[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.%7ładne tłumynie uciekałyby w płaczu, panice i niedowierzaniu, przykuwającdo ekranów telewizyjnych miliony ludzi. Troja" nie ściągnęłaby uwagi na wroga.Coś takiego nieprzyniosłoby mu sławy, nawet złej.Reszta systemu poświęciła wszystkie swoje siły napowiązanie z  Troją" Al-Kaidy lub którejś pokrewnejorganizacji.Warren Scif-ford i jego ludzie gwałtownieprotestowali.Twardo argumentowali, że to się nie zgadza.Al-Kaida nie działa w taki sposób.Jej członkowie tak nie myślą ibynajmniej nie w ten sposób pragną ukarać USA.Ponieważ naBS-Unit spoglądali już koso wszyscy z wyjątkiem paniprezydent, te protesty były jak rzucanie grochem o ścianę.Alekiedy po dwóch tygodniach intensywnej pracy, mającej na celuwykrycie powiązań z istniejącą siecią terrorystyczną, nikt nieznalazł nawet najmniejszego cienia takiego związku, mimowszystko jednogłośnie przyznano rację grupie WarrenaScifforda.Tak, nie stała za tym Al-Kaida.Rozrzucone, niepełneinformacje przestały więc być tak bardzo interesujące.Ogromny system wywiadowczy USA otrzymywał przecież tyleróżnych danych.Należało się zająć mnóstwem innych spraw.Niejasne i chaotyczne sygnały o bardziej konkretnych atakach napływały codziennie, o każdej porze doby,  Troja" zostałazepchnięta na boczny tor.Ale Warren Scifford wciąż się martwił.Podobnie jak Madam President.A teraz Warren leżał w łóżku w hotelowym pokoju wNorwegii i czuł ssanie w dołku.Po raz czwarty przeczytałnotatki.Potem wstał i wyszedł do łazienki.Z kieszeni wyjąłzapalniczkę.Trzymając dokument nad sedesem, podpalił go.Najbardziej niepokoiło go wrażenie, że ktoś z niego drwi.Niejasne podejrzenie, że informacje zostały im celowopodsunięte, dręczyło go już od kilku tygodni.Teraz, pozapoznaniu się z dokumentem, z którego wynikało, że wieści ozagrożeniu, któremu nadał nazwę  Troja", napływały przezostatnią dobę bez ładu i składu, odbierając całej sprawie sens,kompletnie się pogubił.Płomienie lizały papier.Na białą porcelanę sfruwały drobnepłatki sadzy.Jeśli to wszystko zostało sfingowane, to celem takiegomanewru było zapewne odwrócenie uwagi.A jeśli tak, toprawdziwym obiektem ataku mogła być prezydent.W takimrazie mieli do czynienia z wrogiem, o którym nic nie wiedzieli.Nie z Osamąbin Ladenem, nie z którąś z organizacjiterrorystycznych, mających bazę w.- To wykluczone - powiedział Warren na głos, żeby przerwaćnatłok myśli.- Nikt nie dysponuje tak nieograniczonymi możliwościami.To wszystko jest zbyt spójne.Musiał wypuścić z palców skrawek kartki, który jeszcze sięnie spalił.Spuścił wodę.Do miski klozetowej wciąż lepiły sięczarne resztki.Pozbył się wszystkiego, używając szczotki dotoalety.Wrócił do biurka i sięgnął po kopię kartki zostawionej w ho-telowym pokoju pani prezydent.- We'U be in touch - mruknął.- But when?Upuścił kartkę, jakby nagle się sparzył.Musiał coś zjeść.Zegar na telewizorze powiedział mu, że właśnie zaczęto ser-wować śniadanie.Potrzebował trzech minut na złożenie swojego biura i schowanie zamkniętej na klucz walizki do szafy.Na biurku został jedynie stosik barwionego papieru z trzemadługopisami, ułożonymi w równiutkim rządku.Jeden telefon wsunął przed wyjściem do kieszeni.Dzwonienie do kogokolwiek i tak okazało się zbędne.Prawdęmówiąc, nie był pewien, do kogo miałby telefonować.2Celnik na Gardermoen, porcie lotniczym Oslo, nie mógłuwierzyć własnym oczom.Wprawdzie ta horda Amerykanówprzyleciała czarterem, ale to, że w ogóle można z takąarogancją traktować bezpieczeństwo lotów i przepisy innychkrajów, kompletnie nie mieściło mu się w głowie.- Przepraszam! - Podniósł do góry rękę i zrobił dwa kroki wgłąb korytarza za kontuarem, przy którym stał i nudził się odpółtorej godziny.- Co pan tu ma? - spytał po angielsku zakcentem, który na twarzy Amerykanina wywołał uśmiech.- To? - Mężczyzna rozchylił marynarkę, odsłaniając kaburę zrewolwerem.Celnik z rezygnacją pokręcił głową.Nadchodzili już kolejni,wszyscy z tym charakterystycznym wybrzuszeniem na żebrach.Napierali, chcieli go wyminąć, gdy stał z rozłożonymi rękami,wołając:- Stop! Proszę chwilę zaczekać!Poirytowany szmer przebiegł przez grupę, w której było pięt-nastu czy szesnastu mężczyzn i dwie kobiety.-Noguns - oświadczył zdecydowanie celnik, wskazując naniski szeroki kontuar.- Proszę, żeby wszyscy odłożyli brońtutaj.Proszę się porządnie ustawić w kolejce, każdy dostaniepokwitowanie.Oddzielne.- Niech pan posłucha - odezwał się mężczyzna, którypodszedł do niego pierwszy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •