[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dzięki Ci, Panie Boże - wyszeptała, całując chłodne czoło synka i poprawiającmu kołdrę.- Zpij dobrze - dodała od progu.Wślizgnęła się do kuchni, zapaliła papierosa i wyszła z nim na zewnątrz.Przykońcu ulicy zatrzymał się stary cadillac; z fotela kierowcy wygramoliła się jakaśpotężna kobieta z burzą płomiennorudych włosów, ubrana w spodnie przypominająceskórę lamparta, i pospiesznie przebiegła na drugą stronę drogi.Najwyrazniej to jedna zwielbicielek Wichrowych wzgórz, zaśmiała się Emma.Pewnie by wypadało zadzwonićdo Lily i wyjaśnić, dlaczego nie może przyjść, ale nie wymieniły się numeramitelefonów.Zresztą Lily i tak wkrótce się zorientuje, że Emma nie przyjdzie.Trzebabędzie przeprosić Lily, gdy się spotkają następnym razem, i wszystko jejwytłumaczyć.Zresztą, równie dobrze może to zrobić teraz, doszła do wniosku po krótkimnamyśle.Dylan śpi już w najlepsze, a ona uwinie się dosłownie w parę minut.Czykomuś stanie się przez to krzywda? Jeszcze raz zaciągnęła się dymem, a potemzgniotła obcasem niedopałek i ruszyła w stronę domu Lily.- 111 -SR 9- Tu jest napisane, że to właśnie w Tifton narodził się pomysł zbudowaniamiędzystanowej autostrady numer 75.- Jamie powiedziała to pełnym głosem, bo odsąsiedniego stolika co chwila dobiegały wybuchy głośnego śmiechu.Z nudów zaczęłaczytać broszurkę, którą znalazła przy wejściu do tego zatłoczonego i niezbytwyrafinowanego lokalu o nazwie Bar-B-Quepit, gdzie zatrzymali się na kolację.Towarzystwo, które tak dobrze się bawiło, składało się z awanturniczo nastawionychmłodych mężczyzn, okupujących wydzielony ławami kąt tuż za plecami Brada.- Chcesz powiedzieć, że mają jeszcze inne osiągnięcia oprócz tytułuZWIATOWEJ STOLICY CZYTELNICTWA.- Brad z przesadą wypowiedziałostatnie słowa, żeby zamanifestować swój kompletny brak zainteresowaniawszystkim, co dotyczyło Tifton.Jeden z siedzących za nim młodych byczków podniósł się, żeby łatwiejściągnąć na siebie uwagę udręczonej do granic wytrzymałości kelnerki.- Hej, Patti! - zawołał.- Możesz nam tu przynieść więcej piwa?- Siadaj, Troy - odparła, nie zaszczycając go nawet jednym spojrzeniem.Młody człowiek, najwyrazniej całkiem niedawno wypisany z gronanastolatków, był bardzo wysoki i bardzo szczupły, z szerokimi, kościstymi barami.Nosił długie, czarne włosy, które opadały mu na blisko osadzone, małe i ciemneoczka.Zza krawędzi mocno wyciętych dżinsów wysuwał się skrawek białychbokserek, same dżinsy zaś trzymały się tak nisko, że Jamie zaczęła się bać, iżmłodzieniec lada chwila zgubi całą dolną część garderoby.Niespiesznie osuwając się zpowrotem na swoje miejsce, dostrzegł spojrzenie Jamie i mrugnął do niejuwodzicielsko.Jamie natychmiast wbiła wzrok w broszurkę.Nie była pewna, ale wydawało jejsię, że usłyszała słowo  dziwka", które jak drobna moneta poszybowało w powietrzu,a potem spadło tuż u jej stóp.- Mieszka tu piętnaście tysięcy ludzi - oznajmiła znacznie głośniej, niżzamierzała.- 112 -SR Ale Bradowi było wszystko jedno, jak wielka jest populacja mieszkańcówTifton.Zamoczył frytkę w keczupie i położył ją na czubku języka.Jamie rozejrzała się po niewielkiej restauracji, starannie unikając patrzenia nachłopców zgromadzonych za plecami Brada.Udała, że szalenie ją interesują zledopasowane i poplamione deski na podłodze, ciemnozielone winylowe obicia krzeseł ibeżowe błyszczące blaty stołów.Z zawieszonych w strategicznych miejscachczarnych, welwetowych zasłon spoglądały na nią niewinne twarzyczki o wielkich,przejrzystych oczach.Na dużej tablicy z tyłu widniała wypisana kredą lista dańpolecanych przez szefa kuchni.Dziś była to zupa z czarnej fasoli i półtora funtażeberek.Niewielką przestrzeń wypełniał szczelnie obłoczek słodkawego dymu, którywydobywał się zza zamkniętych drzwi prowadzących do kuchni.Co prawda nie byłotu klimatyzacji, ale dwa ogromne, zawieszone nad głowami gości wentylatorypracowały z maksymalną mocą, przez co przykry, wieczorny upał wydawał się mniejdokuczliwy.Kątem oka dostrzegła jakieś poruszenie.Odwróciła się i ujrzała, jakwychudzony chłopak kiwa na nią palcem, uśmiechając się zalotnie.Zauważywszy jejspojrzenie, złożył usta jak do pocałunku i mlasnął głośno.Jamie odwróciła wzrok,zastanawiając się jednocześnie, czy powinna o tym powiedzieć Bradowi, ale zdecy-dowała, że lepiej nie.Brad miał dziś dość powodów do zdenerwowania.Ostatniąrzeczą, jakiej sobie życzyła, było zdenerwować go jeszcze bardziej.Zdawała sobie sprawę, że jego frustracja wzięła się głównie stąd, iż wszystkiewarsztaty samochodowe w mieście były już pozamykane, co oznaczało nocleg wTifton.Na początku Brad nie wydawał się szczególnie zirytowany, ale krótkawyprawa do centrum miasta - które składało się z dwudziestu ulic i zabudowań pomię-dzy nimi - przekonała go, że Tifton zostało mianowane ZWIATOW STOLICCZYTELNICTWA, ponieważ poza czytaniem NIE BYAO TU ABSOLUTNIE NICDO ROBOTY, jak oznajmił z narastającym zniecierpliwieniem.Jamie była znaczniebardziej wyrozumiała.Kochała stare domy, zbudowane między tysiąc osiemsetnym a tysiącdziewięćset trzydziestym rokiem, usadowione w cieniu olbrzymich, wiekowych drzewokalających wąskie ulice, i miała nadzieję, że rano, zanim wyjadą, zdążą odwiedzić- 113 -SR przynajmniej jeden z przepięknych, historycznych kościołów lub któryś zpieczołowicie odrestaurowanych budynków.Zresztą, czy nie tak wyglądał pierwotnyplan ich podróży? Mieli przecież jechać przed siebie, dokąd poprowadzi ich droga.Noi cóż, zdarzyło się, że przez uszkodzoną oponę wylądowali w Tifton [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •