[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kolejny element szkolenia wcechu.Pracujemy o dziwnych porach i uczymy się spać, kiedy się tylko da.Pogrążony wgłębokim śnie rozluznił usta i jego wieczny uśmiech zniknął.Biel ołowiana idealnie wygładziła mu rysy.Podziwiałem ten efekt, myśląc zarazem o fatalizmie, który się za nimkrył.Powolne łagodne samobójstwo już z maską śmierci na twarzy.Nie da się jednak ukryć,że moja mąka nie pozwalała mi osiągnąć takiego samego braku wyrazu.Obudził się odświeżony i gotowy do popołudniowych występów.- Opracowałem numer z tym Chudogębskim - poinformował mnie.- Nie przyszło cicoś do głowy, po tym jak obejrzałeś jego pracownię?- Daj mu żyć - spróbowałem.- Co proszę? - spytał zdziwiony.- Daj mu spokój.Skarżył się, że przez całe życie jest pośmiewiskiem błaznów.Czemusię od niego nie odczepić?- Nie wiem, czy dobrze rozumiem - rzekł wolno Bobo.- Wczoraj zrugałeś mnie, bowahałem się popełnić morderstwo z zimną krwią.Teraz skrupuły nie pozwalają ci nabijać sięz tej próżnej papugi.Naprawdę czujesz jakieś współczucie wobec bezwartościowegopasożyta, który w życiu nie zrobił nic, aby zasłużyć na swoją pozycję, i marnuje majątek naczarną magię? Mój bracie błaznie, mój towarzyszu spod jednego znaku, mój kolego iczcigodny nestorze, gdybym pozostawił w spokoju tak narzucający się cel udręczenia,sprowadziłbym podejrzenia na siebie samego i hańbę na naszą profesję.Nawet on nieoczekiwałby podobnej powściągliwości.- Cofam sugestię - powiedziałem.- Tak mi się bąknęło.To się nigdy więcej niepowtórzy.I jeszcze raz nazwij mnie nestorem, a dam ci takiego kopa, że wylecisz przez tookno.Wyszczerzył zęby.- Tak lepiej.Jeszcze jakieś pomysły?- Och, na razie powstrzymam się od dawania ci rad.Zrobił, jak mi się wydawało,tradycyjny toledański gest o uniwersalnym znaczeniu i wyszedł.To była przerazliwie zimna noc i spędzałem ją na dworze, siedząc w moim punkcieobserwacyjnym, nawet nie mając obok drugiego błazna, który dotrzymywałby mitowarzystwa.Flaszę zostawiłem w gospodzie.Obawiałem się, że przedobrzę i skończę wjakimś rynsztoku, skostniały trup z połamanymi kończynami.Ten obraz coraz częściejwyskakiwał nieproszony w mojej wyobrazni.Zastanawiałem się, czy ktoś mnie pochowa, czypołoży kamień nagrobny na miejscu mego spoczynku.Zastanawiałam się, czy będzie na nimmoje imię.Zastanawiałem się, jakie ono będzie.Jedynym pocieszeniem była mi myśl oludziach, którzy się za mnie pomodlą, jeśli jeszcze będą wśród żywych.Próbowałem odpędzić te ponure myśli.Słyszałem rozkwitające w oddali śmiechy, ucięte szczękiem zamykanych okiennic.Zmieniłem pozycję nóg.Zaczynały mi drętwieć.Wpatrzony w książęcy pałac wciąż nie mogłem niczego dostrzec, jedynie migotanie światłazza piór okiennic.Próbowałem zlokalizować komnaty Wioli, furtę czy bramę, którą sięwyślizgnie, aby płakać przy jego sarkofagu.Co powinienem jej powiedzieć? Czy w ogólebędzie chciała słuchać? Czy jeszcze będę ją obchodził, czy będę obchodził kogoś z nich?To tamten śmiech i głucha cisza potem tak mnie przygnębiły.Oto ja, błazen z racjiwyszkolenia i skłonności, marnowałem się na tym dachu, zamiast jak należy spożytkowaćmoje umiejętności w tych najweselszych dniach roku.Nie pamiętałem takich świąt BożegoNarodzenia, aby moje wymyślne żarty, gry słowne, improwizowane scenki czy najgłupszeupadki nie doprowadzały zarówno szlacheckich, jak i pospolitych rodzin do konwulsyjnegośmiechu.Spędzałem niekończące się teutońskie noce, zabawiając teutońskich rycerzyniekończącymi się opowieściami.Uczyłem prowansal-skie dzieciaki najróżniejszychkoziołków, ucząc się od nich nowych.Przewodziłem świętu głupców.Może ojciec Gerald wymyślił ten plan, abym wrócił do korzeni.Chciał mi unaocznićnajlepszą część mojego  ja , przypomnieć mi o jej istnieniu.Tak długo wegetowałem na dnieantałka, że groziło mi, iż zostanę w nim pochowany, i to niebawem.Zrobiłem noworoczne postanowienie, że przestanę się nad sobą użalać.Oczywiścienie znaczyło to, że komuś innemu zrobi się mnie żal, ale to mi odpowiadało.Na razie miałemzadanie do wykonania.Bardzo proste zadanie.Powstrzymać śmierć.Rozdział IXBóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców.1 Kor 1,27Cóż za wspaniały ogień buzuje w tej ich kuchni - zaświer-gotał Bobo, złośliwiebłyskając okiem.- Trzymają go przez całą noc, tak żeby rano od razu można było wypiekaćchleb.Przez lata wycięto całe lasy, aby tylko hrabina i wszyscy domownicy mieli smaczneśniadanko.- Miło słyszeć, że się dobrze bawiłeś - mruknąłem, tłumiąc ziewnięcie.Było wczesnepopołudnie i dopiero co się podniosłem.Aleksander przezornie wieczorem zostawił dzbanwina, który miał mi pomóc przepędzić chłód z kości, pozostały po nocnej wyprawie, iprzezornie opróżniłem naczynie, nie przejmując się wcale noworocznym postanowieniem.Dodiabła, do Nowego Roku było jeszcze trochę i, cholera, mogłem robić to, co mi się podobało. No, może nie całkiem.Aeb tak mi pękał, że należało się o niego zatroszczyć.- Znalazłeś cościekawego? - spytałem.- Niewiele.Nikt ze służby nie odpowiada rysopisowi Malwolia.%7ładen z nich nie jestdość wysoki.Ten Sebastian to skwaszona chłopina.Nie uśmiechnął się nawet raz przez całymój występ, a zapewniam cię, był absolutnym wyjątkiem.Reszta tarzała się po podłodze.- Pił?- Tak, sporo.Niezbyt szczęśliwy człowiek, ale wygląda na to, że jego żonę niewiele toobchodzi.Więcej łypała na kompanów najstarszego syna, niż przyglądała się występowi.Zdaje mi się, że nadal lubi chłopców.Ciekawe tylko, czy się ogranicza do łypania czy nie.- Myślisz, że mogła zwrócić uwagę na księcia?To go zaskoczyło.Przysiadł na krawędzi łóżka, żując kawałek suszonego mięsa irozważając moje słowa.- Wątpię - rzekł.- Wygłosiła kilka mocno niepochlebnych uwag pod adresem JegoZwłokowatości.Pochlebiałem jej podczas występów, rzekłem to i owo o regencji, coniezmiernie się jej spodobało.Powiedziała, że rządziłaby o wiele lepiej niż on.Uznałem, że toniezbyt właściwa wypowiedz, biorąc pod uwagę, jak niedawno zmarł.- Został zamordowany - poprawiłem go i spiorunował mnie wzrokiem.- Nie zapomniałem - wycedził.- Tylko do tej pory nie ujrzałem jeszcze żadnegodowodu.W każdym razie mój występ tak się udał, że Fabian zaproponował mi stanowisko nadworze, pełną gębą, z własnym kątem do spania.Przyjąłem je.W tych okolicznościach tobezpieczniejsze miejsce niż bursa.- To brzmi rozsądnie.Przy okazji muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem tego,jak opanowałeś język - skomentowałem.- Och, nie wiedziałeś o tym? Urodziłem się w Spala-to.Mówię płynnie, a akcentuużywam jedynie ze względu na przybraną maskę, jak ty [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •