[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Popisuje sięartyleria przeciwlotnicza - rzekł.- Szkoda, że nie obrzucają nas równieszczodrze przydatnymi na coś informacjami.Pug przedstawił go Pameli.Generał od razu przybrał milszy wygląd.-Proszę! Trzy tygodnie temu byłem u Duncana Burne-Wilke w New Delhi.Właśniedowiedział się o pani przyjezdzie i był tym uszczęśliwiony.Teraz widzędlaczego.Uśmiechnęła się.- Dobrze się czuje?- Jako tako.Ale CBI to niewdzięczny teren do prowadzenia wojny.Pug,lepiej wracajmy do tych map.Idę się pożegnać.- Tak jest, Sir.Generał odszedł.Pug odezwał się do niej: - Niestety mam go na głowie,Pam.Nie mogę się wyrwać.Chodzi o nowe trasy przelotowe dla dostarczaniasamolotów z Lend-Lease.Czy moglibyśmy się spotkać jakoś pojutrze?Powiedziała mu o wyprawie pod Kursk.Twarz mu posmutniała, co trochę jąpodniosło na duchu.- Cały tydzień? - powiedział.- To fatalnie.- Spotkałam twoją żonę w Washingtonie.Miałeś od niej jakieś wiadomości?- Och, tak, od czasu do czasu.U niej chyba wszystko w porządku.Jakwygląda?- Zwietnie.Kazała ci powtórzyć, że Byron został na swoim okręciezastępcą dowódcy.- Zastępcą! - Uniósł krzaczaste brwi.Jak włosy, tak i one niecoposiwiały, a twarz stała się grubsza.- To dziwne.Jest bardzo młody i dotego z rezerwy.- Twój generał najwyrazniej chce iść.- Widzę to.Uścisnął jej dłoń po przyjacielsku.Chciała wczepić się w jego dłoń zcałej siły, pokazać gestem to, co nie mogło znalezć wyrazu w słowach.Ale wtym niefortunnym spotkaniu nawet i to mogłoby wyglądać na rażącąnielojalność wobec Duncana Burne-Wilke.Och, wszystko na nic, pomyślała; nanic, na nic!- No, to do zobaczenia za tydzień - powiedział.- Jeśli znów nie wyjadę.Jak dotąd nic nie mam na rozkładzie.- Tak, tak.Musimy sobie strasznie dużo powiedzieć.- Rzeczywiście.Zadzwoń do mnie, jak wrócisz, Pam.`cp2W tydzień pózniej zatelefonowała do ambasady amerykańskiej, w kilka minutpo tym, jak wróciła do swego apartamentu w Metropolu, który rozrzutniezatrzymała i z góry opłaciła.Była pewna, że on tymczasem znów gdzieśwyjechał, że dalej będą się rozmijać, że cały ten wyskok do Moskwy skończysię na nieszczęsnej stracie czasu i upadku ducha.Ale zastała go i z głosuwywnioskowała, że przyjemnie mu ją usłyszeć.- Hallo, Pam.Jak się udało?- Coś okropnego.Bez Gaduły to na nic, Pug.Co gorsza, mam już powyżejgardła zburzonych miast, rozbitych czołgów i porozrzucanych wszędzieśmierdzących trupów niemieckich.Mam dość fotografii, na których rosyjskiekobiety i dzieci wiszą rzędem na szubienicy.Mam dość całej tej obłąkanej iwstrętnej wojny.Kiedy się zobaczymy?- Może jutro? - Czy Philip Rule nie dzwonił do ciebie w sprawie dzisiejszego wieczora?- Rule? - Głos jego stracił wyraz.- Nie dzwonił.Powiedziała z pośpiechem: - Zadzwoni.Jego żona wróciła.Są jej urodziny,więc urządza dla niej przyjęcie w moim apartamencie.Będzie wielukorespondentów, kilka osób z ambasady, jej przyjaciele z baletu i takdalej.Jeśli ci to nie odpowiada, chętnie się wymknę i spotkam się z tobągdzie indziej.- Nic z tego, Pamelo.Armia Czerwona wydaje bankiet pożegnalny dla megogenerała.Zresztą też w Metropolu.Załatwiliśmy tę umowę, dla której on tuprzyjechał.- To cudownie.- To się okaże.Rosyjska sztuka sporządzania umów czasami ociera się osurrealizm.Na razie musimy odwalić ten wielki jubel z jedzeniem i piciem:i nie mogę się od tego wykręcić.Zadzwonię do ciebie jutro.- Cholera - rzekła Pamela.- Szlag by trafił.Odpowiedział jej stłumiony śmiech.- Pam, wyrażasz się jak prawdziwykorespondent.- Jeszcze nie wiesz, jak się umiem wyrażać.Dobrze, w takim razie dojutra.`cp2%7łona Philipa Rule była tak piękna, że prawie nierzeczywista: doskonaleowalna twarz, olbrzymie, przejrzyste, błękitne oczy, masa jasnych włosów,cudownie ukształtowane dłonie i ręce.Siedziała w kącie, prawie nieodzywając się i nie poruszając, bez cienia uśmiechu.Apartament był nabitydo pełna, muzyka grzmiała, goście pili, jedli, tańczyli, ale w tymwszystkim nie czuło się prawdziwej uciechy, może dlatego, że solenizantkabyła tak jawnie przygnębiona.Rosjanie mało że nie przejawiali baletowego wdzięku, tańcząc zachodnietańce, ale byli wręcz słoniowaci.Pamela zatańczyła z jednym, któregowidziała kiedyś jako księcia w Jeziorze Aabędzim.Miał on twarz fauna,piękną, czarną czuprynę i wspaniałą budowę, widoczną nawet w zle uszytymubraniu; ale nie znał kroków i wciąż niezrozumiale przepraszał ją porosyjsku.Tak mniej więcej wyglądało całe przyjęcie.Phil łykał wódkę zawódką, niezgrabnie obtańcowując jedną dziewczynę po drugiej i zmuszając siędo głupawego śmiechu.Walentina zaczęła sprawiać takie wrażenie, jakbywolała umrzeć.Pamela nie mogła się zorientować, o co tu chodzi.Częściowomoże to wynikać z rosyjskiej niezręczności w brataniu się z cudzoziemcami,ale musi też być jakieś napięcie między Philipem a jego bajkową pięknością,o którym Pameli nic nie wiadomo.Komandor Joyce, amerykański attache morski, wesoły Irlandczyk o bystrymspojrzeniu, poprosił Pamelę do tańca.Kiedy ją objął, powiedziała: -Szkoda, że komandor Henry utknął na dole.- Och, pani zna Puga? - rzekł Joyce.- Bardzo dobrze.- Bystre oko błysnęło ku niej.Dodała: - On i mój ojciecprzyjaznili się.- Ach tak.No, ten facet jest niebywały.Właśnie udało mu się zrobić cośnadzwyczajnego.- Może mi pan o tym powiedzieć?- Jeżeli nie napisze pani o tym w gazecie.- Nie napiszę.Mówiąc Pameli do ucha pod osłoną muzyki, kiedy szurali tu i ówdzie, Joycewyjaśnił, że ambasador Standley już od wielu miesięcy bezskuteczniepróbował ruszyć z miejsca sprawę syberyjskiej trasy przelotowej dlasamolotów z Lend-Lease.W czasie swej poprzedniej wizyty w ZwiązkuRadzieckim, mającej na celu pchnięcie tej sprawy, generał Fitzgerald teżnic nie wskórał.Tym razem Standley przekazał sprawę Pugowi i już jestumowa.Znaczy to, że zamiast ciężkiej trasy okrężnej przez AmerykęPołudniową i Afrykę, z mnóstwem przymusowych lądowań, albo zamiast przewozuw skrzyniach drogą morską statkami, które U-Booty mogą zatopić, samolotybędą teraz docierać bezpośrednio, prostą i bezpieczną trasą.Skutkiem tegobędzie mniej zwłoki, więcej dostaw i złagodzenie wielu nabrzmiałychkonfliktów po obu stronach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]