[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Samantha słyszała teraz jedynie szumfal, uderzających coraz mocniej o burtę, i gwałtowne porywy wiatru,omiatające kabinę jachtu.- Może przynajmniej zdejmiecie mi tę idiotyczną opaskę z oczu -jęknęła błagalnie.Nikt jej nie odpowiedział, lecz po chwili odetchnęła z ulgą.Któreśz nich odsłoniło jej oczy.Tak, to była łódz.Całkiem spora i bardzoładna.Samantha rozejrzała się wokół siebie.Joey i Sue patrzyli na niąjak na ofiarę, z którą nie bardzo wiadomo co zrobić.Oboje mieli nasobie stroje kąpielowe, ale mimo to wyglądali znacznie lepiej niżSamantha, której sukienka była teraz cała w strzępach.- Może zechcielibyście mnie rozwiązać?Sue spojrzała na Joeya.Spuścił głowę.- Proszę was.To naprawdę boli.Już rąk nie czuję.Sue podeszła bliżej i sięgnęła do nadgarstków Samanthy.Skrępowane były parą rajstop, zapewne należących do Sue.- Nie powiedziałem, Sue, że możesz ją rozwiązać - odezwał sięJoey.- Zamknij się!- W porządku, rób, jak chcesz.Sam? - teraz Joey zwrócił się doSamanthy.- Przykro mi, że tak wyszło.Ale pamiętaj, broń mamgotową do strzału.Nie próbuj żadnych sztuczek.- Dzięki - powiedziała Samantha do Sue i zaczęła rozcieraćobolałe nadgarstki.Grozbę Joeya zignorowała całkowicie.Nogi miałaunieruchomione skórzanym pasem.Wyswobodziła się z niego sama,po czym zerknęła na Emersona z niechęcią.Rzeczywiście miałpistolet, bardzo mały, mniej więcej rozmiaru jego dłoni.Sue odsunęła się od niej i stanęła obok męża.Spojrzała jeszczeraz na porwaną sukienkę Samanthy i pokręciła głową z niesmakiem.- Jesteś obleśny, Joey.I pomyśleć, że wzięłam z tobą ślub, że sięw tobie zakochałam.- Do licha, uspokój się.Naprawdę nie chciałem jej nic zrobić.Wiedziałem, że śpisz w kabinie obok.Czekałem tylko, aż chloroformprzestanie działać.Chcę odnalezć ten cholerny wrak, rozumiesz? Chcetego moja matka i mój brat.Zadzgali mi ojca.I głowę dam, że ona otym wie.Rany boskie, czy wiesz, że gdy go znalezli, miał rozpłatanybrzuch i był do połowy zeżarty przez ryby? Ale Marcus Shapiro naszczęście miał syna.- Twój ojciec był przestępcą! - przerwała mu Sue.- Czegochcesz? %7łyć i skończyć tak jak on?- Tata był nurkiem.- Był przestępcą - powtórzyła bezlitośnie Sue.- Gangsterem,który grał o wysokie stawki, i przegrał.- Nieoczekiwanie Suespojrzała na Samanthę i powiedziała, jakby chciała się przed niąusprawiedliwić: - Mówiłam mu, żeby tego nie robił! Już raz omal niedopadł go ten twój gliniarz, z którym się przyjaznisz.- Skąd miałem wiedzieć, że kiedyś miał z nią romans i że zmiejsca popędzi ją ratować? - odparował Joey.- Niech to szlag, całasprawa mogła się skończyć już wtedy.Gdyby nie ten cwaniak, to Samusnęłaby grzecznie w swoim salonie, a potem obudziłaby się takaprzerażona, że z miejsca wyśpiewałaby wszystko.- Nie mam informacji, których szukacie! - Samantha przerwałagwałtownie tę wymianę zdań.Spojrzała na Sue.- A on wcale nienapadł mnie w salonie.- Podsycanie kłótni tych dwojga na pewno niemogło jej zaszkodzić.- Włamał się przez okno i rzucił się na mnie włazience.- W łazience?! - krzyknęła Sue.Zabawne, pomyślała Samantha, Joey porwał ją i groził jejśmiercią, Sue musiała wiedzieć co najmniej o tym porwaniu, a terazzamiast zachować zimną krew, kłócą się oboje przed jej oczami.Zupełnie nie jak przestępcy, lecz jak dzieci.Jak para dzieciuchów,które posprzeczały się w trakcie zabawy w policjantów i złodziei.Z tą różnicą, że mieli prawdziwego więznia.I prawdziwą broń.Aona, ich ofiara, mogła w każdej chwili oberwać z kuszy strzałą wserce.Albo zwyczajnie, kulą z pistoletu.Joey raz jeszcze spróbował załagodzić sytuację.- Przecież wiedziałaś, Sue, że chcę ją zmusić do mówienia zawszelką cenę.- Nie, Joey, mylisz się.Wiedziałam, że masz obsesję na punkciewraku, ale nie wiedziałam, że posunąłeś się tak daleko.%7łe jesteśgotów na wszystko i że wykorzystasz tę sytuację, by zaspokoićswoje.- Sue!- Co? Może mówię nieprawdę? - Spojrzała na Samanthę.- Onnaprawdę napadł cię w łazience?- Właśnie byłam w wannie.Sue obróciła się do Joeya i uderzyła go z całej siły.- Ty.sukinsynu! Ona była naga!- To nie moja wina! Skąd mogłem wiedzieć, co robi, kiedywchodziłem przez okno?- Tak? A dlaczego teraz też jest prawie naga? Jak mogłeś! Och, tyoszuście, jak mogłeś.! - krzyknęła i uderzyła go w piersi z całej siły.Trafiła tak mocno, że stracił równowagę.Rozpaczliwie machnąłramionami i chwycił się żony, jednak nie zdołał uratować się przedupadkiem i oboje runęli na ziemię.Samantha w ułamku sekundy podjęła decyzję.Drugiej okazjimogła już nie mieć.Gwałtownie zerwała się z koi.Jej zdrętwiałekończyny przeszył nagły ból.Pistolet Joeya leżał na ziemi.Gdybyspróbowała go podnieść, Joey zdołałby ją złapać.Nie mogła ryzykować, kopnęła więc to paskudztwo pod koję, aono poleciało kawałek i utkwiło w jakimś kącie.- Popatrz, co zrobiłaś! - wrzasnął Joey na Sue, zrywając się zziemi.Samantha nie czekała na odpowiedz Sue.Wyskoczyła z kabiny,minęła salonik i kuchenkę i dopadła schodków.Na pokładzieprzystanęła na chwilę.Chciała skoczyć do wody, lecz ogarnął ją strach.Dookołapanowały egipskie ciemności.Woda była czarna, jak zawsze w nocy, imocno spieniona od łamiących się fal.Aódz silnie się kołysała, acoraz silniejsze porywy wiatru złowieszczo zapowiadały nadejściesztormu.Gdyby skoczyła, znalazłaby się pośrodku kipiącej czarnejotchłani.Omiotła wzrokiem horyzont.Zwiatło!Dzięki Bogu, widziała światło.Wyspa Zwiecącego Morza.Gdybyjeszcze udało jej się ocenić odległość.Nie odpłynęli zbyt daleko, alejednak sporo.Jakieś dwa, trzy kilometry od brzegu.Co za różnica, pomyślała.Co znaczy kilometr mniej czy więcej.Co znaczy? Przy takiej pogodzie może znaczyć życie albo śmierć.Ryzyko płynięcia przy wzmagającym się wietrze, nasilającej się fali,prądach morskich zmieniających się gwałtowne i niespodziewanie,było ogromne.Z drugiej strony
[ Pobierz całość w formacie PDF ]