[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy kraby się skończyły, częśćdzieciaków zbiła się w mniejsze grupki.Ktośdrzemał w kącie, reszta poszła w miasto i tylkoTina trwała nieporuszona na swoim miejscu.Zalękniona, niepewna, sama. Santos wstał i podszedł do niej.- Cześć - zagadnął z uśmiechem.- JestemSantos.Podniosła na niego wzrok i zaraz spuściłaoczy.- Cześć.W jej głosie słyszało się łagodność, niemalsłodycz.I lęk.Zbyt łagodny, zbyt słodki głos jakna dziewczynę z ulicy.Szybko stwardnieje,pomyślał, nabierze ostrych tonów.O ile przetrwa.Usiadł obok niej, ale nie za blisko, \ebynie wystraszyć jej jeszcze bardziej.- Masz na imię Tina?W odpowiedzi skinęła tylko głową, jakbynie chciała wdawać się w rozmowę.- Harcerzyk mówi, \e Claire cię tuprzyprowadziła.Ponownie skinęła głową.- Wkrótce się przekonasz, \e Harcerzykwie wszystko o wszystkich.To po pierwsze.Podrugie, jesteśmy zgraną załogą, u nas człowiekzawsze mo\e liczyć na innych.Widząc, \e nadal milczy, Santos pomyślał,\e powinien zostawić ją w spokoju.Podniósł się zpodłogi.- Jak będziesz czegoś potrzebowała, daj miznać.Postaram się pomóc, jeśli tylko będę mógł.Dopiero teraz uniosła twarz i popatrzyła naniego dłu\ej.Oczy i policzki miała mokre.Byłabardzo ładna - ciemnoblond włosy, du\eniebieskie oczy.Musiała być w wieku Santosa,mo\e trochę starsza.- Dziękuję - szepnęła.- Nie ma za co.- Uśmiechnął sięponownie.- Do zobaczenia.- Zaczekaj. Przystanął w pół kroku.- Ja.- Przez chwilę zmagała się ze sobą,\eby wykrztusić to, co zamierzała powiedzieć.- Janie wiem, dokąd.mam iść.Nie mam pojęcia, coze sobą począć.Czy mógłbyś.mi pomóc? - Spróbuję.- Wątpił, czy będzie w staniezapewnić jej to, o co prosiła: bezpieczne miejscedo spania, uwolnienie od lęku.Usiadł z powrotem.- Dokąd chciałabyś pójść, Tino?- Do domu - szepnęła ze łzami w oczach imocno zacisnęła dłonie.- Ale nie mogę.- Skąd jesteś?- Z Algiers.Moja matka i.Ciszę nocy rozdarło raptem wycie syrenpolicyjnych.Ostatnie słowa Tiny utonęły whałasie.- O, Bo\e! - Dziewczyna zerwała się narówne nogi, rozejrzała nieprzytomnie jak zwierzęschwytane w potrzask.Santos te\ wstał.- Uspokój się.Wszystko w porządku.Totylko.Znowu wycie.Suki musiały przeje\d\ać wpobli\u budynku, bo biało-niebieskie światłokogutów omiotło wnętrze sali, prześlizgując się pospękanych murach jak w jakimś złowrogimkelejdoskopie.Santos miał przez chwilę wra\enie,\e szkołę otoczyły oddziały specjalne.- Nie! - Tina zatkała uszy.- Nie!!!- Wszystko w porządku, Tino.Nic się niedzieje.- Santos poło\ył jej dłoń na ramieniu.Przera\ona, odwróciła się gwałtownie, szarpnęła irzuciła na oślep w kierunku drzwi.Pobiegł za nią, złapał ją przy samymwyjściu.Zaczęła się wyrywać, krzyczeć, kopać,młócić pięściami, jak człowiek ogarnięty histerią.- Puść mnie, puść, słyszysz! Masz mniepuścić!- Zrobisz sobie krzywdę.- Uchylał się, jakmógł, przed jej ciosami.- Niech cię cholera, Tino.Schody są.- Zaraz tu przyjdą.to on ich nasłał.On!- Jaki on? - Santos złapał ją za ramiona imocno potrząsnął.- Nikt tu nie przyjdzie.Nikt niezrobi ci krzywdy.Posłuchaj, nie słychać ju\ syren.Pojechali. Przestała się szamotać, ale wcią\ dr\ała,nieprzytomna z przera\enia.- Nic nie rozumiesz.Nic nie rozumiesz -powtórzyła.- Przyśle ich.powiedział, \e ich przyśle.Po chwili wreszcie się uspokoiła.Zupełniewyczerpana, osunęła się w ramiona Santosa, on zaśzaprowadził ją w kąt sali, gdzie pod ścianą le\ał jakiśstary materac.- Chcesz o tym porozmawiać?Nie odpowiadała przez długą chwilę, aleSantos miał wra\enie, \e chce mu opowiedzieć osobie.śe musi zebrać siły, uporządkować myśli i \ezaraz zacznie.- Myślałam, \e to po mnie - zaczęła głuchymgłosem.- Myślałam, \e.to on ich przysłał.- Myślałaś, \e szukają cię gliny?Skinęła głową i skuliła się jeszcze bardziej.- Dlaczego? - mruknął Santos bardziej dosiebie ni\ do dziewczyny.- Mówisz, \e to on ichnasłał na ciebie.To znaczy kto?- Mój ojczym.On te\ jest gliną.Groził mi,krzyczał, \ebym nie próbowała uciekać, bo i takmnie znajdzie.Znajdzie, a potem.Nie dokończyła.Santos mógł się tylkodomyślać, czym facet mógł jej grozić, skoro była takśmiertelnie wystraszona.Do tej pory te\ musiał się znią obchodzić okropnie, inaczej nie uciekłaby zdomu.Sukinsyn.Santos splótł palce, oparł brodę nadłoniach.- Mieszkam z mamą.Jest fajna, ale ojciecbył strasznym kutasem.Lał mnie.Ju\ nie \yje.Domyślam się, \e twój ojczym jest niewiele lepszy. - Nienawidzę go - powiedziała zzaciekłością.- On.mnie dotyka.Santos zesztywniał na te słowa.- I dlatego uciekłaś.- Miałam do wyboru: albo uciec, alboskończyć ze sobą.- Usiadła na materacu,wyprostowała się.Jej twarz mówiła, \e naprawdę zastanawiała się nadsamobójstwem.- Zabrakło mi odwagi.- Mówiłaś o tym komuś?- Matce, ale mi nie uwierzyła.Powiedziała, \e kłamię, \e jestem.małąladacznicą.Santos zaklął pod nosem.Nie byłzaskoczony opowiadaniem Tiny, słyszał ju\niejedną taką historię.- Nie mogłaś zwrócić się do nauczycielki,sąsiadki, do kogokolwiek?- On jest gliną, pamiętaj.Kto by miuwierzył, skoro własna matka nie chciała mniesłuchać?- Przykra sprawa - westchnął Santos,ściskając mocniej jej dłoń.- Beznadziejna.- Tina odwróciła głowę.-śałuję, \e stchórzyłam, \e nie miałam odwagipołknąć tych proszków.Miałam je ju\ w ręku.inie mogłam.- Nie mów tak.Cieszę się, \e tego niezrobiłaś.- Spojrzał jej w oczy i uśmiechnął sięblado.- Zobaczysz, wszystko będzie dobrze, Tino.- Na pewno.Nie mam forsy, nie mamdokąd pójść.- Ukryła twarz w dłoniach i znowu zaczęłapłakać.- Bo\e, tak strasznie się boję.Nie wiem,co robić.- Opuściła ręce i spojrzała na Santosabezradnie.- No powiedz, co ja mam teraz robić?On te\ nie wiedział.Nie potrafił jej pomóc,nie umiał poradzić.Mógł tylko pocieszać.Objął jąwięc mocno i trzymał w ramionach, póki się niewypłakała.W sali zrobiło się cicho.Resztatowarzystwa ju\ wyszła, ka\dy w swoją stronę. Zostali tylko we dwoje [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •