[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Madi wytarła policzki.Po raz pierwszy w życiu rozumiałapołożenie swojej matki i innych znanych jej kobiet.Miłość zagłu-szała zdrowy rozsądek, usypiała instynkt samozachowawczy.Cier-piała.Płonęła.Tonęła.Uśmiechnęła się do swoich myśli.Nigdy nie przypuszczała, żebędzie chora z miłości.Teraz zdała sobie sprawę, że w przeszłości,kiedy Tina lub jakaś przyjaciółka skarżyła się na tę przypadłość, onaczuła się zdystansowana, nawet niepokonana.Madi Muldoon - stalowa kobieta".Czuła się niepokonana, ponieważ wszystko, co kiedykol-wiek czuła do mężczyzny, nie miało nic wspólnego ze światemmężczyzn i kobiet, i złamanych serc.Nic tak naprawdę jej nieporuszało.Uczucie do Lance'a porażało od stóp do głów.Madi przeszła przez przedpokój, weszła do pokoju gościnnego.Przymocowała baloniki do stołu, rozejrzała się dookoła Trzcinowe meble,jasne poduszki, dywan, dużo kwiatów i obrazów.Czyjeś rzeczy, czyjśSR gust Jeszcze nazywała to domem.W każdym razie, domem na teraz.Azy znowu napłynęły do oczu.Poszła do kuchni, podeszła dolodówki, gdzie na drzwiach wisiały zdjęcia Morgan.Fotografieprzedstawiały niemowlę zaciskające małe piąstki, uśmiechające siędo Tiny z zaufaniem i miłością.Poczuła ból rozciągający się od brzucha po klatkę piersiową.Poczuła metaliczny smak w ustach.Smak pożądania.Odwróciła się tyłem do fotografii, zasłoniła dłońmi oczy.Lance oskarżył ją o ucieczkę.Czy naprawdę uciekała?Podróżowanie było jej stylem życia-rok tutaj, rok tam.Niebyło urodzinowych salw od przyjaciół, bo przeprowadzała się zbytszybko, żeby nawiązać bliskie znajomości.To nie oznaczało, że sięizolowała, że chciała coś ukryć.Kilka lat temu dokonała wyboru.Wiedziała, co ją uszczęśliwi,mało tego, wiedziała, co ją może zgnębić.Więc co z nią byłoteraz?%7łachnęła się.To się musi skończyć.Nie była pierwszą zako-chaną kobietą , nie pierwszą dopadniętą przez urodzinową melan-cholię.Nie miała czasu na roztkliwianie się nad sobą.Dzisiaj od-bywało się inauguracyjne przyjęcie.Poszła się przebrać, żywiąc nadzieję, że Lance zdecydu-je się zostać w domu.Nie wiedząc, w jakich toaletach wystąpią zaproszeni go-ście, Madi założyła prostą, czarną spódnicę i krótką, zawią-zywaną, czarną bluzkę w stylu hawajskim.Nie przyozdabiałasię biżuterią, za to włosy zamotała w zabawny kok.Wraz z przybyciem pierwszych osób przekonała się, żeSR w ubiorach panowała wielka dowolność, od szaleństwa dokonserwatyzmu, od przyzwoitości do frywolności.Niestety, Lance wybrał frywolność.Madi odetchnęłaciężko na jego widok.Ruszył w jej stronę.Czarny kostiumdojazdy na rowerze zakrywał wszystko i nic.Z krawatemzwiązanym na kokardę wyglądał jak rewiowy tancerz.Zrobiłojej się gorąco, puls z lekka zwariował, powiedziała sobie, żema patrzeć jedynie na jego twarz i natychmiast przyłapała sięna penetrowaniu wzrokiem jego sylwetki.Chcia-fła go za toudusić.Czy nie mógł założyć luznych ispodni? Do tego zwy-kłego, bawełnianego podkoszulka? Dobre byłyby czarne szor-ty.Spostrzegł ją i uśmiechnął się.Jej żołądek wykonał małąwoltę.Jak ma p r a c o wa ć przy jego boku pr zez caływi eczór ?- Cześć, Hollywood.- Lance.- Zebrała wszystkie siły, aby brzmiało to natu-ralnie.- Nie było potrzeby, abyś przychodził wcześniej.Ochotnicy i ja trzymamy pod.- Chciałem.-Głos brzmiał bardziej szorstko niż zwykle.Powoli ba-dał ją wzrokiem.- Pięknie wyglądasz.Zlustrowała siebie, niepewność walczyła z zaskoczeniem.Nigdy nie wątpiła w swoją aparycję, a teraz poczuła potrzebę po-wtórnego zapewnienia.Posłała mu cudowny, jasny uśmiech.- Dzięki.Ty też się wspaniale prezentujesz.Muszę cię przeprosić, jedna z ważnych osób.Złapał ją za ramię.- Dostałaś kwiaty?SR - Tak.- Przełknęła ślinę.- Są urocze.- To miałem na myśli.Powodzenia.- Dzięki.Zaczęła się wycofywać.Nie puszczał jej.- Musimy porozmawiać, Madi.Wydawało się, że palce płoną na jej skórze.Ignorując to,popatrzyła mu w oczy.- Jakieś problemy w związku z przyjęciem?- Nie.- Obniżył głos.- Problem z nami. My." Serce zaczęło żywo bić na dzwięk tego słowa.Nie dopuścido tego, nie dzisiejszej nocy.- Pózniej, Lance - mruknęła obiecująco.- Porozmawiamypózniej.Wyśliznęła się. Pózniej" nadeszło z niespodziewaną szybkością.Madi stałanad brzegiem oceanu, fale obmywały jej stopy, z tyłu odbywało sięwielkie sprzątanie.Wieczór przeszedł szybko i bez sensacji.Oboje zLance'em zajmowali się gośćmi, łagodzili małe napięcia.Nie roz-mawiali więcej ze sobą.Przez cały czas byli jak magnes i metal, przyciągali się wza-jemnie.Czuła jego obecność.W tej chwili również była świadoma,że się do niej zbliża.Zmęczenie dawało znać o sobie.Zatrzymał się bardzo blisko, prawie mogli się dotknąć.- Pełnia księżyca - powiedział.- Tak - przytaknęła, nie odwracając się.- Pomyślałaś sobie życzenie?- Nie.- Lekko ruszyła głową.- Nie mam siły, nie dzisiaj.- Przyjęcie było wielkim sukcesem - powiedział po chwili.-SR Odwołuję wszystkie wątpliwości.- Odwołujesz? Nawet na resztę roku?- Tak.- Lepiej uważaj, Alexander.Będziesz oskarżony o posia-danie serca.- Nie ma mowy.- Studiował jej zakłopotany profil, chcąc jądotknąć, czule pocieszyć, utulić w ramionach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •