[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.zacny!.I rzucił mu się na szyję, omal nie płacząc.Wokulski po raz trzeciusadowił go na fotelu, a w tej chwili zapukano do drzwi. Proszę.Wszedł Henryk Szlangbaum, blady, z błyskawicami w oczach.Sta-nął przed panem Tomaszem i kłaniając mu się rzekł: Panie  ja jestem Szlangbaum, właśnie syn tego  podłego li-chwiarza, na którego pan tyle wymyślał w sklepie przy moich kolegachi gościach. Panie.nie wiedziałem.wszelką satysfakcję jestem gotów.anajpierwej  przepraszam.Byłem bardzo zirytowany. mówił wzru-szony pan Tomasz.Szlangbaum uspokoił się.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG327 Proszę pana  odparł  zamiast dawać mi satysfakcję, niech panposłucha, co powiem.Dlaczego mój ojciec kupił pański dom? o tonadziś mniejsza.%7łe zaś pana nie oszukał  dam stanowczy dowód.Ojciecnatychmiast odstąpi panu ten dom za dziewięćdziesiąt tysięcy.Więcejpowiem  wybuchnął  nabywca odda go panu za siedemdziesiąt. Henryku!. wtrącił Wokulski. Już skończyłem.%7łegnam pana  odpowiedział Szlangbaum i ni-sko ukłoniwszy się panu Tomaszowi wyszedł z pokoju. Co za przykra farsa!  odezwał się po chwili pan Tomasz.Istotnie, wypowiedziałem w sklepie parę gorzkich wyrazów o starymSzlangbaumie, ale pod słowem, nie wiedziałem, że jego syn tu jest.Zwróci mi dom za siedemdziesiąt tysięcy, za który dal dziewięćdzie-siąt.Paradny!.Cóż ty na to, panie Stanisławie?. Może dom naprawdę wart tylko dziewięćdziesiąt. nieśmiałoodpowiedział Wokulski.Pan Tomasz zaczął zapinać na sobie odzież ikrawat. Dziękuję ci, panie Stanisławie  mówił  i za pomoc, i za zajęciesię moimi interesami.Co za farsa z tym Szlangbaumem!.Ale.ale.Belcia prosi cię jutro na obiad.Pieniądze odbierz od adwokata nasze-go księcia, a co do procentu, który będziesz łaskaw. Wypłacę go natychmiast z góry za pół roku. Bardzo ci wdzięczny jestem  ciągnął pan Tomasz całując go woba policzki. No, do widzenia zatem, do jutra.A nie zapomnij oobiedzie.Wokulski wyprowadził go przez podwórze do bramy, gdzie jużczekał powóz. Straszny upał!  mówił pan Tomasz, z trudnością przy pomocyWokulskiego siadając do powozu. Cóż znowu za farsa z tymi %7łyda-mi?.Dał dziewięćdziesiąt tysięcy; a gotów odstąpić za siedemdzie-siąt.Pocieszne.słowo honoru!.Konie ruszyły w stronę Alei Ujazdowskiej.W drodze do domu panTomasz był odurzony.Nie czuł upału, tylko ogólne osłabienie i szum wuszach.Chwilami zdawało mu się, że każdym okiem widzi inaczej alboże obydwoma widzi gorzej.Oparł się w rogu powozu chwiejąc się zakażdym silniejszym ruchem jak pijany.Myśli i uczucia plątały mu się w dziwny sposób.Czasem wyobra-żał sobie, że jest otoczony siecią intryg, z której wydobyć go może tyl-ko Wokulski.To znowu, że jest ciężko chory i że tylko Wokulski pie-lęgnować by go potrafił.To znowu, że umrze zostawiając zubożałą i odNASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG328wszystkich opuszczoną córkę, którą zaopiekować by się mógł tylkoWokulski.A nareszcie pomyślał, że dobrze jest mieć własny powóz,tak lekko niosący jak ten, którym jedzie  i  że gdyby poprosił Wokul-skiego, on zrobiłby mu z niego prezent. Straszny upał!  mruknął pan Tomasz.Konie stanęły przed domem, pan Tomasz wysiadł i nawet nie kiw-nąwszy głową stangretowi poszedł na górę.Ledwie wlókł ociężałe no-gi, a gdy znalazł się w swym gabinecie, padł na fotel w kapeluszu i taksiedział parę minut ku najwyższemu zdumieniu służącego, który uznałaza stosowne poprosić panienkę. Musiał dobrze pójść interes  rzekł do panny Izabeli  bo jaśniepan coś.jakby trochę tego.Panna Izabela, która mimo pozornegochłodu z największą niecierpliwością oczekiwała na powrót ojca i re-zultat licytacji domu, poszła do gabinetu o tyle szybko, o ile można tobyło pogodzić z zasadami przyzwoitości.Zawsze bowiem pamiętała, żepannie z jej nazwiskiem nie wolno zdradzać żywszych uczuć, nawetwobec bankructwa.Pomimo przecież jej panowania nad sobą Mikołajpoznał (z silnych wypieków na twarzy), że jest wzruszona, i jeszcze razdodał półgłosem: O! dobrze musiał pójść interes, bo jaśnie pan.tego.Panna Iza-bela zmarszczyła piękne czoło i zatrzasnęła za sobą drzwi gabinetu.Jejojciec wciąż siedział w kapeluszu na głowie. Cóż, ojcze?  spytała z odcienim niesmaku, patrząc w jego czer-wone oczy. Nieszczęście.ruina!. odparł pan Tomasz z trudem zdejmująckapelusz. Straciłem trzydzieści tysięcy rubli.Panna Izabela pobladła i usiadła na skórzanym szezlongu. Podły %7łyd, lichwiarz, odstraszył konkurentów, przekupił adwoka-ta i. Więc już nic nie mamy?. szepnęła. Jak to nic?.Mamy trzy-dzieści tysięcy rubli, a od nich dziesięć tysięcy rubli procentu.Zacnyten Wokulski!.Nie miałem pojęcia o podobnej szlachetności.Agdybyś wiedziała.jak on mnie dziś pielęgnował. Dlaczego pielęgnował?. Miałem mały atak z gorąca i irytacji. Jaki atak?. Krew uderzyła mi do głowy.ale to już przeszło.Podły %7łyd.no, ale Wokulski  powiadam ci, że to coś nadludzkiego.Zaczął płakać.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG329 Papo, co tobie?.Ja poszlę po doktora. zawołała panna Izabe-la klękając przed fotelem. Nic, nic.uspokój się.Pomyślałem tylko, że gdybym umarł,Wokulski jest jedynym człowiekiem, któremu mogłabyś zaufać. Nie rozumiem. Chciałaś powiedzieć: nie poznajesz mnie,prawda?.Dziwi cięto, że twój los mógłbym powierzyć kupcowi?.Ale widzisz.kiedy w nieszczęściu jedni sprzysięgli się przeciw nam,inni opuścili nas, on pospieszył z pomocą, a może mi nawet życie ura-tował.My, apoplektycy, niekiedy bardzo blisko ocieramy się ośmierć.Więc gdy mnie cucił, pomyślałem, kto by się tobą uczciwiezaopiekował? Bo nie Joasia ani Hortensja, ani nikt.Tylko majętnesieroty znajdują opiekunów.Panna Izabela spostrzegłszy, że ojciec stopniowo odzyskuje siły iwładzę nad sobą, powstała z klęczek i usiadła na szezlongu. Zatem, ojcze, jakąż rolę przeznaczasz temu panu?  spytałachłodno. Rolę? powtórzył przypatrując się jej uważnie. Rolę.doradcy.przyjaciela domu.opiekuna.Opiekuna tegomająteczku, jaki by ci pozostał. O, pod tym względem ja go już dawniej oceniłam.Jest to czło-wiek energiczny i przywiązany do nas.Zresztą mniejsza z tym  do-dała po chwili. Jakże papo skończył z kamienicą? Mówię ci jak.Aotr %7łyd dał dziewięćdziesiąt tysięcy, więc namzostało trzydzieści.A że poczciwy Wokulski będzie mi płacił od tejsumy dziesięć tysięcy.Trzydzieści trzy procent, wyobraz sobie. Jakto trzydzieści trzy?  przerwała panna Izabela. Dziesięć tysięcy todziesięć procent. Ale gdzież znowu! Dziesięć od trzydziestu to znaczy trzydzieścitrzy procent.Wszakże procent znaczy: pro centum   za sto , rozu-miesz? Nie rozumiem  odpowiedziała panna Izabela potrząsając głową. Rozumiem, że dziesięć to znaczy dziesięć; ale.jeżeli w językukupieckim dziesięć nazywa się trzydzieści trzy, to niech i tak będzie. Widzisz, że nie rozumiesz.Zaraz wyjaśniłbym ci to, ale  takimznużony, że się trochę prześpię. Może posłać po doktora?  spytała panna Izabela podnosząc się zsiedzenia. Boże uchowaj!. zawołał pan Tomasz i zatrząsł rękoma [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •