[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie będzie go obchodziło, co ze mną zrobisz,nie jest szczególnie uczuciowy.Możesz też zabić najpierw jego i kazać mipatrzeć, ale obawiam się, że spotka cię rozczarowanie.Sama chętnie zabiłabymMadsena, jeśli tylko.- Mogłabyś się wreszcie zamknąć?- Raczej nie.- 242 -SR Och, śmierć tej jędzy sprawi mu prawdziwą rozkosz, większą niż śmierćkogokolwiek innego.Z każdą chwilą stawała się coraz bardziej irytująca.Przy-prawiała go o większą wściekłość niż sam Jensen.Madsen.- Raczej tak - powiedział i zalepił jej usta taśmą klejącą.Prawie nie widział drogi, ale parł przed siebie, niemal po omacku, niczymnietoperz z piekła rodem, wypatrując tylnych świateł samochodu Van Dorna.Dokąd ją wiózł w tej strasznej mgle?Jechali limuzyną, zapewne z szoferem, bo Harry lubił wysługiwać sięinnymi.Byłoby mu zresztą trudno prowadzić we mgle i pacyfikowaćGenevieve.Zapewne siedział z nią z tyłu.Peter nacisnął pedał gazu, ale wypożyczonysamochód był wyjątkowo wolny, wlókł się niemiłosiernie, zresztą w tej mglenawet najszybszy zdałby się na niewiele.Droga prowadziła do Big Bear,położonego nad jeziorem taniego, tandetnego ośrodka dla wczasowiczów bezpieniędzy.Jeśli Harry zdążył już tam dotrzeć, będzie trudno go znalezć, alePeter nie tracił nadziei.Spojrzał na karabinek leżący obok na siedzeniu.ZabijeHarry'ego, zabije z rozkoszą, byle tylko go znalazł.Tuż za Running Springs zobaczył wreszcie światła przed sobą, ledwiewidoczne w gęstej mgle.Ponownie docisnął pedał gazu i samochodem zarzuciłona mokrym asfalcie.Kiedy odzyskał panowanie nad kierownicą, jadący przednim samochód zdążył zniknąć.Uderzył dłonią w kierownicę i zaklął paskudnie.Na prostym odcinku szosy znowu przyspieszył.Nie miał pojęcia, któramoże być godzina.Zmienił światła na krótkie w nadziei, że będzie widziałlepiej, kiedy z mroku wyłonił się jakiś samochód.Peter gwałtownie skręciłkierownicę wprawo.i znalazł się w rowie.Wygramolił się z samochodu, gotów zabić idiotę, który o mało nie zderzyłsię z nim czołowo, i wtedy usłyszał głos, którego nie spodziewał się już nigdyusłyszeć.- 243 -SR - Zostawił limuzynę na poboczu i poprowadził Spenser do lasu -poinformował go Bastien Toussaint.- Jedziesz w złym kierunku.Peter zamarł.Oszczędził sobie zadawania idiotycznych pytań, skądBastien wie o wszystkim.W zamian zapytał o to, co w tej chwili byłonajważniejsze:- Dokąd ją zabrał?- Tu niedaleko jest opuszczony budynek szkolny.Rezydencja jakiejśgwiazdy filmowej przerobiona potem na szkołę.Dom od lat stoi pusty.Harrykupił go jakiś czas temu.Tam ją zabrał.Będzie czekał na ciebie, spodziewa się,że spróbujesz ją ratować.Wie już, że żyjesz.- Owszem, zamierzam ją uratować.A ty skąd się tutaj wziąłeś, do diabła?- Nie mógł się jednak powstrzymać od głupiego pytania.- Nie powinieneśniańczyć dziecka?- Dziecko jeszcze się nie urodziło.Madame Lambert prosiła mnie opomoc, a ona, jak wiesz, nie lubi prosić.Wiele ci zawdzięczam, pora spłacićdług.Chodz, pokażę ci drogę.Pospieszmy się.Nie powinniśmy zostawiaćHarry'ego sam na sam z twoją dziewczyną.- Ona nie jest moją.- Daj spokój, Peter.Nie wysilaj się, oszczędzaj energię.Wydostaniemy jąstamtąd, zrobimy porządek z Harrym, wtedy będziesz mógł zaprzeczać doupojenia.Mnie to naprawdę obojętne, kim jest dla ciebie ta Spenser.Tymczasem rzeczywiście musimy się spieszyć i odbić dziewczynę, zanimHarry'emu znudzi się zabawa.Wie, że go w końcu znajdziesz, nawet bez mojejpomocy.Liczy na to, czeka na ciebie, ale nigdy nie należał do szczególnie cierp-liwych.Bastien nie musiał mu towarzyszyć.Nie powinien się narażać, wycofał sięprzecież z zawodu, zerwał z niebezpiecznym życiem.Peter nie próbował nawetz nim dyskutować, wiedział, że tak czy inaczej przyjaciel z nim pójdzie i żadne- 244 -SR argumenty nie odwiodą go od tego zamiaru.Będzie ubezpieczał Petera, tak jakPeter wiele razy ubezpieczał jego.Wspólnymi siłami uratują Genevieve.%7łeby tylko zdążyli na czas.ROZDZIAA DWUDZIESTY TRZECIDom był bardzo ładny, mimo że zaniedbany.Genevieve miała okazjępodziwiać go do woli.Zakneblowaną, ze skrępowanymi dłońmi, Harry po-prowadził ją długim podjazdem.- Tutaj jest basen - poinformował ją jowialnie, kiedy wchodzili pokamiennych stopniach.- Wody w nim niewiele, ale wystarczy, żeby cię utopić,o ile smród wcześniej cię nie zabije.- Pchnął ciężkie drzwi i wprowadził ją downętrza, zapalił światła.Stali pośrodku przestronnego holu z wielkim komin-kiem, nad którym widniało szlachetnie brzmiące motto  Prawda cię wyzwoli".Pod ścianami znajdowały się ławy, a na wysokości pierwszego piętra -galeryjka. Prawda cię wyzwoli".Gdyby nie knebel na ustach, parsknęłabyśmiechem.- Wspaniały dom, prawda? - zagadnął Harry radośnie, niczym małychłopiec, który cieszy się nową zabawką.- Należał do Johna Hustona czykogoś takiego, w każdym razie do kogoś z branży filmowej.Pózniej otwarto tuszkołę dla bogatych smarkaczy na odwyku.Kiedy szkołę zamknięto, kupiłemgo.Mam do niego sentyment, chociaż jest zaniedbany.Oprowadzę cię, spodobaci się.Genevieve nie miała wyjścia, obeszła wszystkie pokoje.Kiedy pokazał jejjuż całość, zwracając uwagę na różne detale, posadził ją koło kominka w holu iprzywiązał do krzesła.- 245 -SR - Szkoda, że wpuścili tutaj ćpunów.Ze złymi gówniarzami trudno sobieporadzić.Z dobrymi zresztą podobnie - mówił, wiążąc Genevieve skrupulatniegrubą nylonową linką.- Piękne węzły - pochwalił się.- Szkoda, że ich niewidzisz, Spenser.Na pewno doceniłabyś moje umiejętności.Wiesz, byłemkiedyś skautem.W Orłach, to najbardziej elitarny hufiec.Prawdziwa szkołażycia.Trzeba mieć charakter, silną wolę i dużo samozaparcia.Wiem, comyślisz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •