[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mama Linka podniosła się teatralnie z miejsca i przedefilowała między rzędami, podchodzącdo  ławy przysięgłych".Najwyrazniej obejrzała niejeden dramat rozgrywający się na salisądowej.- Dobry wieczór, panie i panowie.- Pani Lincoln, proszę nam powiedzieć, co pani wie o zaistniałej sytuacji? Była pani jedną zpierwszych osób, które podpisały petycję.- Tak, oczywiście.Panna Ravenwood, to znaczy, panna Duchannes wprowadziła się tutajkilka miesięcy temu i od tego czasu w Jackson zaczęło dochodzić do różnego rodzajuproblemów.Najpierw wybiła szybę w klasie podczas lekcji angielskiego.- Omal nie pocięła mojego dziecka - wykrzyknęła pani Snow. - Mało brakowało, żeby poraniła poważnie inne dzieci.Zresztą i tak kilkoro z nich doznałoobrażeń z powodu rozbitej szyby.- Nikt z wyjątkiem Leny się nie skaleczył i był to wypadek! - wykrzyknął Link, siedzący ztyłu sali.- Wesleyu Jeffersonie Lincolnie, lepiej zabieraj się do domu, jeśli wiesz, co dla ciebie dobre! wysyczała pani Lincoln.Po chwili jej twarz złagodniała, przewodnicząca CAR wygładziłaspódnicę i zwróciła się w stronę Komisji Dyscyplinarnej.- Urok panny Duchannes ma, jakwidać, duży wpływ na słabszą płeć  zauważyła z uśmiechem. A więc, jak jużwspomniałam, rozbiła szybę na lekcji angielskiego, co tak wy- j straszyło uczniów, że kilkadobrze wychowanych młodych panien postanowiło stworzyć grupę Aniołów StróżówJackson, której jedynym celem jest ochrona uczniów.Coś w rodzaju patroli straży sąsiedzkiej.Upadłe Anioły potaknęły ze swoich miejsc, jakby ktoś pociągał za niewidzialne sznurkiprzymocowane do ich głów, co w pewnym sensie było prawdą.Pan Holiingsworth notował coś w żółtym notesie.- Czy to był jedyny wypadek z udziałem panny Duchannes? Pani Lincoln usiłowała wyglądaćna osobę zszokowaną.- Wielkie nieba, nie! Podczas balu semestralnego włączyła alarm przeciwpożarowy, rujnujączabawę i niszcząc sprzęt audio wartości czterech tysięcy dolarów.Jakby tego było mało,zepchnęła pannę Asher ze sceny i Emily złamała nogę.Dowiedziałam się z wiarygodnychzródeł, że będzie to wymagało wielomiesięcznego leczenia.Lena patrzyła prosto przed siebie.- Dziękuję, pani Lincoln.Mama Linka obróciła się powoli i uśmiechnęła do Leny.Nie był to prawdziwy uśmiech aninawet sarkastyczny.Był to uśmiech typu  zrujnuję ci życie i sprawi mi to przyjemność".Pani Lincoln ruszyła w stronę swojego miejsca.Nagle zatrzymała się i spojrzała prosto naLenę.- Omal nie zapomniałam.Jeszcze jedna rzecz.- Wyjęła jakieś kartki z portfela.- Maminformacje ze szkoły w Wkginii, do której poprzednio uczęszczała panna Duchannes.Chociażraczej nazwa  instytucja" byłaby tu bardziej odpowiednia.To nie żadna instytucja tylko prywatna szkoła. Jak wspomniał dyrektor Harper, to nie był pierwszy epizod związany z przemocą, w któryzamieszana była panna Duchannes.Głos Leny w mojej głowie brzmiał niemal histerycznie.Próbowałem ją uspokoić.Me przejmuj się.Ale trudno się było nie przejmować.Pani Lincoln nie mówiłaby takich rzeczy, gdyby niemogła jakoś ich udowodnić. Panna Duchannes jest dziewczynką niezrównoważoną emocjonalnie.Niestety, cierpi nachorobę psychiczną.Chwileczkę.- Pani Lincoln przebiegła palcami po stronie, jakby czegośszukała.Czekałem, żeby usłyszeć diagnozę o chorobie psychicznej, na którą według paniLincoln cierpiała Lena.- Aha, już mam.Wygląda na to, że panna Duchannes ma zaburzeniaafektywne dwubiegunowe, co, jak doktor Asher może państwu wyjaśnić, jest bardzo poważnąchorobą umysłową.Chorzy cierpiący na tę dolegliwość odznaczają się gwałtownością i sąnieobliczalni.Skłonność do tej choroby jest dziedziczna.Matka panny Duchannes też na niąchorowała.Ja chyba śnię.Deszcz bębnił o dach.Wiatr się wzmógł, szarpiąc drzwiami sali gimnastycznej.- Biedne dziecko przeżyło straszną tragedię.Matka zamordowała jej ojca czternaście lat temu.- Cała sala wstrzymała oddech.Gem.Set.Mecz.Wszyscy zaczęli mówić równocześnie.  Panie i panowie, bardzo proszę. Dyrektor Harper usiłował uspokoić zebranych, ale tobyło tak, jakby kroplą próbować zdławić pożar.Ogień zaczął się już rozprzestrzeniać i niebyło sposobu, żeby go ugasić.***Minęło dziesięć minut, zanim zebrani się uspokoili.Ale nie Lena.Czułem, jak wali jej serce -jakby to było moje własne - i jak w jej gardle rośnie gula od powstrzymywanych łez.Sądzącpo ulewie, Lena z wielkim trudem panowała nad emocjami.Byłem zdumiony, że niewybiegła jeszcze z sali, ale była albo bardzo dzielna, albo tak osłupiała, że się nie mogłaporuszyć.Wiedziałem, że pani Lincoln kłamie.W to, że Lena była w jakiejś  instytucji", nie wierzyłembardziej niż w dobrą wolę Aniołów Stróżów i ich chęć ochrony uczniów.Natomiast nie byłempewien, czy pani Lincoln kłamała również i wtedy, kiedy wspomniała, że matka Lenyzamordowała jej ojca.Wiedziałem jedno.Chętnie udusiłbym tę babę.Znałem mamę Linka całe życie, ale odjakiegoś czasu już nie myślałem o niej jako o mamie mojego przyjaciela.Nie przypominałakobiety, która wyrwała ze ściany puszkę elektryczną i wygłaszała godzinne kazania na tematcnoty abstynencji.To już nie wyglądało na jedną z jej irytujących, ale w sumie niewinnychprzywar.To było coś mściwego i bardziej osobistego.W żadnym razie nie mogłemzrozumieć, dlaczego tak bardzo nienawidzi Leny.Pan Hollingsworth usiłował odzyskać panowanie nad sytuacją.- Proszę o ciszę, proszę się uspokoić.Dziękuję, pani Lincoln, za czas, jaki nam panipoświęciła.Chciałbym przejrzeć te dokumenty, jeśli nie ma pani nic przeciwko temu.Odezwałem się kolejny raz:- To wszystko jest po prostu śmieszne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •