[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Czemu sama nie powiesz Sudzie? pyta Lalit. Czy tak nie byłobylepiej? Mogę ci dać numer telefonu do niej.Andżu podnosi wzrok, twarz ma nagle pobrużdżoną.RLT Nie mogę z nią rozmawiać, ani nawet napisać.Jeszcze nie.Najpierwsama muszę uporządkować pewne sprawy. Latarnia, która się właśniewłączyła, rzuca pod jej oczy kałuże cienia. Ja też za bardzo ją kocham.Myślę, że właśnie na nowo to odkryłam.Lalit bierze kartkę. Jestem idiotą, mięczakiem, popychadłem. Wcale nie mówi Andżu. Jesteś lepszym człowiekiem niż ja,Gunga Din. Z autobusowego okna rzuca mu całusa.Rzeka jest szara od ciężaru i wieku.Długą drogę przewędrowała z lodowejgrani, gdzie wyłoniła się z groty w kształcie krowiego pyska, do tego miastazamieszkanego przez zbyt wielu ludzi, ich historie i nadzieje.Ich śmierci.Bowłaśnie to przynoszą do rzeki tutaj, pod świątynią Kali.Kwiaty i pożywieniedla duchów przodków, którzy jak się wierzy pozostają na jej brzegach,póki nie zostaną wyprawieni w drogę modlitwami.Kości i popioły, i lampki,które mają być posłane na fale w łódeczkach z liści.W innych miejscach rze-ka nie jest tak ubóstwiana.Dzieci sikają do niej, rolnicy przyprowadzają dopławienia bawoły, w nocy piją z niej szakale, a rano nastoletni chłopcy kopiąbłoto i pożądliwie przyglądają się dziewczynom kąpiącym się na kobiecymghacie. Wez, wez mówi do Sunila kapłan. Polej nią sobie głowę, ramio-na.Wylej więcej wody, lej porządnie.Poproś matkę Gangę, by zabrała twojegrzechy.Dwaj mężczyzni, po kostki w ospałym mule, stoją na stopniach prowa-dzących spod świątyni w dół, do rzeki.Sunil opornie zgodził się na tę cere-monię pojednania ze zmarłymi, głównie po to, by sprawić przyjemność matce.Niechętnie nałożył szorstkie bawełniane dhoti, jakie tradycyjnie noszą syno-wie w żałobie, a buty zostawił w samochodzie.( Chciałbyś ogolić głowę?" RLTspytał wcześniej kapłan. To chyba żart" odparł Sunil.Teraz zanurza wy-bredny palec w płynie, który nie wygląda zbyt czysto.Kapłan, od lat znającyrodzinę Sunila, potrząsa głową i wzdycha. Ach, wy, nowocześni chłopcy, wracający z Ameryki! Ale co tu mówić,nasze tutejsze chłopaki nie są lepsze, bez przerwy gadają o zarazkach i niewiadomo o czym jeszcze.Są na tym świecie rzeczy, których nie zobaczyszswoimi fizycznymi oczyma. Kiedy mówi, połyskują jego własne oczy,powiększone przez grube szkła. Nie znasz tej opowieści? Kiedy Pan Wi-sznu poprosił Matkę Gangę, rzekę niebios, by zstąpiła na ziemię, aby naszbawić, rozpłakała się ona i powiedziała: Panie, nie proś mnie o to, ziemscyludzie będą do mnie kładli wszystkie swoje brudy, rzeczy dotykalne, ale i sweobrzydliwe grzechy".A Pan odpowiedział: Spójrz, błogosławię cię dotknię-ciem, nic nie może cię zbrukać.Cokolwiek uczynią, nieważne, zawsze bę-dziesz najświętsza".Sunil nie wygląda na przekonanego, ale woli się nie sprzeczać.Jeszcze za-nim wyruszył z Ameryki, był zmęczony, a druga podróż pogorszyła sprawę.Wciąż ma te bóle głowy, nadal od czasu do czasu robi mu się niedobrze, cho-ciaż zaniepokojona matka codziennie przygotowuje dla niego zupę z zielo-nych bananów, którą daje się dzieciom na uspokojenie żołądka.Sypia też nienajlepiej.W domu nadal jest pełno gości, więc mimo że protestował, umiesz-czono go w sypialni ojca, chociaż, na szczęście, nie na jego łóżku.(Materaczostał spalony razem z ciałem, a na kupienie nowego zabrakło czasu).Co nocze snu wyrywa go pisk.Hamulce tramwaju? Nocna sowa? Ale w Kalkucie napewno nie ma już sów.Sunil jest zdezorientowany od chwili, gdy wylądował na lotnisku.Tegodnia odbywał się Bangla Bandh, pochody wrzeszczących mężczyzn potrząsa-ły wojowniczymi transparentami, a na chodnikach czekali policjanci uzbrojeniw pałki i gaz łzawiący.Sunil, który od swego wesela nie był w Indiach, napróżno próbował odczytać bengalskie napisy na transparentach, nierówną,RLTlepką czerwień liter, które wyglądały, jakby pospiesznie nakreślono je krwią
[ Pobierz całość w formacie PDF ]