[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ej! ciepłoż tu, ej! miło w tychWodoktach, jako właśnie w raju.Rad by tu człowiek po wiek siedział iw one śliczne oczy patrzył, i nigdy nie wyjeżdżał.Ale napić się czegociepłego także by nie zawadziło, bo na dworze mróz okrutny. Zaraz każę waćpanu wina z jajami zgrzać i sama przyniosę. A dajże i moim wisielcom jaką baryłczynę gorzałki i każ ich doobory puścić, żeby się jeno od paru bydlęcego nieco rozgrzeli.Tołubymają wiatrem podszyte i srodze pokostnieli. Niczego im nie pożałuję, bo to waćpańscy żołnierze.To rzekłszy uśmiechnęła się tak, aż Kmicicowi w oczach pojaśnia-ło, i wysunęła się jak kotka cicho, by w czeladnej wszystko zarządzić.Kmicic chodził po izbie i po czuprynie się głaskał, to wąsa młode-go pokręcał namyślając się: jak jej opowiedzieć, co się w Upicie zda-rzyło. Trzeba szczerą prawdę wyznać  mruczał pod nosem  nie marady, choćby kompania mieli się śmiać, że mnie tu już na pasku wo-dzą.I znów chodził, i znów czuprynę na czoło nagarniał, wreszcie znie-cierpliwił się, że dziewczyna długo nie wraca.Tymczasem pacholik wniósł światło, pokłonił się w pas i wyszedł,a potem zaraz weszła wdzięczna gosposia niosąc sama w obu rękachbłyszczącą cynową tacę, na niej garnuszek, z którego wychodziła won-na para zagrzanego węgrzyna, i pucharek rżnięty ze szkła, z herbemKmiciców.Stary Billewicz dostał go w swoim czasie od ojca pana An-drzeja, gdy u niego w gościnie bawił.Pan Andrzej, ujrzawszy gosposię, poskoczył ku niej. Hej!  zawołał  rączyny obiedwie zajęte, nie wymkniesz mi się!I przechylił się przez tacę, a ona cofała swą jasną główkę bronionątylko przez opar wychodzący z garnuszka. Zdrajca! dajże waćpan spokój, bo upuszczę polewkę.Ale on się grozby nie uląkł, po czym zakrzyknął:NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG49 Jak Bóg w niebie, od takich delicyj rozum może się pomieszać! Waćpanu dawno już się pomieszał.Siadaj, siadaj!Usiadł posłusznie, ona zaś nalała mu polewki w pucharek. Mówże teraz, jakeś to w Upicie winnych sądził? W Upicie? Jako Salomon! To i chwała Bogu!.Na sercu mi to, żeby wszyscy w okolicymieli waćpana za statecznego i sprawiedliwego człowieka.Jakże totedy było?Kmicic pociągnął dobrze polewki, odetchnął i rzekł: Muszę opowiadać od początku.Było tak: Upominali się łyczko-wie z burmistrzem o asygnacje na prowianty od hetmana wielkiegoalbo od pana podskarbiego. Waćpanowie (mówili żołnierzom) jeste-ście wolentarzami i eksakcji nie możecie czynić.Kwatery dajem z ła-ski, a prowianty damy wtedy, gdy się okaże, że nas zapłacą. Mieli słuszność czy nie mieli? Słuszność wedle prawa mieli, ale żołnierze mieli szable, a po sta-remu, kto ma szablę, ten ma zawsze lepszą rację.Powiadają tedy łycz-kom:  Zaraz my tu na waszej skórze wypiszemy asygnacje! I wnetstał się tumult.Burmistrz z łyczkami zatarasowali się w ulicy, a moi ichdobywali; nie obeszło się bez strzelaniny.Zapalili niebożęta żołnierzedla postrachu parę stodół, kilku też łyczków uspokoili. Jak to uspokoili? Kto wezmie szablą po łbie, to i spokojny jak trusia. Dla Boga! toż to zabójstwo! Właśniem na to przyjechał.%7łołnierze zaraz do mnie z narzeka-niem i skargami na opresją, w jakiej żyją, że to ich niewinnie prześla-dują. Brzuchy mamy puste  mówili  co nam czynić? Kazałem bur-mistrzowi, by się stawił.Namyślał się długo, ale wreszcie przyszedł ztrzema innymi.Kiedy to nie zaczną płakać:  Niechby już i asygnacjinie dawali  prawią  ale czemu biją, czemu miasto palą? Jeść i pićbylibyśmy dali za dobre słowo, ale oni chcieli słoniny, miodów, specja-łów, a my sami, ubodzy ludzie, tego nie mamy.Prawem się będziemybronić, a wasza mość przed sądem za swoich żołnierzy odpowiesz. Bóg waćpana będzie błogosławił  zawołała Oleńka  jeśliś spra-wiedliwość, jako się godzi, uczynił! Jeślim uczynił?.Tu pan Andrzej skrzywił się jak student, który ma się do winyprzyznać, i czuprynę począł ręką na czoło nagarniać.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG50 Mój królu!  zawołał wreszcie żałosnym głosem  mój klejno-cie!.nie gniewaj się na mnie. Cóżeś znów waćpan uczynił?  pytała niespokojnie Oleńka. Kazałem dać po sto batożków burmistrzowi i radnym!  wyrecy-tował jednym tchem pan Andrzej.Oleńka nie odrzekła nic, jeno ręce wsparła na kolanach, głowę spu-ściła na piersi i pogrążyła się w milczeniu. Zetnij szyję!  wołał Kmicic  ale nie gniewaj się!.Jeszczemwszystkiego nie wyznał. Jeszcze?  jęknęła panna. Bo to oni potem posłali do Poniewieża o pomoc.Przyszło sto głu-pich pachołków z oficyjerami.Tych przepłoszyłem, a oficyjerów.naBoga, nie gniewaj się!.kazałem gołych pognać kańczugami po śnie-gu, tak jakem raz panu Tumgratowi w Orszańskiem uczynił.Billewiczówna podniosła głowę; surowe jej oczy pałały gniewem, apurpura wystąpiła na policzki. Waćpan nie masz wstydu i sumienia!  rzekła.Kmicic spojrzał zdziwiony, zamilkł na chwilę, po czym spytałzmienionym głosem: Prawdęli mówisz czy udajesz? Prawdę mówię, że hajdamaki godny to uczynek, nie kawalera!.Prawdę mówię, bo mi reputacja waćpana na sercu leży, bo mi wstyd,żeś ledwie przyjechał, już cię całe obywatelstwo ma za gwałtownika ipalcami ukazuje!. Co mi tam wasze obywatelstwo! Dziesięciu chałup jeden piesstrzeże i jeszcze niewiele ma roboty. Ale nie masz infamii na tych chudopachołkach, nie masz hańbyna niczyim imieniu.Nikogo tu sądy ścigać nie będą prócz waćpana! Ej, niechże cię o to głowa nie boli.Każdy sobie pan w naszejRzeczypospolitej, kto jeno ma szablę w garści i lada jaką partię zebraćpotrafi.Co mi czynią? kogo ja się tu boję? Jeśli waćpan nikogo się nie boisz, to wiedz o tym, że ja się bojęgniewu bożego.i łez ludzkich się boję, i krzywd! A hańbą z nikimdzielić się nie chcę; chociażem niewiasta słaba, przecie mi miła cześćimienia może więcej niż niejednemu, który się kawalerem powiada [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •