[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.154RLT Przejdzmy się zaproponował.17Niedzielne popołudnie Maggie Feller spędziła w śnieżnobiałej fortecySydelle, zbierając Informacje.Obudził ją przerazliwy dzwonek telefonu,spotęgowany przez kaca, którego odczuwała tego ranka bardzo wyraznie. Rose, telefon jęknęła, ale bez rezultatu.A Sydelle Straszliwadzwoniła nieustępliwie, aż Maggie w końcu podniosła słuchawkę i zgodziłasię przyjść, by zabrać rzeczy ze swojego pokoju. Potrzebujemy więcej miejsca powiedziała Sydelle. Wykorzystaj swój nos pomyślała Maggie Tam dopiero jestmnóstwo miejsca. A gdzie ja mam je wszystkie upchnąć? zapytała w zamian.Sydelle westchnęła.Maggie oczyma wyobrazni widziała swojąmacochę wąskie usta ściśnięte na szerokość krawędzi kartki papieru,rozszerzone nozdrza, kosmyki świeżo farbowanych popielatoblond włosówporuszające się sztywno wokół jej twarzy, gdy kręci głową. Możesz je przenieść do piwnicy, jak sądzę ton Sydellewskazywał, że było to ustępstwo na miarę pozwolenia krnąbrnej pasierbicyna zainstalowanie przed domem kolejki górskiej z Disneylandu. To naprawdę szlachetne z twojej strony Maggie sarkastycznieskwitowała propozycję. Przyjdę po południu. Po południu wybieramy się na warsztaty oznajmiła Sydelle.Gotowanie w diecie makrobiotycznej.Maggie nie wykazała najmniejszych oznak zainteresowania tąinformacją.Wzięła gorący prysznic, pozwoliła sobie zabrać kluczyki Rose155RLTwraz z samochodem i pojechała do New Jersey Dom był pusty, jeśli nieliczyć psa idioty, Chanela (Rose przezwała go Bzykacz), który jak zwyklewył, jakby była włamywaczem, po czym próbował wybzykać jej nogę.Maggie wypchnęła go na zewnątrz i spędziła półtorej godziny natransportowaniu kartonów do piwnicy, co pozostawiało jej całą godzinę naInformacje.Zaczęła od biurka Sydelle, ale nie znalazła niczego interesującego jakieś rachunki, sterty papieru listowego, cały arkusz niewielkich zdjęćMojej Marci w sukni ślubnej, w ramce dwadzieścia na dwadzieścia pięćcentymetrów zdjęcie synów blizniaków Mojej Marci, Jasona i Alexandra więc przeszła do bardziej obiecującego terenu łowczego, a mianowiciewbudowanej w ścianę szafy pani i pana domu, która już wcześniejprzyniosła jej jedną z cenniejszych zdobyczy szkatułkę na biżuterię zrzezbionego drewna.W pudełku nie było nic oprócz pary złotych kolczykóww kształcie kółek i bransoletki składającej się z wąskich złotych ogniw.Jejmatki? Być może, pomyślała Maggie.Nie mogły należeć do Sydelle, bowiedziała, gdzie ta trzymała swoje rzeczy Rozważyła kwestięprzywłaszczenia sobie biżuterii, ale ostatecznie zdecydowała, że tego niezrobi.Może jej ojciec czasami na nią spoglądał i zorientowałby się, żezniknęła.Oprócz tego Maggie nie podobała się wizja, w której jej ojciecbierze szkatułkę, by do niej zajrzeć, a ta okazuje się pusta.Zaczęła od pierw-szej półki.Był tam plik starych PIT ów obwiązanych gumką, który wzięła,przewertowała i odłożyła na miejsce.Trofea Mojej Marci cheerleaderki,swetry Sydelle.Maggie stanęła na palcach, sięgając ręką ponad rzędamiletnich koszul ojca i przejeżdżając koniuszkami palców po najwyższej półce,aż natrafiła na, jak jej się wydawało, pudełko po butach.Wyciągnęła je było różowe, wyglądało na dość stare, miało pogniecione, miękkie rogi.156RLTStarła z niego kurz, wyszła z szafy i usiadła na łóżku.Nie należało doSydelle, bo Sydelle każde pudełko z butami opatrywała opisemznajdującego się w środku obuwia (w większości bardzo drogiego i boleśniewąskiego w palcach).Poza tym Sydelle nosiła wąskie trzydzieści pięć, apudełko, zgodnie z nalepką, zawierało niegdyś parę różowych baletekCapezio, dziewczęcy rozmiar trzydzieści dwa.Buciki małego dziecka.Maggie zajrzała do środka.Listy.Pełno listów, było ich przynajmniej dwa-dzieścia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]