[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Kurt Mutshmann każdą robotę porządnie wykańczał. Tak i myślałem. Rano będziesz miał podsiniaczone oko  oznajmiła Inge.Wzięła mnie pod brodę,żeby się lepiej przyjrzeć mojemu pokiereszowanemu policzkowi. Coś na to trzebaprzyłożyć!  Poszła do łazienki.Wracając z Brandenburga wpadliśmy do mojego mieszkania.Usłyszałem, jak leci woda z kranu, wróciła i przyłożyła mi do twarzy zimny kompres.Stałanade mną, czułem jej oddech, wdychałem zapach perfum. No, może nie spuchniesz  powiedziała. Dzięki.Opuchnięty detektyw nie wzbudza zaufania.Choć z drugiej strony, może wten sposób wyglądać na człowieka, który się przed niczym nie cofnie. Nie ruszaj się  powiedziała niecierpliwie.Czułem dotyk jej brzucha i zezdziwieniem skonstatowałem, że mam erekcję.Mrugnęła oczami, chyba także sięzorientowała, ale się nie cofnęła.Przeciwnie, przysunęła się jeszcze bliżej.Podniosłem rękę idotknąłem jej piersi.Po chwili wziąłem w palce sutek.Był duży i twardy.Odwróciła się. Chyba pora przestać. Za pózno  oświadczyłem.Spojrzała na mnie.Zarumieniła się, skrzyżowała ramionana piersiach i podniosła głowę osadzoną na długiej szyi.Rozkoszując się każdym momentem, stanąłem tuż koło niej i z wolna obrzuciłem jąwzrokiem, twarz, potem piersi i brzuch, uda.Zatrzymałem wzrok na obrąbku szarej sukienki.Schyliłem się i podniosłem sukienkę.Poczułem dotyk jej palców, gdy odebrała mi ją, alepodtrzymywała dalej na wysokości talii.Uklęknąłem przed nią i długo wpatrywałem się w jejbieliznę, nim ściągnąłem w dół majtki, aż znalazły się wokół jej stóp.Oparła się jedną ręką omoje ramię i wyszła z majtek.Jej uda drżały.Spojrzałem na upragniony widok, a potem na jejtwarz.Uśmiechnęła się i jej twarz zniknęła, zakryta podnoszoną sukienką.Pokazały się piersi,szyja i znów twarz, na którą opadła kaskada błyszczących czarnych włosów.Rzuciła sukienkęna ziemię i stała przede mną naga, jeśli nie liczyć paska od podwiązek, pończoch i pantofli.Przysiadłem na piętach i z aż bolesnym podnieceniem patrzyłem, jak się obraca wkoło, zobaczyłem z profilu włosy na łonie, dumnie sterczące piersi, długie proste plecy i dwiepółkule pośladków.Chwyciłem ją w ramiona i zaniosłem do sypialni, gdzie spędziliśmy resztę popołudnia,pieszcząc się i szukając rozkoszy.Popołudnie przeszło w wieczór, chwilę spaliśmy, potem znów prawiliśmy sobie czułesłówka.Kiedy wstaliśmy, poczuliśmy straszny głód.Zabrałem ją na kolację do grilla uPeltzera, a potem na tańce do Kopuły Germanii na pobliskiej Hardenbergstrasse.W KopuleGermanii pełno było osób należących do najwyższych kręgów towarzyskich, wielu mężczyznnosiło mundury.Inge spojrzała na ściany z błękitnego szkła, na błękitne gwiazdkirozjaśniające sufit, wsparty o miedzianą kolumnę, na baseniki pełne nenufarów.Uśmiechnęłasię, bardzo podniecona. Tu jest cudownie. A nie sądziłem, że ci się tu spodoba  powiedziałem niezbyt mądrze, ale ona mnienie słuchała.Wzięła mnie za rękę i poszliśmy na jeden z tanecznych parkietów, wybierającten, na którym było mniej tłoczno.Orkiestra była świetna, przytulałem Inge do siebie i wdychałem zapach jej włosów.Gratulowałem sobie w myśli, że przyprowadziłem ją tutaj, a nie do jednego z tych nocnychlokali, gdzie zwykle bywałem, takich jak  Johnny czy  Złota Podkowa.Nagleprzypomniałem sobie słowa Neumanna, że Kopuła Germanii to jedno z ulubionych miejscCzerwonego Dietera.Więc kiedy Inge poszła do toalety, wezwałem kelnera i wręczyłem mupięć marek. To za parę odpowiedzi na parę prostych pytań, dobra?Wzruszył ramionami i schował banknot do kieszeni. Czy jest tu dziś Dieter Helfferich? Czerwony Dieter? Czyżby tu zmienił kolor?  On nie chwycił żartu.Chwilę się zastanawiał, widać niebył pewny, czy szef  Germańskiej Potęgi pragnie zostać zidentyfikowany.Doszedł jednakdo wniosku, że nic mu nie grozi. Tak, jest tu dzisiaj. Przewidując następne pytanie, obejrzał się przez ramię na bar.Siedzi w loży położonej najdalej od orkiestry. Zaczął zbierać ze stolika puste kieliszki izniżył głos. Nie należy się tu wypytywać o Czerwonego Dietera.Radzę po dobroci. Jeszcze tylko jedno pytanie.Co on zwykle pije?Kelner spojrzał na mnie litościwie, musiało to być głupie pytanie.  Czerwony pija wyłącznie szampana. Im ktoś niżej upadł, tym bardziej wybrzydza, co? Niech mu pan zaniesie ode mniebutelkę.Wręczyłem mu wizytówkę i banknot. Może pan zatrzymać resztę.Inge wyszła właśnie z toalety i kelner obrzucił ją pełnym uznania wzrokiem.Niemiałem mu tego za złe, nie on jeden zaczął się na nią gapić, wszyscy siedzący przy barzemężczyzni uznali, że jest warta grzechu.Znów zatańczyliśmy, zobaczyłem, jak kelner stawia butelkę szampana na stolikuCzerwonego Dietera.Nie widziałem twarzy Dietera, ale widziałem, że kelner wręcza mumoją wizytówkę i pokazuje mnie. Słuchaj  powiedziałem  muszę coś załatwić.Długo to nie potrwa, ale na chwilęmuszę cię opuścić.Jeśli zechcesz się czegoś napić, zawołaj kelnera.Inge z niepokojem przyglądała mi się, gdy odprowadzałem ją do stolika. Dokąd idziesz? Muszę się z kimś tutaj zobaczyć.Wrócę za parę minut.Uśmiechnęła się do mnie. Uważaj na siebie.Nachyliłem się i pocałowałem ją w policzek. Będę tak ostrożny, jakbym stąpał po linie.Siedzący samotnie w ostatniej loży człowiek miał w sobie coś z Tłustego Arbuckle a.Nad sztywnym kołnierzykiem wieczorowej koszuli układało się parę fałd tłuszczu.Twarzbyła czerwona jak gotowana szynka, zastanawiałem się, czy stąd właśnie wziął się jegoprzydomek.Usta Czerwonego Dietera Helffericha zaciśnięte były tak, jakby nieustanniecmoktał cygaro.Głos miał dudniący, mówił urażonym tonem.Kiedy uśmiechał się, jegotwarz przypominała jednocześnie wczesny okres Majów i pózny gotyk. Jest pan prywatnym wywiadowcą, tak? Nigdy jeszcze nie spotkałem żadnegoprywatnego wywiadowcy. Czyli jest nas zbyt mało.Pozwoli pan, że się przysiądę.Spojrzał na etykietkę butelki. To dobry szampan.Muszę więc pana wysłuchać.Proszę usiąść.Zerknął na wizytówkę. Proszę usiąść, Herr Gunther. Nalał nam szampana, podniósłw toaście swój kieliszek.Spod brwi wielkości i kształtu leżącej wieży Eiffla spoglądały namnie zbyt szeroko rozwarte oczy. Za nieobecnych przyjaciół  powiedział [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •