[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- W Bambergu jako dziecko byłem ministrantem.Wspominam tamte czasy zrozczuleniem.Wojna dobiegła końca i kraj się odbudowywał.Na szczęście katedry i kościołyocalały.Bomby je ominęły.Zawsze uważałem to za Boskie zrządzenie.Nawet w obliczutego, czego dopuścił się rodzaj ludzki, kościół w naszym mieście przetrwał.Michener nie odpowiedział.Z pewnością Klemens miał w tym jakiś cel.Dlaczegóżbowiem opózniałby wszystko, by przeprowadzić rozmowę, która mogła przecież zaczekać?- Kochałem tę katedrę - kontynuował papież.- Stanowiła część mojej młodości.Wciążsłyszę, jak chór śpiewa.To naprawdę inspirujące.Pragnąłbym, by tam mnie pochowano.Aleto niemożliwe, prawda? Papieże spoczywają w krypcie Bazyliki św.Piotra.Zastanawiam się,kto ustalił tę regułę.Głos Klemensa był odległy Michener nie był pewien, do kogo tak naprawdę mówijego mentor.Podszedł bliżej.- Jakobie, powiedz mi, co cię dręczy?Klemens zdjął rękę z szaty i złożył przed sobą drżące dłonie.- Jesteś bardzo naiwny, Colinie.Po prostu nie rozumiesz.Nawet nie jesteś w staniezrozumieć.Klemens mówił przez zęby, niemal nie poruszając ustami.Jego głos był bezbarwny ipozbawiony uczuć.- Czy sądzisz, że w Watykanie możemy cieszyć się choćby odrobiną prywatności? Nierozumiesz, jak daleko sięgają ambicje Valendrei? Toskańczyk wie o wszystkim, co robimy izna każde nasze słowo.Pragniesz zostać kardynałem? By dostąpić tego zaszczytu, musiszpojąć miarę związanej z nim odpowiedzialności.Jak możesz spodziewać się, że wyniosę cię,jeśli nie dostrzegasz tego, co jest takie oczywiste?Odkąd trwała ich więz, rzadko przemawiali w ostrych słowach, ale teraz papieżudzielał mu reprymendy.Tylko za co?- Jesteśmy tylko ludzmi, Colinie.Niczym więcej.Nie jestem bardziej nieomylny niżty.A mimo to ogłaszamy siebie książętami Kościoła.Pobożnymi kapłanami, którychwyłączną troską jest sprawianie przyjemności Bogu, choć w rzeczywistości sprawiamyprzyjemność sobie.Ten głupiec Bartolo, który czeka na zewnątrz, to dobry przykład.Jedynym jego zmartwieniem jest termin mojego zejścia z tego świata.Jego los z pewnościąulegnie wtedy zmianie.Podobnie jak twój.- Mam nadzieję, że nie mówiłeś takich rzeczy do innych.Klemens łagodnie ujął w dłonie pektorał zawieszony na piersiach.Gest ten zdawał sięuspokoić w nim drżenie.- Martwię się o ciebie, Colinie.Jesteś jak delfin zamknięty w akwarium.Przez całetwoje życie pielęgniarze dbali o to, by woda była czysta i by nigdy nie zabrakło karmy, terazjednak zamierzają wypuścić cię do morza.Czy zdołasz przetrwać?Nie podobało mu się to, że Klemens mówi do niego protekcjonalnie.- Wiem więcej, niż ci się wydaje.- Nie masz pojęcia o głębi osobowości takich postaci jak Alberto Valendrea.To niejest człowiek Boga.Wielu było papieży takich jak on: chciwych, zarozumiałych i głupich,przekonanych, że władza daje odpowiedz na wszystko.Sądziłem, że odeszli już doprzeszłości.Ale myliłem się.Myślisz, że jesteś w stanie podjąć walkę z Valendreą?Klemens pokręcił głową.- Nie, Colinie.Nie stanowisz dla niego zagrożenia.Jesteś zbyt przyzwoity.I zbyt ufny- Dlaczego mi to mówisz?- Bo to trzeba powiedzieć.Klemens podszedł bliżej.Teraz dzieliły ich centymetry, niemal stykali się stopami.- Alberto Valendrea zrujnuje ten Kościół, o ile nie uczyniłem tego ja i moipoprzednicy.Nieustannie wypytujesz mnie, co mnie dręczy.Nie powinieneś jednak troskaćsię o przyczynę moich zmartwień, lecz robić to, o co cię proszę.Czy to jasne?Oschłość tonu Klemensa odrzuciła go.Miał czterdzieści siedem lat i dosłużył sięgodności monsignore a.Był osobistym sekretarzem papieża.Pobożnym sługą.Dlaczego więcwieloletni przyjaciel kwestionował zarówno jego lojalność, jak i zdolności? Zdecydowałjednak, że nie będzie wdawał się w spór.- Absolutnie jasne, Ojcze Zwięty.- Maurice Ngovi jest najbliższym mi człowiekiem, jaki ci pozostanie.Pamiętaj o tymw niedalekiej przyszłości,.Klemens cofnął się i wydawało się, że jego nastrój uległ zmianie.- Kiedy wyruszasz do Rumunii?- Rankiem.Papież przytaknął, potem znów sięgnął do kieszeni sutanny i wyciągnął drugąjasnoniebieską kopertę.- Doskonale.Chciałbym, żebyś teraz wysłał pocztą ten list, dobrze?Wziął kopertę i zauważył, że jest zaadresowana do Irmy Rahn.Ona i Klemensprzyjaznili się od dzieciństwa.Wciąż mieszkała w Bambergu, od lat regularniekorespondowali.- Zajmę się tym.- Stąd.- Słucham?- Wyślij to stąd.Z Turynu.Osobiście, proszę.Nie przekazuj tego innym.Zawsze wysyłał osobiście papieskie listy i nigdy nie trzeba było mu o tymprzypominać.Ale i tym razem postanowił się nie spierać.- Oczywiście, Ojcze Zwięty Wyślę to stąd.Osobiście.11WATYKAN, 13:15Valendrea zmierzał wprost do biura naczelnego archiwisty Zwiętego KościołaRzymskiego.Kardynał zarządzający L Archivio Segreto Vaticano nie należał do jegosojuszników, ale może okaże się na tyle przezorny, by nie zastąpić drogi komuś, kto jużniedługo może zasiąść na Piotrowym tronie.Wszystkie nominacje dobiegały kresu wraz ześmiercią papieża.Przedłużenie stanowiska leżało w wyłącznej gestii kolejnego NamiestnikaChrystusowego, a Valendrea wiedział, że obecny archiwista pragnie utrzymać posadę.Archiwista siedział za biurkiem pochłonięty pracą.Sekretarz stanu wszedł cicho dorozległego pomieszczenia i zamknął za sobą dwuskrzydłowe drzwi z brązu.Kardynał spojrzał znad biurka, ale się nie odezwał.Dobiegał siedemdziesiątki, miałzapadnięte policzki i wysokie, pochylone czoło.Z pochodzenia Hiszpan, pracował w Rzymiecałe życie od chwili wyświęcenia na kapłana.Purpuraci wchodzący w skład zgromadzenia kardynałów dzielili się na trzy kategorie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]