zrozumiał, że przynajmniej zwrócił na siebie jej uwagę.A może i trochę więcej. A czym się pan trudni, Mr Edmonds?  zapytała. A może jest pan po prostu człowiekiem ztowarzystwa?Collis odparł głosem, w którym tlił się nieutulony żal:  Należałem do towarzystwa, Miss Melford.Wychowany zostałem na dżentelmena.W Nowym Jorku miałem niezależne zródło dochodów. Ale?  spytała Sara Melford.Collis spuścił wzrok.Wyraz jej twarzy i ton głosu zdawały się być pełne słodyczy i współczucia,może też ruchy wachlarza zdradzały jakieś tam zainteresowanie, ale była równie przebiegła, tak jak i ojciec, i jeśli Collis wiedział coś o dwudziestoletnich dziewczynach, była nawet twardsza, niż jejtatuńcio to sobie wyobrażał. Moja rodzina zaplątała się w pewne inwestycje, które okazały się całkowicie bezwartościowe.Straciliśmy wszystko, a mój ojciec, przybity tą klęską, zmarł w wyniku różnych nieprzewidzianychkomplikacji. Rozumiem.Proszę przyjąć wyrazy współczucia. No cóż.Przynajmniej wiem, że mój ojciec cieszył się lepszą częścią swojego życie równieintensywnie, jak potem nienawidził tej gorszej.A teraz ja jestem tu, w San Francisco, aby samemuzrobić majątek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •