[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.%7łołądek znów podjechał mu do gardła, a lewitacja zaczęłaciągnąć go w górę zamiast w dół.Grawitacja wróciła na swojemiejsce.Belshazu mógł parować ciosy ożywionego rapiera, ale niebył w stanie go uszkodzić.Tymczasem rapier drasnął demonatu, ciął tam i z kilku ran ciekła na martwą ziemię krew.- Szkoda - syknął Belshazu prawie do siebie bo miałbymochotę zatrzymać tę broń, kiedy już cię zabiję.Demon wykonał gest trudny do zidentyfikowania mrugnął,wzruszył ramionami, wzdrygnął się i klinga roztrzaskała się natysiąc migoczących kawałków stali, które spadły deszczem nastarożytne pole bitwy.W Pharaunie zagotowała się krew.Twarz maga oblała siępurpurą, a oddech uwiązł mu w gardle.Powinienem był pamiętać, zrugał sam siebie.Powinienembył wiedzieć, że to potrafi.Mistrz Sorcere miał ochotę uraczyć wiązanką przekleństwpowietrze, Belshazu i obojętne multiwersum, ale przełknął złość.Bardzo lubił swój rapier.- Wyrwę wartość tego ostrza z twoich flaków, demonie -ostrzegł Pharaun.Zwierzęcą twarz glabrezu wykrzywił drapieżny uśmiech, gdyznów pomknął przez powietrze ku magowi.Za sobą czarodziejusłyszał głos Valasa:- Zostawisz drowa na łasce demona? Pozbawisz nas jego magii?- Tak - odparła Quenthel zupełnie bez żalu, co Pharaun uznałw jej przypadku za miłą odmianę.Tanar'ri zbliżał się szybko i Pharaun wyciągnął z kieszenipiwafwi starą rękawicę.Rozpoczął inkantację, jeszcze zanimrękawica znalazła się na wierzchu i zanim glabrezu znalazł sięniebezpiecznie blisko, skończył zaklęcie.W powietrzu pomiędzy czarodziejem a demonem pojawiłasię dłoń wielkości rothe.Choć Belshazu próbował ją ominąć,nie potrafił.Dłoń rozwarła się i zaczęła go odpychać od czaro-dzieja, bez względu na to, jak bardzo się jej opierał.Pharaun odwrócił się do Quenthel, która przyglądała mu sięz kamienną twarzą, i powiedział:- To, co zamierzam zrobić, powinienem zrobić w tym miejscu i dać zakosztować tego wam wszystkim, ale nie zrobię tego.Najpierw go odepchnę i oddalę się na bezpieczną odległośćod was.Niemniej jednak chcę, żebyś pamiętała, mistrzyni, żemogę to powtórzyć i Lolth mi świadkiem, że następnym razem to zrobię.Nie czekał na odpowiedz - i tak jej nie otrzymał - tylko od-wrócił się w stronę glabrezu odepchniętego zaklęciem w tył.Pharaun zaczął biec po nierównej, pokrytej gruzem ziemi, li-cząc kroki.Belshazu szarpał i darł pazurami wyczarowaną dłoń,zasypując ją wściekłymi, niekontrolowanymi razami, ale napróżno.Magia trzymała.Kiedy Pharaun oddalił się o dwadzieścia kroków od resztydrużyny, zatrzymał się.Trzymał rękę w powietrzu, ale już nieodpychała glabrezu, tylko trzymała go na dystans.Biegnąc, prze-leciał w myślach wszystko, czego nauczył się o tanar'rich w ogóle,a o glabrezu w szczególności.Kiedy przystanął, rzucił zaklęcie- nic szczególnie skomplikowanego - mające uniemożliwić de-monowi korzystanie z wrodzonej magicznej umiejętności ta-nar'rich.Z wyciągniętych palców czarodzieja wystrzelił pro-mień zielonego światła i pomknął prosto ku unoszącemu się wpowietrzu demonowi.Zaklęcie miało przywiązać go do sześć-dziesiątego szóstego poziomu Otchłani, uniemożliwiając muteleportację, nawet w granicach tego planu.- Powiedz mi.- zawołał do demona czarodziej, ale urwał,gdy ogromne szczypce Belshazu przebiły magiczną dłoń.Zestalona magia spłonęła, odchodząc od powierzchni czar-nej pięści jak krew kłębiąca się w wodzie.Glabrezu wyszcze-rzył się, stęknął i chlasnął dłoń pazurami.Wielkie palce zadrżały,rozluzniając uchwyt.Czarodziej jeszcze nigdy nie widział, by komukolwiek uda-ło się rozerwać w ten sposób zaklęcie.Glabrezu był potężniej-szy, bardziej utalentowany niż Pharaun przypuszczał.Myśli tewciąż jeszcze przemykały mu przez głowę, gdy wyciągnął zeSplotu następny czar.Ohydne szczypce demona przecięły jeden z palców.Kiedy od-padł, czarna magia pękłajak bańka mydlana i palec znikł.Belsha-zu naparł na drżącą, rozpraszającą się rękę okaleczoną nogą i wszyst-kimi, aż nadto sprawnymi ramionami.Gdy następne zaklęciePharauna zaczęło się formować w powietrzu nad demonem, Bel-shazu wypadł z magicznej dłoni i runął na pokrytą gruzem ziemię.Demon ryknął na Pharauna, który mógł tylko udawać, że ogłu-szający, przerażający ryk nie robi na nim wrażenia.Belshazupodniósł się, ale nie spojrzał w górę- nie zauważył kamiennejpłyty skupiającej się stopniowo nad jego głową.- Powiedz - Pharaun odgarnął z oczu niesforny kosmyk-widać, że od dziesięciu dni nie myłem głowy?Glabrezu warknął, ryknął, wyskoczył w powietrze.w chwili, w której kamienna płyta runęła w dół.Demon zniknął pod nią, ziemia zadrżała.Zciana pękła w zde-rzeniu z nierównym podłożem.Belshazu zdołał dzwignąć wa-żącą kilka ton płytę na tyle, żeby obrócić łeb i wbić w magapłonące ślepia osadzone głęboko w zakrwawionej, zwierzęcejczaszce.Widok sponiewieranego stwora sprawił, że na ustach Pha-rauna pojawił się uśmiech.Kiedy tanar'ri wygrzebywał sięmozolnie spod kamiennej płyty, mag zaczął recytować zaklę-cie, z powodu którego musiał odsunąć się tak daleko od pozo-stałych.Kiedy skończył inkantację, otworzył szeroko usta iwrzasnął
[ Pobierz całość w formacie PDF ]