[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spojrzał w bok.Podążyłam za jego wzrokiem, uzmysławiając sobie zezdumieniem, że otaczająca nas zewsząd biel, to tak naprawdę całe otoczenie.Znajdowaliśmy się na pustkowiu, w próżni.Trudno było stwierdzić, gdzie zaczynałasię góra, a gdzie kończył dół.Przypominało to przerażające izolatki z filmów grozy.Od jaskrawej barwy odcinały się jedynie czarne skrzydła Nate’a.Nigdy wcześniej tunie byłam.Usiadłam skonsternowana.– Gdzie my jesteśmy?– W Niebie – odparł lekko, przenosząc wzrok z powrotem na mnie.Zmarszczyłam czoło.Coś mi się tu nie zgadzało.Widząc moją konsternację,odetchnął głęboko.– Tak, wpuścili mnie tu – odpowiedział na moje nieme pytanie.– Ale…jak?– Kiedy osłoniłem cię tam, na klifie, nie miałem pojęcia, że robię coś więcej,niż ratowanie twojego życia, skoro i tak nic innego się dla mnie nie liczyło.Niezastanawiałem się, czy miało to jakieś większe znaczenie.To ty byłaś najważniejsza.Ale oddałem życie za anioła – wyszeptał cicho, starając się na mnie nie patrzeć.–Dlatego Rada nie zabrała tu tylko ciebie, ale i mnie.Choć na to nie zasługuję…362– Przestań – ścisnęłam mocniej jego dłoń.Spojrzał na mnie przelotnie.– Ale taka jest prawda.Z początku byłem tu sam.Nie wiedziałem gdziejestem, ani co tu robię.Co więcej, nie czułem bólu.Byłem pewien, że zwyczajnienie żyję – oznajmił grobowym tonem, przesuwając wzrokiem po pustkowiu.– Alewtedy pojawił się przy mnie jeden ze Starszych, niosący na rakach ciebie.A to byłochyba jeszcze gorsze… – urwał przymykając powieki.Mimowolnie otworzyłam usta.Członek Starszych i Upadły w jednympomieszczeniu.To z pewnością nie jest normalne.Przerażona rozejrzałam się wposzukiwaniu ciała zamordowanego anioła.Nate wywrócił ostentacyjnie oczami.– Twój brak wiary w moją silną wolę jest przerażający – zaśmiał się cicho.Poczułam jak szkarłatny rumieniec rozlewa się po mojej twarzy.– Powiedział mi prawdę – dotknął delikatnie moich zarumienionychpoliczków.Wstrzymałam oddech.Czy to możliwe, by już wszystko wiedział? Także to,że nie jestem jego siostrą? Więc dlaczego nadal był wobec mnie tak bardzotroskliwy? Wolałam odwlec odpowiedź na to pytanie.Bardziej nurtowało mnie cośzupełnie innego.– Więc… żyjesz? – wydusiłam z siebie, próbując przyswoić to dowiadomości.W jego spojrzeniu malowało się uczucie ulgi.– Umarłem, ale śmierć nie chciała przyjąć dobrowolnej ofiary z mojej duszy.Więc żyję.– Ale przecież aniołowie nie mają duszy… – uświadomiłam sobieprzytomnie.Uśmiechnął się szelmowsko.– Masz rację.Ale my jesteśmy wyjątkami.Tym stwierdzeniem zbił mnie z pantałyku.Wpatrywałam się w niegooszołomiona, czekając na puentę.Czułam się głupio wiedząc, że znów musiał miwszystko tłumaczyć.Ale on tylko zmarszczył czoło i zaczął mówić:363– Aniołowie nie czują, tak jak ludzie.Ich uczucia są płytkie i zazwyczajprzelotne, nie skupiają się na nich aż tak dosadnie.Dlatego nie mogą mieć duszy, boona przecież odzwierciedla wnętrze, a nie można odzwierciedlić czegoś, czego poprostu nie ma.Ale my jesteśmy inni.Pamiętasz, co ci mówiłem o naszympierwszym spotkaniu? Poczułem wstyd.Pierwsze ludzkie uczucie, któregodoznałem.Z czasem było ich coraz więcej, aż wreszcie przejęły nade mną całkowitąkontrolę.Ty też to przeżyłaś, prawda? To wtedy, gdy bliżej nam było do ludzi, niżdo aniołów, zyskaliśmy dusze.I dzięki temu mogłem wrócić.Dlatego żyję.Przezludzkie uczucia.I wreszcie zrozumiałam.Nate żył.I był tu ze mną.Już nie jako wymysł mojejnadszarpniętej wyobraźni, ale prawdziwy.Cały i zdrowy.Nie panując nad swoim ciałem, zarzuciłam ze szlochem ręce na jego szyję,wtulając twarz w śnieżnobiałą szatę.Objął mnie mocno, kołysząc miarowo, niczymmatka tuląca niemowlę.Dla mnie czas się zatrzymał.Nie potrzebowałam niczegowięcej.– Już dobrze – powtarzał, niczym mantrę, przyciskając mnie do piersi.Powoli udało mi się złapać oddech.Przypomniałam sobie, jak po raz pierwszypocieszał mnie w ten sposób.Wtedy zamoczyłam mu całą koszulę.Zrezygnowanastwierdziłam, że teraz wcale nie poszło mi lepiej.Ale niespokojne wątpliwości wciąż nie chciały odejść…Odsunęłam go od siebie, siadając w bezpiecznej odległości, choć wszystko wemnie krzyczało, żebym tego nie robiła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]