[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chciałam się roześmiać i właściwie mi się udało, ale ten śmiech byłjakiś zduszony. - Zerwaliśmy?- A zerwaliście?- Nie byliśmy.- Elle.- Marcy położyła dłoń na mojej.Odłożyłam widelec.- Co sięstało?- Nie chcę o tym rozmawiać - powiedziałam, patrząc jej prosto w oczy.- W porządku.Zcisnęła moje palce.- I nie chciałabym, nawet gdybym miała coś na ten temat dopowiedzenia, bo wcale nie mam.-Nieczęsto mi się zdarza, żeby mojeusta wyprzedzały umysł, ale wtedy tak właśnie było.Im więcej mówiłam,tym wyrazniej czułam, że muszę to wszystko powiedzieć.Wyjaśnić.Zaprzeczyć.Rozważyć.Usprawiedliwić się.Marcy siedziała i słuchała.To była jedna z tych rzadkich chwil, kiedyw ogóle nie otwierała ust.- Dan nie był moim facetem.Po prostu spędzaliśmy razem miło czas.To nie było nic poważnego.Ja nie wchodzę w poważne związki.Powiedziałam mu to na samym początku, że to nie będzie związek napoważnie.Ja po prostu tego nie uskuteczniam.Powiedziałam mu to.Uprzedziłam go.Zgodził się na to.- Słowa, jak krople deszczu na szybie,zsuwały się, rozdzielały, mnożyły i kiedy już mi się wydawało, żewszystkie zniknęły, pojawiały się kolejne.- To nie moja wina, że zle towszystko zrozumiał.Byłam z nim szczera.Byłam szczera od samegopoczątku.On wiedział.Ja wiedziałam.A teraz już jest po wszystkim.Alepowiedz, czy można zakończyć coś, czego nigdy nie było? - Ty mi powiedz - powiedziała Marcy łagodnie, opierając się o krzesło.Wyglądała na bardzo spokojną.- Tak - powiedziałam z przekonaniem.- To znaczy.nie.Uśmiechnęła się.- Elle, kochanie.Skarbie.Co jest takiego strasznie przerażającego wbyciu szczęśliwym?Tak z marszu.nie wiedziałam, jak brzmi odpowiedz na to pytanie.Ciastko ciążyło mi w brzuchu jak kawałek skały.Dokończyłam kawę,choć dawno wystygła.- Boję się - wyszeptałam w końcu zawstydzona.- Wszyscy się boimy.Spojrzałam na nią z ciężkim westchnieniem.- Nawet ty? Kiwnęła głową.- Nawet ja.Po tym wyznaniu poczułam się trochę lepiej i nawet się uśmiechnęłam.Znów sięgnęła po moją dłoń i splotła palce z moimi.- Spójrz na tych dwóch młodych chłopaków, o tam - powiedziała.-Czekają na jakieś lesbijskie występy.Ubawiła mnie.Nie puściłam jej ręki.- Z tym że ich wersja zakłada użycie pewnej ilości puddingu.- Oooch, pudding! Tak, z całą pewnością mogłabym to zrobić wpuddingu.Znów się do siebie uśmiechnęłyśmy.Trochę mnie rozbroiła.Znówsięgnęłam po widelec.Poprosiłyśmy o rachunek. - Słuchaj.Nie udaję, że jestem najlepszym możliwym doradcą.Miałam więcej chłopaków, niż potrafię zliczyć, i nie jestem pewna, czy tolepiej, niż nie mieć żadnego, ale wiem jedno.Kiedy znajdziesz kogoś, ktosprawia, że się uśmiechasz, a nawet śmiejesz, i przy kim czujesz siębezpiecznie.nie możesz tak po prostu pozwolić mu odejść, tylkodlatego, że się boisz.- Czy Wayne jest dla ciebie kimś takim? Pokiwała głową i w tej samejchwili całą jej twarzrozświetliła radość.-Tak.- I nie boisz się, że wasz związek się rozpadnie?- Oczywiście, że się boję, ale wolę mieć coś tak niezwykłegoprzynajmniej przez chwilę, niż nie mieć nic przez całą wieczność.Zjadłam deser i wytarłam usta.- Dzięki za radę, ale to chyba koniec.Mam na myśli siebie i Dana.- Elle, to dobry człowiek.Może dasz mu drugą szansę?Przypuszczenie, że jestem kimś, kto ma prawo coś mu dać,kompletnie mnie zaskoczyło.- Nie ma nic do dawania.On nie zrobił nic złego.On nie jest.on niezrobił.Przed chwilą moją usta wyrzucały z siebie słowo za słowem.Terazporuszały się tylko w niemym tańcu.Nie wiedziałam, co powiedzieć.Niebardzo pamiętałam, co zamierzałam powiedzieć.Na szczęście Marcy niewymagała, żebym cokolwiek mówiła.- Mogłabyś do niego zadzwonić.Choćby teraz.Pogadać z nim i jakośto wszystko wyprostować. Na myśl o tym, że mogłabym to zrobić, na chwilę poczułam się lepiej,ale szybko mi przeszło.- Nie.Nie wydaje mi się.- Och, Elle.- Wydawała się rozczarowana i to mnie zabolało bardziej,niż się spodziewałam.- Dlaczego?- Bo.- odparłam po długiej chwili.- Bo nie mam siebie aż tak dużo,żeby móc dać trochę komuś innemu.I dopóki nie będę miała, nie zrobiętego, a Dan zasługuje na coś więcej niż połowa połowy.Wpatrywała się we mnie w milczeniu.- Zamordowałaś kogoś?- Co? - Moje policzki zalała czerwień.Zaczęłam kaszleć.- Jezu,Marcy!- Zamordowałaś czy nie? - zapytała znów spokojnie.- Bo trudno misobie wyobrazić inny powód, żeby nie móc sobie wybaczyć.Gapiłam się na nią z otwartymi ustami.Nawet nimi poruszałam, alenie wydałam żadnego odgłosu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •