[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale znalazłem tylko wstyd istrach.Szkarłatne wykwity na jej policzkach rozlały się aż po samą szyję.A jaznowu poczułem się jak skończony idiota.Tyle, że teraz czułem obrzydzenie nietylko dla uczuć, które zaczynały przejmować nade mną kontrolę, ale i dla tego, corobiłem.To było stanowczo ponad moje siły.Zanim to wszystko stałoby się jeszcze bardziej skomplikowane, wyminąłemją i szybkim krokiem oddaliłem się z klasy.Przez cały korytarz czułem na plecachjej palące spojrzenie.Chyba tylko silna wola powstrzymała mnie przed wskoczeniem dosamochodu i odjechaniem na pełnym gazie do domu.Wiedziałem, że to wszystkobędzie dla mnie trudne.Nawet bardzo trudne.Ale żeby aż tak! Nawet ja nie miałemw sobie takich pokładów samozaparcia.Czułem się, niczym Ewa kuszona przezwęża.Zaśmiałem się na to porównanie.Jestem Upadłym, a Emily kusiła mnie swojąniewinnością, bym porzucił zło, a skosztował zakazanego owocu w postaci dobra.Życie jest jednym wielkim ciągiem paradoksów.Wyszedłem na zewnątrz.Nie obchodziło mnie, że padało, potrzebowałemotrzeźwienia.Łapczywie wystawiłem twarz do nieba.Zawsze powtarzano mi, że niema sytuacji beznadziejnych, że zawsze jest wyjście, które będzie mniesatysfakcjonować.Więc jakie miałem wyjście tutaj? Czy w ogóle miałem164jakiekolwiek? Nie czułem nad tym żadnej kontroli, którą mógłbym zachować.Staczałem się w przepaść, pozbawiony punktów zaparcia.Ale co to będzie za lot…Bez konkretnego celu wróciłem do szkoły.Pierwszy raz w życiupostanowiłem udać się na stołówkę.I bynajmniej nie po to, żeby jeść.Mógłbym niewyjść z tego cało.Dawno nie byłem w tym miejscu.Rzędy stolików, wraz z zajętymi ławkami,ciągnęły się przez całą salę.Wśród nich była ona.Siedziała przy oknie i o zgrozo,przy stoliku Hayley Trevor.Dlaczego ze wszystkich ludzi w szkole musiała sięprzysiąść właśnie do niej?Oparłem się o ścianę, nie odrywając od niej wzroku.Chłonąłem każdyszczegół: sposób, w jaki się poruszała, uśmiechała, przekrzywiała głowę na jedno zsetek pytań, którymi zasypywała ją Trevor… Ze zdumieniem stwierdziłem, że byłapiękna.Ale nie tak zwyczajnie.Była niczym latarnia morska dla strudzonegożeglarza, pierwszy promień słońca, po wiecznie trwającej nocy.W niczym nieprzypominała siedzących obok niej dziewcząt.Nagle odwróciła się, jakby wiedziała, że właśnie na nią patrzę.Ciemne oczyprzeszywały mnie niemymi pytaniami.Jej spojrzenie hipnotyzowało.Czułem, żemógłbym tak trwać wiecznie, obojętny na upływający czas.Wpatrywaliśmy się wsiebie nawzajem, jakby czekając, co zrobi drugie.Moja silna wola słabła wzastraszającym tempie.Chciałem do niej podejść, dowiedzieć się, czego sięobawiała, kim jest, że wzbudza we mnie taką mieszankę uczuć…Raptem Trevor klepnęła ją w ramię.Emily odwróciła się, zrywając z wyraźnąniechęcią kontakt wzrokowy.Cholera.Uwolniony od jej magnetyzmu, wciągnąłem głośno powietrze.Powolizacząłem trzeźwieć.Musiałem iść, nie mogłem tu zostać.Wypadłem z sali, nieodwracając się za siebie.Fizyka była torturą.Już na samym początku zręcznie uniknąłem jej wzroku.Nie zniósł bym dłużej tego strachu i wstydu w jej oczach.Ona także nie pozostałami dłużna.Ignorowałem ją ja, to i ona ignorowała mnie.Zasłużyłem sobie na to.165Całą lekcję przesiedziałem na wzór francuskiego – obserwowałem Emily.Jakdla mnie, dzwonek zadzwonił zdecydowanie zbyt szybko.Nawet nie zdążyłem sięruszyć, kiedy dziewczyna zgarnęła energicznie swoje ksiązki i wyleciała z klasy.Odprowadziłem ją zbolałym spojrzeniem, starając się stłumić kolejne fale wzgardydla samego siebie.Nie przewidziałem, że już niedługo to wszystko pokomplikuje się jeszczemocniej…***Pół miesiąca.Zdecydowanie najdłuższe pół miesiąca w mojej egzystencji.Jakpiekło kocham, nigdy, ale to nigdy czas nie płynął tak wolno.To było nie dozniesienia.Skupienie się na czymkolwiek w obecności Emily, było praktycznieniemożliwe.Uczucia, których doznałem podczas naszego pierwszego niefortunnegospotkania, były niczym w porównaniu z tym, co działo się mną z każdym kolejnymdniem.To już nie były tylko wyrzuty sumienia, czy chęć ochrony jej.Do tego doszłocałkowicie irracjonalne pragnienie porozmawiania z nią, patrzenia nie tylko na jejplecy, ale i na twarz, uśmiech, co więcej przyłapałem się na tym, że nie marzę oniczym innym, niż o przeproszeniu jej za moje kretyńskie zachowanie.Tak,marzyłem, by ją przeprosić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •