[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie.Nieszczególnie.Ruszyli dalej spacerowym tempem.***Jeśli nawet Uczciwość stawiła jakikolwiek opór, to kiedy dotarli domiasteczka, było już po wszystkim.Jakiś mężczyzna siedział w pyle obok drogi, przyciskajączakrwawione dłonie do twarzy.Mrugał, patrząc na przejeżdżającegoSworbrecka.Ktoś otworzył zagrodę dla owiec i niepotrzebnie zarżnąłwszystkie zwierzęta.Pośród puchatych zwłok już uwijał się pies.Kantyjczyk i Styryjczyk zajadle kłócili się o rozrzuconą zawartośćwozu, który leżał na boku.Obracające się koło skrzypiało.Dwaj inniStyryjczycy próbowali kopniakami wyważyć drzwi kuzni.Kolejnywspiął się na dach i uparcie kopał w nim toporem jak łopatą.Jubairsiedział na swoim olbrzymim koniu na środku ulicy, wymachującponadwymiarowym mieczem i wywrzaskując rozkazy oraz wznoszącniezrozumiałe okrzyki o woli Boga.Ołówek Sworbrecka zawisł nad stroną, opuszki palców skubałysznurek łączący kartki, ale biografowi nie przychodziło do głowy nic,co mógłby napisać.W końcu bezsensownie nabazgrał  Niestwierdzono heroizmu".- Co ci idioci robią?  mruknął Temple.Grupka Kantyjczyków przywiązała kilka mułów do jednej z rozpórporośniętej mchem miejskiej wieży strażniczej i teraz, chłoszczączwierzaki, którym piana wystąpiła na pyski, próbowali ją przewrócić. Sworbreck zauważył, że wielu mężczyznom sprawia radośćniszczenie wszystkiego, co napotkają.Im większego wysiłku będziewymagało naprawienie uszkodzonej rzeczy, tym większa satysfakcja.Jakby dla zilustrowania tej zasady, czterej ludzie Brachia przewrócilikogoś na ziemię i niespiesznie go bili, podczas gdy grubas w fartuchubezskutecznie ptóbował ich uspokoić.Sworbreck rzadko bywał świadkiem przemocy, nawet najlżejszegorodzaju.Kiedyś dwaj jego znajomi pisarze pokłócili się o strukturęnarracyjną, ale teraz trudno mu było traktować poważnie ich konflikt.Znalazłszy się w samym środku bitwy, Sworbreck jednocześnie czuł,że jest mu zimno i gorąco.Zarazem umierał ze strachu i był niezwyklepodniecony.Odwracał wzrok, ale chciał zobaczyć więcej.W końcu,czy nie po to tutaj przybył? %7łeby doświadczyć krwi, brudu i dzikości wnajintensywniejszym wydaniu? %7łeby poczuć woń wysychającychflaków i usłyszeć jęki ofiar? Dzięki temu będzie mógł powiedzieć, żesam tego doświadczył, co doda jego dziełu autentyczności i mocyprzekonywania.Dzięki czemu będzie mógł przesiadywać weleganckich salonach Adui1 opowiadać wzniosłym głosem o mrocznych prawdach wojennegorzemiosła.Może nie były to najszlachetniejsze z motywów, ale zpewnością nie najbardziej podłe.W końcu nie twierdził, że jestnajlepszym człowiekiem w Kręgu Zwiata.Jedynie najlepszym pisarzem.Cosca zeskoczył z siodła, ze stęknięciem obracając stare biodra, poczym sztywnym krokiem podszedł do niedoszłego rozjemcy wfartuchu.- Dobry wieczór! Jestem Nicomo Cosca, generał KompaniiAaskawej Dłoni.- Wskazał czterech Styryjczyków, którzy unosiliłokcie i kije, nie przerywając bicia. Widzę, że już pan spotkał kilku zmoich dzielnych kompanów.- Nazywam się Clay  odrzekł grubas, a jego obwisły podbródekzadrżał ze strachu.- Jestem właścicielem tutejszego sklepu.- Sklepu? Doskonale! Możemy trochę poszperać? Ludzie Brachia już wynosili naręcze towarów pod czujnym okiemsierżanta Przyjaznego.Sierżant starał się ograniczyć do minimumkradzieże wewnątrz Kompanii, jednak kradzieże poza Kompaniąnajwyrazniej były zalecane.Sworbreck poruszył ołówkiem.Kolejnanotatka o braku heroizmu wydawała się zbędna.- Wezcie, czego tylko potrzebujecie  rzekł Clay, pokazując dłonieubrudzone mąką.- Nie ma potrzeby stosować przemocy.- Zapadłacisza, zakłócana tylko brzękiem szkła, trzaskiem drewna i jęczeniemczłowieka na ziemi, którego od czasu do czasu kopano bez entuzjazmu. Czy mogę spytać, co panowie tutaj robią?Lorsen wystąpił do przodu.- Przyjechaliśmy wykorzenić nielojalność, paniczu Clay.Stłumićbunt.- Pan należy.do Inkwizycji?Lorsen nie odpowiedział, ale jego milczenie było niezwyklewymowne.Clay przełknął ślinę.- Zapewniam, że tutaj nie ma żadnego buntu.Sworbreck wyczuł fałsz w jego głosie.Coś więcej niż zrozumiałąnerwowość.- Nie interesuje nas polityka.- Naprawdę?  Zawód Lorsena najwyrazniej także wymagałwyczulenia na oszustwo. Podwiń rękawy!- Co takiego?  Kupiec spróbował się uśmiechnąć, mając nadzieję,że rozładuje napięcie delikatnymi ruchami mięsistych dłoni, ale Lorsennie miał zamiaru dać się uspokoić.Wykonał zdecydowany ruchpalcem, przyzywając dwóch Praktyków: krzepkich mężczyzn,zamaskowanych i zakapturzonych.- Rozbierzcie go,Clay usiłował się wykręcić.- Zaczekajcie. Sworbreck wzdrygnął się, gdy jeden z Praktyków uderzyłsklepikarza pięścią w brzuch, tak że mężczyzna zgiął się wpół.Drugioderwał mu rękaw i wykręcił obnażoną rękę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •