[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zajrzała do gabinetu i dostrzegłszy Madeleine, skrzywiła się na widokopłakanego stanu jej sukni.Potem jej wzrok padł na Colina.- Ach, więc tutaj pan jest, panie Eversea.Spośród wszystkich zaskakujących rzeczy, jakie mu się przytrafiły w ostatnichdniach - żeby wymienić choćby ucieczkę spod szubienicy, intymne chwile w stodolez Madeleine Greenway czy noc spędzoną w towarzystwie dwumetrowego szkieletu -282SRnic nie zaskoczyło go bardziej niż to, że Fanchette Redmond zwróciła się do niegotakim tonem, jakby się spóznił na proszoną herbatkę.I jakby się cieszyła, że wreszcie go widzi.Rodziny Eversea i Redmondów raczej nie składały sobie wizyt, chyba żektóraś urządzała wielki bal, toteż Colin widywał żonę Isaiaha tylko w kościele, wsali balowej albo na dużych przyjęciach.Teraz korzystał z okazji, żeby się dokładnieprzyjrzeć tej przystojnej jasnowłosej kobiecie, wobec której zawsze był bardzouprzejmy, ale której szczerze nie znosił, dlatego że związała się z jednymRedmondem i wydała na świat całą gromadkę następnych.Przez lata trochę przytyła, wciąż jednak była atrakcyjna.Miała na sobieciemnozłotą muślinową suknię haftowaną w kwiaty.Genevieve i Olivia na pewnoby wiedziały, ile kosztuje taka kreacja.Isaiah zwrócił się do żony lekceważącym tonem.- Droga Fanchette, lepiej zostaw nas sa.Fanchette Redmond spojrzała na męża z tak bezbrzeżną pogardą, że przerwałw pół słowa.- Dość już zrobiłeś, Isaiahu - powiedziała.Isaiah Redmond musiał mieć nerwy ze stali, bo nawet nie mrugnął.- Nie mam pojęcia, o czym ty mówisz.Przecież ja.nic nie zrobiłem.Zignorowała go i zwróciła się do Colina.- Miał pan zostać porwany spod szubienicy, panie Eversea, a potem siedziećspokojnie tam, gdzie pana zostawiono, aż po pana przyjadę - wyjaśniła.- Jużzałatwiłam panu miejsce na statku, oczywiście pod innym nazwiskiem, ale kiedypojechałam na umówione miejsce w tej okropnej dzielnicy, pana tam nie było.- Fanchette - rzucił zimno Isaiah.- Co ty, na Boga.- Nadzwyczajne, prawda? - ciągnęła, ignorując męża.- Sama sięzastanawiałam, czy to w ogóle możliwe w ostatniej chwili uratować kogoś przedstryczkiem.Wiecie, że w Londynie wszystko można kupić? Ja nie wiedziałam, ale283SRokazuje się, że są ludzie, którzy robią takie rzeczy za pieniądze.Wynajęłam więctakiego człowieka i widocznie wszystko się udało, skoro jest pan tu z nami, panieEversea.Colin odnalazł wzrokiem oczy Madeleine.Wyglądała na oniemiałą zezdumienia.Wyobrażał sobie, jak czuje się w tej chwili Isaiah Redmond.Kompletnieosłupiały, podobnie jak on.- Pani Redmond.czy chce pani powiedzieć, że to pani zleciła uratowaniemnie przed egzekucją? Ale.na miłość boską.dlaczego?.- Spytaj swojego ojca, mój drogi - odparła ironicznie.Colin wziął gwałtownyoddech.- Tłumaczyłem już pani mężowi, że mój ojciec i moja rodzina nie mają nicwspólnego z.Fanchette popatrzyła na Isaiaha, uniosła rękę, jakby go przedstawiała, ipowtórzyła:- Spytaj swojego ojca.Colin poczuł się, jakby dostał cios między oczy.Przez kilka sekund nie był wstanie myśleć ani nawet oddychać.Redmond powinien był prychnąć z oburzeniem, najwyrazniej jednakFanchette zaskoczyła go, więc wahał się chwilę.Ta chwila wahania potwierdziłanajgorsze przypuszczenia Colina.Mężczyzni spojrzeli sobie w oczy i się wzdrygnęli.Ale nie mogli się powstrzymać, żeby nie popatrzeć na siebie jeszcze raz.Ichoczy się spotkały, byli bowiem dokładnie tego samego wzrostu.Krew odpłynęła z twarzy Colina, ręce miał zimne jak lód.Problem.problempolegał na tym, że to nie było niemożliwe.Jego zielone oczy, jego wzrost - byłwyższy od ojca i braci - i ten pełen zadumy dystans, z jakim ojciec, Jakub Eversea,zawsze go traktował.284SRZerknął kątem oka na Madeleine i od razu zorientował się, że doszła dotakiego samego wniosku.A skoro ona uważa, że to możliwe. Powiedz, że to nieprawda", chciał krzyknąć do Redmonda, ale tylkowpatrywał się w niego bez słowa.Dłonie zaczęły mu się pocić, kiedy przypomniałsobie Lyona i Olivię.W każdym pokoleniu ktoś z rodu Eversea musiał złamać serce któremuś zRedmondów lub na odwrót.O Boże!- Z sekretami jest pewien problem, Isaiahu - Fanchette zwróciła się do mężatonem łagodnej nagany i zarazem uprzejmej pogardy.- Matki nie potrafią ichutrzymać, kiedy stawką jest życie ich dzieci.Kilka tygodni temu dostałam od paniEversea list, w którym błagała mnie o pomoc.Wiedziała, że nienawidzę każdego,kto nosi nazwisko Eversea, ale była pewna, że to ty maczałeś palce w aresztowaniu iskazaniu jej syna.Bo też z jakiego innego powodu sąd odrzuciłby wszystkie ichpetycje o ułaskawienie? W krótkich słowach prosiła mnie o wybaczenie, myślę, żewyłącznie z grzeczności, po czym wyznała, iż jest przekonana, że Colin jest twoimsynem.Możesz sobie wyobrazić, jaka byłam wstrząśnięta.- Spojrzała na Colina.-Ani przez chwilę nie wątpiłam w pańską winę, panie Eversea, ale żadna matka nieuwierzy, że jej dziecko mogło kogoś zamordować, i pani Jakubowa Eversea nie jestpod tym względem żadnym wyjątkiem.- Znowu zwróciła się do męża.- Ja poprostu nie mogłam na to pozwolić.Nie mogłam ci pozwolić, żebyś zabił własnegosyna.Isaiah zasłonił oczy drżącą dłonią i wziął głęboki oddech.Gdy wreszcieodzyskał panowanie nad sobą, opuścił rękę.Colinowi przypomniało się, co powiedziała Madeleine o zachowywaniugodności w trudnej sytuacji.Czyżby miał to po Redmondzie?- Fanchette.- głos Isaiaha brzmiał niepewnie.- Naprawdę wierzysz, żebyłbym w stanie zrobić coś takiego Colinowi Eversea?285SRNie Colinowi".Nie panu Eversea".Colinowi Eversea
[ Pobierz całość w formacie PDF ]