[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ma synastarszego o dwa lata od Jen. Doskonale.Nie martw się, wszystko będzie dobrze.Suzanne pokiwała smętnie głową. Powtarzaj mi to jak najczęściej.Powiem ci coś: fatalnie jest być lekarzem, bosię wie za dużo.I jeszcze coś: nieważne, ile człowiek przeczytał, ile obejrzałprogramów Donahue, wynik ostateczny jest nie do przewidzenia. Wszystko będzie dobrze  powtórzył, starając się, by to zabrzmiałoprzekonywająco. Masz przyjaciela, który będzie przy tobie całą jutrzejszą noc.Zabieg przeprowadzą w znieczuleniu miejscowym?Potrząsnęła głową. Nie.Anestezjolog i chirurg zalecili narkozę.Szczerze mówiąc, odetchnęłam. Jak się nazywa anestezjolog? Pearl.Jack Pearl.  To dobrze.Asystował mi dziś rano przy operacji.Jest trochę niesamowity,wygląda jak postać z gotyckiego horroru, ale zna się na fachu.A chirurg?Suzanne westchnęła. Poznałeś go dziś rano.Jason Mainwaring.Cokolwiek o nim sądzisz, Zack, jestnajlepszym chirurgiem w tym szpitalu. Tak wszyscy mówią.Mam nadzieję, że talent chirurgiczny Mainwaringaprzewyższa jego umiejętność obcowania z ludzmi. Z całą pewnością. Jeśli tak, to mamy tylko jedno zmartwienie, prawda? Rozdział 8Biuro Franka Iversona było obszernym, dwupokojowym apartamentem,mieszczącym się na parterze w niedawno dobudowanym zachodnim skrzydleszpitala.Siedząc na jednym z trzech skórzanych foteli, Zachary podziwiałoperatywność dwóch sekretarek brata.Jedna z nich, ciemnowłosa, stwarzała atmosferęelegancji i bon tonu, druga była hożą blondynką.Obie młode i urodziwe  choć nacastingu miałyby umiarkowane szansę  na miarą Sterling były pięknościami.Przystojne sekretarki, luksusowe biuro, porsche 911, wielkie interesy,efektowny dom na zboczu góry  mój brat rzeczywiście ma styl, pomyślał Zack.I choćjemu samemu taki styl nie imponował, Frank był o lata świetlne od dawnych wesołychknajpianych biesiad w dobrej kompanii przy piwie.W pięćdziesięciu procentach tacy sami.Z biegiem lat teoria genetyczna wydawałasię Zackowi coraz odleglejsza od prawdy.Był czas, kiedy ich cele i motywy działań nie różniły się tak krańcowo jak teraz;czas, kiedy poruszali się w świecie po niemal równoległych ścieżkach, popychanijedynie pragnieniem szybkiego sukcesu: nagród, dyplomów, medali i komplementów.Często zadawał sobie pytanie, jak potoczyłoby się jego życie, gdyby tamtegozimowego dnia nie upadł i więzadła w jego kolanie nie rozerwałyby się w strzępy.Wypadki, choroby, akty przemocy.Rozmyślanie nad takimi rzeczamiprowadziły go niezmiennie do wniosku, że życie jest bardzo kruche i nie sposób nimkierować.Skrawek lodu, kilka milimetrów wystarczyłyby w ułamku sekundy diabliwzięli jego życiowe perspektywy; dobry przejazd wskutek jednego, niepewnegoskrętu zakończył się na pełnej korzeni ścieżce.Zamknąwszy oczy, wrócił myślą do tamtego dnia.Jadąc trasą po Franku, był wdoskonałej sytuacji.Trzy sekundy to dużo, ale nie aż tyle, żeby nie móc tego nadrobić,zwłaszcza że jego brat w drugim przejezdzie musiał pojechać ostrożnie.Chciał wygrać! Bardziej niż przyznałby się do tego komukolwiek, a nawet  jakocenił to z perspektywy czasu  przed samym sobą.Barwy słonecznego dnia, tłum wzdłuż trasy, nagła przerwa w bocznymwietrze, wiejącym przez cały dzień  sceneria, która utkwiła mu na zawsze w pamięci.Idealne warunki, żeby pokrzyżować Frankowi plany, żeby zademonstrować, iżZachary Iverson się liczy.Miał uczucie iż Sędzia, ich matka i większość miastaprzybyli na zawody, by oglądać jego przejazd. Na dole, za oznaczoną czerwonymi i niebieskimi chorągiewkami trasą slalomu,czekały na zwycięzcę wspaniałe nagrody: bon oszczędnościowy, wyjazd na krajowemistrzostwa juniorów, artykuły prasowe i komplementy, którymi obsypywano jegobrata w poprzednich latach.W końcu jednak nadeszła jego chwila.Spojrzał na trasę przejazdu.Nie byłatrudna.W kilka sekund zanotował sobie w pamięci układ bramek, nasunął gogle ipojechał ku elektronicznej bramce startowej.Nagle się zatrzymał.Miał wrażenie, że coś jest nie w porządku.Może but? Albosmar? Nie.W ostatniej sekundzie się zorientował, że to sprawa narty  prawej narty.W jakiś sposób rozluzniło się wiązanie.Cofnąwszy się, wyregulował śrubę, wyrzucając sobie niedbalstwo, któregorezultat mógł się okazać fatalny.Teraz już nic nie stało na przeszkodzie.To będzie jego zjazd.Od wyjazdu doKolorado dzieliły go niespełna dwie minuty.Tylko ten skrawek lodu.Wzdrygnął się, czując, jak napinają mu się mięśnie, a całe ciało się kurczy nawspomnienie bólu i poczucia bezradności towarzyszących upadkowi  koziołkowaniuna łeb na szyję po muldach.Rozluznione wiązanie  mimo iż nie było przyczyną wywrotki  stanowiło zcałą pewnością omen. Doktorze Iverson, czy mogę panu coś zaproponować? Może napije się pankawy?  spytała jedna z sekretarek Franka, zmysłowa blondynka, pachnąca mydłem,wyglądająca jak typowa córka farmera.Wspomnienie cierpienia i bezsilności potrwało jeszcze przez chwilę, po czymuleciało.Zack nieświadomie potarł ciągle jeszcze bolącą bliznę, biegnącą wzdłużkolana. Nie  odparł chrapliwie. Dziękuję.Spojrzał na zegar.Była czwarta.Frank umówił się z nim o trzeciej czterdzieścipięć, a zawsze przykładał wagę do punktualności innych.Czekała go konsultacja i stos papierkowej roboty w gabinecie.Za dwie godzinymiała się w szpitalu pojawić Suzanne.Spotkanie z Frankiem było ostatnią rzeczą, naktórą miałby teraz ochotę, jednak zaproszenie zostało sformułowane w sposóbwykluczający choćby dzień zwłoki.Piętnastominutowe spóznienie było dziwne, lecz wytłumaczalne.Frank nigdynie stosował się do rozkładu dnia innych. Przepraszam  zwrócił się Zack do sekretarki  czy wiadomo, ile to jeszczepotrwa? Kobieta uśmiechnęła się bezmyślnie. Przykro mi, doktorze Iverson, ale nie wiem.Myślę, że niedługo.Pan Iversonzalogował się do systemu komputerowego Ultramed w Bostonie.Robi to codziennie.Sprawiała wrażenie dumnej, iż pracuje dla kogoś, kto regularnie łączy się z głównymkomputerem. Na pewno nie ma pan ochoty na kawę? A może na coca-colę?Zack pokręcił głową i wstał z fotela. Proszę przełożyć to spotkanie na termin, którego będzie mógł dotrzymać.Niech mi prześle wiadomość na pager. To nie będzie potrzebne, stary pierdoło usłyszał głos Franka z głośnika interkomu, stojącego na biurku blondynki. Właśniezamierzałem polecić Annette, żeby cię do mnie przysłała.Wejdz, drzwi są otwarte.%7ładnego usprawiedliwienia ani przeprosin.Ciekawe, od jak dawna interkom był włączony.Zackowi nie podobała sięświadomość, iż był podsłuchiwany. Siadaj, siadaj  zaśpiewał Frank, kiedy Zack zamknął za sobą drzwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •