[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.On, oczywiście, nie wyjaśnił jej powodówswojego postępowania.Ja natomiast przeżyłam kilka dniszalonej nadziei.Nagle nadeszła wstrząsająca wiadomość:on zdecydował się poślubić jakąś nie znaną dziewczynę,pochodzącą z Poitou.Nie wybrał nawet kobiety z własnejprowincji! A my szłyśmy w orszaku za panią.Przed Angeliką stanął Kouassi-Ba, ubrany w orientalnystrój, w turbanie na głowie.Na srebrnej tacy podawał jejfiliżankę kawy.Pojawił się, jak sen wywołany opowiadaniem Sabiny.Poraz pierwszy Angelika zobaczyła go w Tuluzie. Może się pani uśmiechać westchnęła gorzko Sabina ale tyle serc utraciło wszelką nadzieję w dniu paniprzyjazdu.Zrozumiałam od razu, że on zakocha się bezpamięci.Była pani taka ładna.Taka ładna! I faktycznie,wszystko się zmieniło od tej chwili.Widziałam, jak mojaciotka miota się w bezsilnej złości.Szalała z rozpaczy.Jeśli ona straciła nadzieję, czego ja mogłam się spodziewać?.Nie chodzi o to, że on panią poślubił.Ale w krótkimczasie stało się jasne, że także.pokochał.Spuściła smętnie głowę.Powrócił Kouassi-Ba, niosąc trójnóg z chińskiego żelaza,na którym postawił tacę i dwie filiżanki jedną dla panide Castel-Morgeat.Ona jednak nie chciała pić kawy. Nie! Wiążą się z nią zbyt okrutne wspomnienia.Angelika nie nalegała.Wypiła dwie filiżanki kawy i poczuła się lepiej.Kouassi-Ba przygotował napój tak, jaklubiła, dodając dużo cukru i kilka ziaren kolendry. Kouassi-Ba, dziękuję ci, przyjacielu! Odżyłam. Pan niepokoił się powiedział Murzyn. Poleciłmi przynieść tobie kawę.Angelika spojrzała w stronę salonu i zobaczyła, że Joffreyde Peyrac patrzy na nią.Czerwony strój, który miał na378sobie, błyszczał przy każdym ruchu.Wciąż był wspaniały,już nie tak mefistofeliczny, jak mówiła pani de Castel-Morgeat, ale ciągle atrakcyjny.Budziło to niepokój Angeliki, chociaż jemu samemu nie zależało już tak, jak dawniej, na podobaniu się kobietom. On się nie zmienił." pomyślała. On się nie zmienił powiedziała Sabina de Castel-Morgeat, wtórując myślom Angeliki. Pozostał ten sam,zwłaszcza kiedy chce przyciągnąć i uwieść kobietę.A tąkobietą jest pani.Nic, co dotyczy pani, nie umyka jegouwagi.Na przykład teraz, kiedy rozmawiałyśmy.Z dalekazobaczył, że pani zamilkła i wysłał Kouassi-Ba, aby przyniósł kawę.On zawsze patrzy na panią, chociaż nikt tegonie zauważa.Ale ja to widzę.Wyraz jego oczu wpatrzonych w panią rani mi serce.Po tylu latach! Mogłam sięprzynajmniej spodziewać, że czas zemści się za mnie.Alenic z tego! Zawsze miała pani szczęście. Zależy, co kto uważa za szczęście.Drzwi do przeszłości zamknęły się za nimi z głuchymhukiem i znalazły się znowu w Kanadzie. Czy próbowała pani przypomnieć się Joffreyowi? zapytała Angelika.Sabina de Castel-Morgeat roześmiała się, chociaż w jejgłosie brzmiało rozżalenie. Nigdy.Nic mu nie mówiłam, a on nie mógł mnierozpoznać.Kiedyś z pewnością zwrócił na mnie uwagę.Byłam wysoka i piękna.A teraz zrobiłam się stara i straciłam cały blask.Tylko on się nie zmienił.Ani pani.Zdobyłapani Quebec tak samo jak Tuluzę. Ale przybyło mi dwadzieścia lat. Nie! Szczęście i młodość nie opuszcza pani.Ja straciłam już cały urok. Ach! Niech pani znowu nie zaczyna, Sabino! Bardzopanią proszę.W tym momencie z tłumu wyłonił się książę de Vivonnei skierował w ich stronę.Tego było zbyt wiele. Dzisiejszy wieczór należy do ciebie, Sabino powiedziała z błyskiem w oku. Będzie pani miała okazję zemścić się: podbić serca gości.Niech wszyscy patrzą tylko379na panią.Dzisiejszy wieczór jest stracony dla mnie.Proszęwięc chwytać okazję i oddać mi jednocześnie przysługę:niech mnie pani uwolni od księcia de La Fertego, który niedaje mi spokoju.Mam powody, aby go nie lubić.Proszęgo zatrzymać i odwrócić jego uwagę.Zręczna kobieta osiągnie to bez trudu.Kto wie? Mój mąż może dojrzy wreszciew pani prawdziwą Gaskonkę. Zadziwiasz mnie, Angeliko! powiedziała Sabina.To wyzwanie pociągało ją jednak bardzo i na jej policzkach pojawiły się rumieńce.Wstała i spojrzała raz jeszczena Angelikę, niezdecydowana. Proszę go zadziwić! zawołała hrabina de Pey-rac. Proszę ich wszystkich zadziwić!Sabina de Castel-Morgeat zatrzymała śmiało księcia deLa Fertego i hrabiego de Saint-Edme'a.Zaprowadziła ichdo stołu, a oni nie mogli jej odmówić, aby nie okazaćgrubiaństwa.Angelika westchnęła z ulgą.Obok niej usiadł de Bardagne.Nadchodziło wiele osóbi wszyscy pytali, dlaczego opuściła salony. Zawierałam układ z panią de Castel-Morgeat wyjaśniła Angelika. Okazuje się, że mężczyzni osiągajądużo gorsze rezultaty w zawieraniu układów niż my.Kobiety mają własne metody.%7łycie jest zabawne, nie uważapan? Cóż w nim zabawnego? Ja jestem tutaj.Pan jest tutaj.Przeszłość i terazniejszość mieszają się ze sobą.Angelika wstała, oparła się na ramieniu, które jej podałde Bardagne i wróciła z nim do gości.Wysłannik królewskinie żałował, że znalazł się w Quebecu.Zwiat, życie zatrzymywało się dla niego tutaj.Nagłe ożywienie się pani de Castel-Morgeat zachęciłogości do dobrej zabawy.Wszyscy, od najmłodszych donajstarszych, rozmawiali, zawierali znajomości, nawoływalisię.Rozpoczęto też tańce.Na balu pojawiła się piękna wdowa, nazywana Koron-czarką, do której zalecał się baron de Vauvenart.Dołączyłaona do dam z najlepszych rodzin, które tworzyły kanadyj-380ską arystokrację, trzymającą na dystans nowych imigrantów.Vauvenart w stroju ze śliwkowego aksamitu, z przerzuconą przez ramię peleryną i szpadą przy boku, gorliwie jąemablował.Najwyrazniej rozsadzała go duma.Jakiś czas potem, kiedy goście już nieco wypili, markizde Ville d'Avray zwrócił się do Vauvenarta z dezaprobatą: Koronczarka! Mógł pan lepiej wybrać.Akadyjskiego szlachcica o mało nie poraził atak apopleksji. Co pan mówi? wybełkotał. To czarująca kobieta! Ale ona jest matką Mikołaja Carbonnela, kancelisty.Nie wiedział pan o tym?Ta wiadomość zaskoczyła wiele osób.Nikt nie spodziewałsię, że matka kancelisty Wielkiej Rady robi koronki.Na balu zjawił się też Carbonnel z żoną.Okazało się, żejest człowiekiem elokwentnym, który potrafi opowiadaćzabawne historie.Pod koniec wieczoru zapomniano jużcałkiem, że to ten sam gniewny kancelista, który rozdajegrzywny.Zaraz za Koronczarka zjawiła się pani Le Bachoys.Polakowa mówiła o niej, że jest zabawna.Zazwyczaj nieżartowano zbytnio z pani Le Bachoys, ponieważ wzbudzałapowszechny respekt, a nawet przywiązanie.Nazywano ją pocieszeniem zmartwionych." albo przytulnym schronieniem".Pokpiwano sobie z niej tylko trochę.Pani Le Bachoys ubierała się na przekór zdrowemu rozsądkowi.Mówiła, że w miłości ubrania nie są potrzebne,a więc nie ma powodu przywiązywać do nich większej wagi.Przerabiała stroje, które otrzymywała z Francji.Mówiono, że ubiera się zgodnie z modą, jaka panowała za HenrykaIV.Ten gust wpoiła jej w młodości babcia, która ją wychowywała.Pani Le Bachoys nie zamierzała wcale go zmieniać.Przekroczywszy już wiek, w którym mogłoby jej zależeć na wielbicielach, nie widziała żadnej potrzeby, abyporzucać styl, który tak bardzo do niej pasował.Na bal przyniosła wachlarz z piór dzikiego indyka,381z którym nigdy się nie rozstawała.Miała na sobie, noszącąślady poprawek, fioletową suknię z krezą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]