[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zazel zamlaskał i spojrzał na żmija z nadzieją.Potem z ciżby wyłonił się chłopiec z zawieszoną na brzuchu drewnianą skrzynką, wrzeszcząc: Pierogi gorące sprzedaję, z kapustą, kurą, zajęczyną, piero-o-ogi świeżutkie, pierogi!Zazel stracił resztki samozaparcia i jął marudzić, że jest głodny.Brune, który nie miałochoty ryzykować śmierdzącej zajęczyny w pierogach, nabył na straganie z pieczywem dwaciepłe, chrupiące podpłomyki i wręczył jeden chowańcowi.Stwór odął się, obrażony.  Skąpisz mi jak zawsze! %7łeby tak chociaż z serem, z sosem. %7łebyś mi upaćkał torbę? Zazel, zle cię karmią? yle! Odkąd Marshia jest chora, kucharka się nie stara. Bądz twardy, stworze.%7łycie nie pieści.Chowaniec z rezygnacją zajął się podpłomykiem.Gdy przełknął ostatni kąsek, znów znadzieją wystawił nos. Tam pod tym czerwonym daszkiem sprzedają piwo, napijemy się? Nie. Chociaż kufelek na przepłukanie gardła.? Cicho, stworze! Bo naprawdę zamienię cię w mopsa!W tejże chwili obaj spostrzegli, że kawałek dalej, obok straganu z łakociami, stoi żołnierzw napierśniku ze znakiem pentagramu i leniwie obserwuje tłum.Zazel momentalnie zamilkł iskrył się w torbie, a Brune dyskretnie ją zapiął.Rozejrzał się i wycofał powoli.Jego własna auraniknęła w tłumie, lecz to działało w obie strony  sam też nie był w stanie wyczuć z oddalizagrożenia.Miał do załatwienia jeszcze jedną, ostatnią sprawę, i po namyśle uznał, że jednak wolidokonać zakupu tutaj.Wypatrzył kram z maskami, przy którym nie brakowało klientów, a wszczególności klientek; zdawało się, że w większości są to służące, przysłane przez swoje panie.Wokół rozłożonego na stojakach towaru unosił się charakterystyczny słodkawy zapach.Symbiotyczne maski sprzedawane w Gyarze, nawet te tanie, cielistej barwy, były dobrej jakości iod wielu lat utrzymywały się tutaj w modzie.Poczekawszy chwilę, Brune za dwadzieścia leristał się właścicielem najprostszej maski kobiecej; zawinięto mu ją najpierw w szmatkęnasączoną płynem odżywczym, a potem w ciasno tkane konopne płótno, z radą, by zostałanałożona w ciągu dwóch czy trzech godzin.Zauważył, że na bocznej płachcie kramu wisi kilka sfatygowanych listów gończychopatrzonych znakiem pentagramu, i z rozbawieniem wypatrzył wśród nich własną podobiznę.Natyle niepodobną, że mając blizny zakamuflowane iluzją, nawet się nie przejął, tylko bezmrugnięcia okiem przyjął resztę i podziękował kramarzowi.*** Mam dla ciebie interesujące wieści  oznajmiła Marshia. Jej wymizerowaną twarz barwił rumieniec.Od Zazela Krzyczący zdążył się jużdowiedzieć, że żmijka nadal gorączkuje wieczorami mimo yadhmarskiej kory.Obawiał sięzwiększyć dawki, bo i tak już były duże, na tyle spore, żeby powodować rozstrój żołądka.Biss,który co dzień wytrwale użyczał swojej pani siły życiowej, także wyglądał na chorego; jegoślepia przygasły, uszy oklapły i większość czasu spędzał zwinięty na fotelu albo w nogach jejłóżka. Ja też mam ciekawą informację  odrzekł Brune. Jaką? Najpierw mi powiedz, czy byłaś dziś w stanie coś zjeść. Kleik na śniadanie, bulion na obiad  mruknęła. Nie mogę już patrzeć na jedno idrugie. Odstawimy tę cholerną korę  zdecydował.Marshia usiadła prosto, krzywiąc się w zle wróżącym grymasie. Nie znasz się na niczym.Sprowadz tu jutro Denigisa. Naprawdę sądzisz, że można mu ufać? Zaryzykuję.Ty powinieneś pozostać przy pichceniu narkotyków dla gildiiprzestępczych, zamiast udawać, że wiesz coś o fachu, którego nie studiowałeś. Denigis też nie jest lekarzem  przypomniał cierpko. I nie zaryzykuję ściągania gotutaj tylko po to, żeby skorzystać z jego felczerskiej wiedzy, nie ma mowy.Chyba że pilnienależy ci upuścić krwi albo wyrwać zęba.Był pewien, że wywiąże się kłótnia, lecz złość Marshii przygasła równie nagle, jakzapłonęła. Racja, z Denigisa taki sam dyletant jak i z ciebie.To co mi chciałeś powiedzieć? Wspomniałem ci już o masce, którą widziałem w rękach demona.Pozwoliłem sobienabyć na targu w Gyarze podobną. Po co? Anavri nie umiała sobie przypomnieć prawie nic na temat tego incydentu zuwięzieniem w transie.Coś mi mówiło, że jej pamięć nie ucierpiała wskutek szoku, tylkocelowego działania.Widok przedmiotu kojarzącego się z daną sytuacją często pomagaprzełamać czar zapomnienia.  I? Gdy pokazałem jej maskę, nagle przypomniała sobie, czego chciał od niej naszprzyjaciel w stroju błazna.Wyobraz sobie, że wypytywał ją o mnie.Kim jestem, gdziemieszkam, co robię. O ciebie?  Marshia wyglądała na zaskoczoną. Masz wrogów w Otchłani, młodszybracie? No cóż, zakładam, że Dolina Cierni nie darzy mnie sympatią, odkąd spaliłem ich sługęw twojej dawnej enklawie. Dolina Cierni już nie istnieje, władczynię pojmali słudzy Doliny Zwiatła. %7łmijkapstryknęła palcami. A do czego była mu potrzebna ta maska? A, to drugi ciekawy szczegół.Anavri mówi, że skaleczenie na jej policzku wzięło sięstąd, że demon zranił pazurem maskę, która stanowiła podobiznę jej twarzy.Marshia skinęła głową. Podejrzewałam coś w tym guście, odkąd zobaczyłam to zadrapanie.Nieśmiertelnelaleczki i szpileczki.Klasyka.Proszę, nalej mi wody.Zaschło mi w gardle.Z kubkiem w ręku oparła się o poduszki. Teraz ja ci coś powiem  rzuciła z uśmiechem.Wyglądała na bardzo zadowoloną zsiebie. Mam trochę przydatnych kontaktów w gildiach przestępczych nad Zatoką Snów i wcałym Talme.W skali organizacji to płotki, ale są świetnymi zródłami informacji, jeśli umie sięich odpowiednio pociągnąć za język.Pozwoliłam sobie wydać dzisiaj nieco złota w zamian zabogaty asortyment wieści z najróżniejszych miejsc.Nigdy nie zgadniesz, czego siędowiedziałam. Mów. W Eume od niedawna grasuje tajemniczy morderca prostytutek.Podrzyna ofiaromgardła i  uwierzyłbyś?  zdejmuje im skórę z twarzy ze zręcznością kata lub chirurga.Plotkagłosi, że jedną z ofiar widziano krótko przed śmiercią w towarzystwie człowieka w dziwnej,kolorowej, jakby błazeńskiej odzieży. Intrygujące  odezwał się Brune po dłuższej chwili. Zaiste ciekawy zbiegokoliczności. Och, najlepsze zachowałam na koniec. Zrobiła pauzę. Podobno wszystkiedotychczasowe ofiary były jasnowłose. Rozdział 11: ZmietniskoNa tyłach jadłodajni, mieszczącej się w drewnianym baraku, piętrzyły się góryodpadków.Smród zwalał z nóg.Największa sterta, przy samej ścianie, sięgała prawie dokrawędzi dachu.Nieruchomy kształt u jej podnóża wyglądał z dala jak zepsuty manekin.Kobieta była naga.Leżała na wznak, z rozkrzyżowanymi rękami.Zander jednym rzutemoka ocenił szczegóły nocnej zbrodni.Widok był znajomy pod każdym względem  rana wpoprzek gardła, krwawe pozostałości twarzy, rozcięty brzuch i wyprute wnętrzności.Wokół ciałarozlała się ciemna kałuża. Nie zostawił śladów  odezwał się jeden z konstabli.Kapitan, wyrwany z zadumy,spojrzał na niego. Hę? Tyle krwi, a on w nią nie wdepnął.Nigdzie nie widać śladów stóp. Był ostrożny. Zander splunął.Odór sprawiał, że nastrój pogarszał mu się z każdąchwilą. Po ciemku? Hm.Fakt, dobre pytanie. Może to odmieniec  zasugerował drugi konstabl. Niektórzy z nich widzą wciemnościach. Może [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •