[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Następnego ranka obudziło mnie głośne pukanie do drzwi.Naprogu stało trzech krzepkich mężczyzn; jeden z nich wręczył mi pismo.Zerknęłam na nie: sąd wydał zaoczny wyrok, i zjawili się tutaj, abyzabrać rzeczy do wysokości długu na mojej karcie kredytowej.Wszystkosię działo zgodnie z prawem.Stawianie oporu pozbawione było sensu, wpuściłam więcchłopaków i zaoferowałam im zepsutą pralkę.Wzgardzili nią, podobniejak olejnymi obrazami przedstawiającymi konie.Prawdę mówiąc,sprawiali wrażenie lekko przestraszonych moim mieszkaniem.Mogłam zrobić to, co robi wiele osób.Mogłam ich zaatakować,pluć na nich, próbować ich powstrzymać.Ale przepychanki i wyzwiskaniczego by nie zmieniły.Moją kanapę, fotele i telewizor wyniesiono z prędkościąprzyprawiającą o zawrót głowy.Mężczyzni rozglądali się, zastanawiającsię, co następnego zabrać, i nagle się ożywili dostrzegli moje łóżko,i spodobało im się.Tak, naprawdę się spodobało.Uznali, że może byćcoś warte.Niesłychanie sprawnie, za pomocą kartonu z elektrycznyminarzędziami, rozmontowali moje łóżko matki przełożonej. Milcząc z upokorzenia, patrzyłam, jak je wynoszą.Zabrali pięknelakierowane wezgłowia, materac, kołdrę i poduszki nawet czarnąpościel, w której zdobycie musiałam włożyć tyle wysiłku.Z trudem powstrzymując łzy, zapytałam jednego z mężczyzn: Jak pan sypia?Popatrzył mi w oczy i odparł: Szczerze mówiąc, mam z tym problem.Po chwili już ich nie było i w ciszy, jaka zapanowała po ichwyjściu, dotarło do mnie, że znajduję się w mieszkaniu, w którym niema prądu, nie ma kanapy, krzeseł, odbioru śmieci, ubezpieczenia aniłóżka.To była przełomowa chwila.Poddałam się, uległam, nazywajcie to,jak chcecie.Tyle energii włożyłam w odpychanie od siebie katastrofy,w szukanie nowych zleceń, w próby zachowania optymizmu, że niebyłam już w stanie dłużej walczyć.Nie zawracałam sobie nawet głowy dzwonieniem do banku, abypowiedzieć, że się wyprowadzam niedługo sami się zorientują.Pocichu zorganizowałam dwóch facetów i furgonetkę, aby zabrać to, cozostało z mojego życia, i oddać na przechowanie.Aby odsunąć od siebie te mroczne myśli, siadłam na kanapieWayne a i delektowałam się tym doświadczeniem.Następnie usiadłamw jednym z foteli i też się delektowałam.Potem usiadłam w drugimfotelu i to także okazało się przyjemne.Uświadomiłam sobie, żeprzywiązuję się do tego miejsca i że to może być niebezpieczne, jako żenie doszłam jeszcze do siebie po wczorajszej utracie własnego ślicznegomieszkania.Będę musiała uważać, teraz, kiedy dysponuję kluczemWayne a i kodem do alarmu, żeby się nagle nie okazało, że się tuwprowadziłam.No dobrze.Miałam listę rzeczy do zrobienia.1.Odnalezć Glorię.2.Przepytać sąsiadów.3.Porozmawiać z Birdie.4.Odnalezć Digby ego, potencjalnego taksówkarza.5.Jechać do Clonakilty i porozmawiać z rodziną Way ne a, alejeszcze nie teraz.Na razie to jest zbyt oczywiste.Zamiast jednak wybiec z domu z listą zadań w dłoni, postanowiłampołożyć się na podłodze w salonie, na bardzo ładnym dywanie,i wpatrywać się w sufit (pomalowany odważnie na kolor o nazwieZnużenie).Głośno zapytałam: Gdzie jesteś, Wayne?No więc gdzie on był? Jezdził kamperem po Connemarzei fotografował kolcolist? A może został porwany? Do tej pory nie brałamtej ewentualności na poważnie, gdyż Jay i pozostali członkowie Laddzz ogromną stanowczością twierdzili, że on jedynie stroi fochy, ale nagleoczami wyobrazni zobaczyłam, jak Wayne jest wrzucany do jakiejśpogrążonej w ciemności kryjówki, a nogi i ręce ma skrępowane kablami.Ale kto miałby go porwać? Dlaczego ktoś miałby go porwać?Przecież nie był nadziany.A może był? Może coś przegapiłam podczastego pobieżnego przeglądu jego finansów? Musiałam wrócić na górę dogabinetu i przypatrzeć się temu jeszcze raz, jako że dwa najczęstszepowody zaginięcia to kasa i seks. Przyszło mi do głowy, że nie tylko okup mógł być powodemporwania.Ktoś mógł chcieć sabotować powrót Laddz.Ktoś, kto miał napieńku z Jayem (pewnie setki ludzi) albo kto miał na pieńkuz organizatorami.Ale porywanie Wayne a tyle dni przed pierwszymkoncertem wydawało się pozbawione sensu, ponieważ im dłużej siękogoś przetrzymywało, tym większe były szanse na znalezienie sprawcy.Gdyby ktoś poważnie myślał o sabotażu, porwałby Wayne a wśrodę, w dniu pierwszego koncertu.Wtedy nie byłoby czasu naposzukiwania, trzymanie w ryzach prasy, zwrot pieniędzy za bilety.zapanowałby totalny chaos.Mogło być też i tak, że zrobił to świr.Jakiś fan mógł zapłonąćuczuciem w stylu Misery i porwać Wayne a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]