[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jedz za tymi ludzmi, a kiedy otworzą wejście, wkroczcie i walczcie, żeby opanowaćbramę.Utrzymajcie ją otwartą, a w ciągu kilku minut będziemy tam z całym wojskiem.Pomogą ci mieszkańcy miasta.Maharbal skinął głową i wybrał czterdziestu swoich najlepszych jezdzców.Galopemdogonili jadących stępa Tarentczyków.Maharbal zwolnił krok swego konia.Tarentczycy,zbliżając się do miasta, chętnie przyjęli nowych towarzyszy.Po kilku minutach przed oczami Maharbala zaczęły się ukazywać w całej okazałościmury Tarentu.Był tu już w zeszłym roku, lecz nigdy nie tak blisko.Twierdza byłanieprzystępna.Znów nasunęła mu wspomnienie umocnień Kart Hadaszt w Iberii.Tak samoimponująca, niemożliwa do wzięcia siłą, bez zdrady: potężne, wysokie mury i morze, jeszczebardziej utrudniające dostęp.Rzeczywiście, podobnie jak w Kart Hadaszt, Tarentczycywykorzystali wodę jako naturalną ochronę, a skupili się na szczególnym umocnieniu iufortyfikowaniu murów, które broniły flanki dającej dostęp do miasta od strony lądu.Iwłaśnie do tego niezdobytego miejsca kierowali swoje wierzchowce dziś w nocy.Dwaj rzymscy strażnicy grali w kości na szczycie wieży, która broniła głównej bramymiejskiej.Owinąwszy się kocami dla ochrony przed chłodem, siedzieli na kamiennymelemencie umocnień, nie zwracając zbytnio uwagi na to, co dzieje się na zewnątrz.- Dwie szóstki i dwójka - powiedział jeden z nich.- Dobry wynik, ale nie wystarczy.Ten, który mówił, wziął kości i już miał je rzucić na ziemię, kiedy usłyszał gwizd.Obaj zostawili kości i powoli, ze zwyczajowym ociąganiem, podnieśli się i wyjrzeli za mury.- To znowu ten Grek.Mam nadzieję, że dziś wraca z czymś lepszym niż ptaki, boinaczej nie wpuszczę go do środka.- Cicho bądz i zapytaj go, na wszystkich bogów.Strażnik ponaglony przez towarzysza zawołał głośno, kierując pytanie na zewnątrz.- Co nam tym razem przynosisz, Filomenesie? Dziś nie pozwolę ci wejść, jeśli niemasz czegoś wartego zachodu.- I obaj legioniści wybuchnęli śmiechem. Na zewnątrz, tuż pod bramą, Maharbal widział, jak Filomenes naradza się po cichu zeswoimi ludzmi, a mając ich zgodę, daje głośną odpowiedz po łacinie, wołając w pustkę, wstronę wieży.- Dzikie świnie! Cztery dziki i jeszcze jeden dla was i całej straży! To waszaszczęśliwa noc!- Na Herkulesa - dobiegło z wieży - niech zaraz otworzą bramę, a żywo.Będziemymieć dziś na śniadanie świeże mięso.Ciężkie odrzwia bramy Tarentu otwarły się powoli, jako że były ogromne, zrobione zmasywnych kłód drewna, dodatkowo wzmocnionych brązem.I tak Rzymianie wpuścili dotwierdzy nowego konia trojańskiego.Minęło kilka minut i w cytadeli, na przeciwległym krańcu miasta, pewien centurionwszedł do rezydencji Gajusza Liwiusza, dowódcy rzymskiego garnizonu w Tarencie.- Panie, we wschodniej bramie miasta toczy się walka.Wygląda na to, że zbuntowałasię jakaś grupa Tarentczyków.Rzymski komendant podniósł się z łóżka osłupiały i zdenerwowany, ale natychmiastzadał kluczowe pytanie.- A bramy? Otwarte czy zamknięte?- Nie wiem, panie.Jeszcze nie odzyskaliśmy kontroli ani dostępu do bram.- No to zbieraj kogo się da do walki, na Kastora i Polluksa i wszystkich bogów!Centurion wybiegł, żeby wypełnić rozkaz.Lecz.było już za pózno na ratowanie miasta.Z odległości tysiąca kroków od murówHannibal obserwował operację z uwagą i zadowoleniem, widząc, że wszystko idzie zgodnie zplanem, który obmyślił w ciągu ostatnich tygodni.Tarent, z otwartym brzuchem, pozwoliłwejść do środka setkom Kartagińczyków, którzy, zapewniwszy sobie kontrolę nad wieżamiprzy bramie, rozeszli się po ulicach miasta, zabijając wszystkich napotykanych Rzymian.Rzymianie ze swej strony próbowali ich powstrzymać, ale gdy tylko im się udało sformowaćszyk i zająć jakąś ulicę, zaraz byli atakowani od tyłu przez zbuntowanych Tarentczyków, coKartagińczycy wykorzystywali, żeby przełamać rzymską obronę.Gajusz Liwiusz nie zwlekał z rozpoznaniem sytuacji i zamiast rozkazać wymarszpozostałych oddziałów na miasto, nalegał, żeby legioniści ocaleli z pierwszego ataku iwalczący na ulicach starówki wycofali się i wraz z trzonem garnizonu schronili się wjedynym punkcie, nad którym zachowali panowanie; w cytadeli.W ten sposób, w ciągu kilkugodzin, z nastaniem świtu Hannibal wkroczył do Tarentu zdominowanego przezKartagińczyków, z wyjątkiem ostatniego bastionu - cytadeli, w której Rzymianie, chronieni i zarazem więzieni przez mury twierdzy, umocnili się, gotowi na opór w czekającym ichdługim oblężeniu.Kartagińczycy pojmali około stu legionistów.Byli to żołnierze, którzy nie zdołaliprzedrzeć się do cytadeli, zanim Gajusz Liwiusz rozkazał zamknąć jej bramy, żeby do środkanie dostał się wróg.Legioniści, którzy zostali na zewnątrz, albo licznie polegli w walce, albopoddali się i popadli w upokarzającą, pełną niepewności niewolę.Hannibal przyglądał sięjeńcom, nie zsiadając z konia.Wówczas podszedł do niego Filomenes.- Wodzu! Dopominam się, żeby wydano nam tych jeńców! Rzymianie osądzili naśmierć naszych krewnych w Rzymie i sprawiedliwie będzie, jeśli teraz odpowiemy tymsamym ich rodakom.Hannibal zwrócił konia w kierunku Filomenesa.Zsiadł powoli.Otoczony swymizaufanymi ludzmi, ruszył w stronę Greka, lecz podniósł rękę, dając sygnał, żeby gozostawiono, gdyż chce sam podejść do Tarentczyka.W ten sposób, bez obstawy, zbliżył siędo Filomenesa, który odezwał się do niego tak stanowczo.Hannibal poważnym, niskimgłosem spytał:- To prośba czy żądanie, obywatelu Tarentu?Filomenes wstrzymał oddech.W ręce trzymał zbroczony krwią miecz.Kartagińskiwódz zbliżył się na odległość zaledwie dwóch kroków i nawet nie wyjął broni.TenKartagińczyk nie bał się uzbrojonego człowieka.Filomenes przemyślał swoją odpowiedz.Uświadomił sobie, że sam, owszem, czuje strach, lecz wiedział, że w tym momencie kładziena szalę wiele rzeczy.Nie po to narażał na niebezpieczeństwo życie swoje i tych, którzy sięzbuntowali, żeby podporządkować się komuś jeszcze gorszemu.- Ani prośba, ani żądanie.To petycja, wodzu - rzekł.- Petycja - powtórzył.Hannibal milczał.Rozejrzał się dookoła.Na jego odpowiedz czekało ponad tysiącTarentczyków.Pomoc z ich strony w uzyskaniu panowania nad miastem była nieoceniona.Ważny cios zadany sojusznikom Rzymu na południu Italii, a w zamian proszą tylko okilkudziesięciu jeńców [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •