[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ku mojemu zdumieniu Rich się rozpłakał.Najpierw jedynie zaszlochał, raz, drugi.Potem znów zadrżał i owo drżenie szybko zmieniło się w serię potężnych spazmów.Do oczunapłynęły mu łzy i zaczęły ściekać po policzkach.- Ja nie.chciałem - wyjęczał, patrząc na mnie błagalnie, z desperacją.- O Boże,Castor, proszę.Ja nie chciałem.To był.To był.- Jego głos rozpłynął się w kolejnej faliszlochów.- Nie jestem mordercą.Nie jestem mordercą!- Nie? Cóż, ja też nie.- Nagle niczym zgaga zapiekło mnie w gardle obrzydzenie dosamego siebie.- Jestem tylko facetem, który przychodzi i sprząta po mordercach.I o małotego nie zrobiłem, Rich.Byłem tak blisko.- Uniosłem dłoń, zbliżając do siebie kciuk i palecwskazujący.On jednak leżał skulony we własnym bólu i strachu, i nie patrzył.- I zrobiłbymto.Przegnałbym tę nieszczęsną, skrzywdzoną duszę prosto do otchłani.A wiesz, co mniepowstrzymało? Damjohn, który najpierw obdarzył mnie komplementem, na który niezasłużyłem, a potem próbował zabić, bo sądził, że usiłuję dotrzeć do prawdy.Prawdy! A mnieinteresowała tylko zapłata.Ukląkłem pod ścianą, z rozmysłem unikając materaca.Położyłem dłoń na karku Richai mocno ścisnąłem.W jego stanie kontakt skóry ze skórą praktycznie uniemożliwiał mukłamstwo, od razu bym się zorientował.Próbował się uwolnić, ale zabrakło muzdecydowania.Był istnym kłębkiem żalu i nieszczęścia.- Opowiedz mi o tym - zaproponowałem.I jeśli w moim głosie dosłyszałniewypowiedziane  albo. , to miał rację.Minęło kilka minut, nim zdołał sformułować pierwsze zdanie.A potem - po kolejnychkilku przerwach, łzach i załamywaniu rąk - wszystko się z niego wylało.***To nie była wina Richa.To wina Damjohna.Wina Peele'a.Wina samej dziewczyny -po co wpadła w panikę i jeszcze pogorszyła sprawę? Ale nie Richa.O nie.Siedziałem i patrzyłem, jak jego sympatyczna maska rozpływa się i zamienia wcuchnącą maz nieszczęścia i wyparcia.Wszystko zaczęło się od Peele'a - a przynajmniej tak to zrozumiałem, bo opowieśćRicha trudno nazwać spójną i logiczną.Ale to Peele wbił mu nóż w plecy, gdy Richspodziewał się awansu, i tym samym zapoczątkował całą serię nieszczęsnych wydarzeń. W owym czasie Rich pracował u Bonningtona już pięć lat -  pięć cholernych lat - inie ukrywał, że zależy mu na stanowisku starszego archiwisty.Gdy Derek Watkins odszedł nawcześniejszą emeryturę z powodu złego stanu zdrowia, kto inny prócz niego mógł gozastąpić? Kto inny znał system, świetnie sobie radził z publiczną stroną całegoprzedsięwzięcia, a także dysponował zdolnościami organizacyjnymi wymaganymi do działańza kulisami?Ale Peele sprowadził kogoś z zewnątrz.Zwabił Alice z muzeum Keatsa.Alice, która -powiedzmy to sobie wyraznie - była młodsza od Richa, zarówno biologicznie, jak i stażem, atakże była kobietą.Kiedy to usłyszał, kompletnie go zatkało.Każdego by przecież zatkało, prawda? Jakmogli nie docenić jego osiągnięć? Zapomnieć o prawach i zasługach, i do tego nic niewyjaśnić, nie przeprosić? Gdy tylko Rich usłyszał nowinę, udał się do Jeffreya i złożyłoficjalny protest.W odpowiedzi usłyszał, że decyzję podjęto na poziomie KPM: szukaliosoby o większym doświadczeniu na stanowisku kierowniczym.Na sugestię, że mogłoby mubyć trudno pracować w zespole pod kierownictwem kogoś, kto podebrał mu awans, Jeffreyodparł, że jeśli faktycznie tak czuje, zarząd niechętnie przyjmie jego rezygnację i wystawi mudoskonałe referencje.Innymi słowy miał przejebane.Odtąd Rich zaczął podchodzić do swej pracy w archiwum z goryczą i cynizmem.Nadal jej potrzebował - musiał jakoś zarabiać na życie - postanowił jednak poświęcać jejtylko absolutne minimum czasu i energii.A ponieważ mógł liczyć na awans tylko w razieodejścia kogoś z góry, uznał, że musi poszukać innych metod uzupełnienia dochodów izapewnienia sobie takiego życia, na jakie zasłużył- Nigdy nie chciałem być milionerem - bronił się, sapiąc i przecierając oczy grzbietemdłoni.- Nie chciałem do końca życia tkwić w tej samej, pieprzonej dziurze.Człowiekpotrzebuje trochę luksusu, żeby nie zwariować.Odkąd zamieszkał w Londynie, odwiedzał jeden z burdeli Damjohna.Nie  RóżowąDziurkę , lecz inny lokal, w Edmonton, nieukrywający, czym jest naprawdę i niezawracającysobie głowy miłymi pozorami, takimi jak sprzedaż alkoholu czy mrugające neony.SamDamjohn zjawiał się tam w każdy czwartkowy wieczór po odbiór zysków.I kiedy Richrozpoznał jego serbski akcent i powiedział mu  sie ma czy też odpowiednik tego wojczystym języku, szybko przełamali lody.Damjohna bardzo zainteresował talent językowy Richa.Zaprosił go na kolację dobajeranckiego hotelu i zaczął nad nim pracować.Wyznał, że może mieć propozycje dla przystojnego, młodego Anglika z czystym brytyjskim paszportem, mówiącego po rosyjsku,czesku i serbsku.Byłaby to łatwa robota - okazjonalna, dobrze płatna i możliwa dowykonywania w ramach dodatku do stałej pracy.Rich połknął haczyk.- Trudno było odmówić - stwierdził.- Damjohn roztaczał wokół siebie tak potężną iintensywną aurę, że od razu zarażał innych entuzjazmem.- Rich spojrzał na mniewyzywająco, jakby oczekiwał, że zaprotestuję.- On nie jest Serbem, wiesz? - rzuciłwojowniczo.- Owszem, uczestniczył w tym syfie w Kosowie, ale tylko dlatego, żeprzypadkiem znalazł się w samym środku.Jego rodzina to Słoweńcy; a kiedy Słoweniapostanowiła grać solo, Słoweńcy w Kosowie mieli niemal tak samo przechlapane, jakAlbańczycy.Gdy nadeszła serbska armia, Damjohn był akurat we Vlasenicy i miał dośćszczęścia, by poznać pułkownika Nikolića, który miał uaktualnić spisy miejscowej ludności.Nikolić nie odróżniłby własnej dupy od głowy, więc Damjohn mu pomagał.Mówił, gdziemieszkają ludzie i czy wciąż tam są.- Ludzie? - powtórzyłem.- Jacy ludzie, Rich? Albańczycy? Muzułmanie?Rich wzruszył ramionami.- Ludzie - powtórzył z uporem.- Chodzi o to, że Damjohn potrafi przeżyć.Sam mógłzostać aresztowany, lecz zamiast tego stał się dla pułkownika najpierw użyteczny, a potemniezastąpiony.Gdy zakładali obóz koncent.tranzytowy w Susicy, został członkiem załogi.Był w załodze.Słoweniec! Wykorzystywali go do wstępnych rozmów.Selekcji.Tyle żeDamjohn nie zawracał sobie głowy rozmowami, miał lepszy sposób.Gdy przywożono nowąciężarówkę, wsiadał i dołączał do reszty, jakby był kolejnym zwykłym wsiowym owcojebcą,schwytanym przez serbski patrol.A jeśli ktoś się do niego odzywał, wzruszał tylkoramionami:  nie znać język.Potem słuchał, jak rozmawiają między sobą, i po paru minutachwiedział już dokładnie, kto jest kim i co jest czym.Uzgodnił ze strażnikami sygnał: kiedy byłgotów, mrugał porozumiewawczo czy coś takiego, a oni go wyprowadzali, pozornie naprzesłuchanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •