[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyglądał blado, jak człowiek chory.Nie potrzebowałam jego wizyty, aby wiedzieć, o jaką sprawę chodzi.Spodziewałam się dzisiejszegospotkania od dawna, od chwili gdy Harry i ja postanowiliśmy sprzedać zboże z Wideacre poza naszymhrabstwem. To mnie zrujnuje, panienko Beatrice  stwierdził młynarz Green z rozpaczą. Jeśli ludzie z Acrenie będą mieli ziarna, nie będą mi go przynosić do zmielenia.Jeśli farmerzy dzierżawcy sprzedadzą całe zboże,nie skorzystają z mojego młyna, żeby zrobić mąkę.Jeśli pani wyśle plony poza nasze hrabstwo, gdzie kupięziarno na mąkę, którą dostarczam piekarzom?Skinęłam głową.Siedziałam przy biurku.Za plecami miałam otwarte okno wychodzące na ogród.Dzieci bawiły się na wybiegu, a John i Celia przechadzali się w pobliżu, patrząc, jak niania prowadzi Richardadróżką w stronę lasu.Kremowy kolor parasolki Celii współgrał z barwą stokrotek, kremowych róż i rzadkichbiałych maków.Posadziłam młynarza Greena przy stole kartotece i poleciłam podać mu szklankę słabego piwa.Szklanka stała nietknięta.Kręcił się i wiercił na krześle niczym zapchlony pies.Był dumnym, pnącym się podrabinie społecznej człowiekiem.Teraz jednak wpadł w panikę.Widział, że na nic jego plany, jego pomyślnakarta odwraca się od niego, tak jak woda przelewająca się przez koło młyńskie. Panienko Beatrice, jeśli nie chce pani, aby młyn, który zbudował pani dziadek, stał bezczynnie, jeślichce pani, aby biedni mieli co jeść, jeśli chce pani, aby w ogóle było po co tutaj żyć, musi pani, musi paniprzeznaczyć część plonów do sprzedaży na miejscowym rynku  oświadczył z rozpaczą. PanienkoBeatrice, chodzi o mnie, moją żonę i trzech chłopaków.Wszyscy trzej pracują teraz za nędzne stawkiparafialne.Mały pieniądz, wielki wstyd.Jeśli stracimy młyn, czeka nas przytułek, bo z dnia na dzieńzostaniemy bez grosza przy duszy i bez dachu nad głową.Znów skinęłam, nie odrywając wzroku od ogrodu.John i Celia doszli do furtki prowadzącej do lasu.Zcierpliwą troskliwością zawrócili w stronę domu, tak że dzieci cały czas miały pod stopami miękką trawęwybiegu.Spostrzegłam, że Celia kiwa głową dla podkreślenia jakichś słów; mignął jej czepeczek, a Johnodrzucił głowę w tył i zaśmiał się.Nie słyszałam, o czym mówią.Okno było otwarte, lecz wokół mnie wciążwyrastała szklana ściana.Przez szkło widziałam, jak mój syn uczy się chodzić trzymając za rękę inną kobietę.Zachowywałam skrajną obojętność.Miałam powiedzieć temu poczciwemu człowiekowi, temu staremuprzyjacielowi, że będzie musiał naprawdę iść do przytułku i umrzeć w ubóstwie i smutku i że moja decyzja jestnieodwołalna i nieubłagana niczym żarna.On i wszyscy głodni, zrozpaczeni ubodzy ludzie z Acre muszązostać starci na proch, tak aby ten mały chłopiec, dopiero uczący się chodzić, mógł w chwale jezdzić po swojejziemi.RLT  Panienko Beatrice, pamięta pani żniwa przed trzema laty?  spytał nagle Bill Green. Pamięta pa-ni, jak pani odpoczywała na naszym podwórzu, kiedy przygotowywaliśmy wieczerzę? Jak przez godzinę sie-działa pani na słońcu, słuchając obracającego się koła młyńskiego i gruchania naszych gołębi? A czy pamiętapani, jak rozśpiewane wozy nadjechały gościńcem i wprowadziła je pani do stodoły, a młody przystojny dzie-dzic wjechał na stercie snopów?Ogarnęła mnie nostalgia i uśmiechnęłam się.Bezwiednie kiwnęłam głową. Tak  odezwałam się tkliwie. Oczywiście, że pamiętam.Cóż to było za lato dla nas wszystkich!Co za żniwa mieliśmy! Wtedy kochała pani ziemię, a cała wioska Acre oddałaby życie za jeden pani uśmiech  oznajmiłBill Green. W owym roku, a także rok wcześniej, była pani boginią Wideacre, panienko Beatrice.Od tamtejpory jak gdyby ktoś rzucił na panią urok.Wszystko idzie zle.yle.Bardzo zle.Skinęłam głową.Moje ręce spoczywały na dokumentach dowodzących, że wszystko idzie zle.Nadciągała ruina.Powoli i nieubłaganie niczym zbliżający się Mściciel.Czułam niemal woń dymu w letnimpowietrzu.W przeciągu czterech dni wierzyciele mieli przedłożyć swe weksle.Oni wiedzieli i ja wiedziałam.Wideacre była u kresu wytrzymałości.Wyczuwali nadciągającą ruinę, ta jak koń czuje w powietrzu burzę.I takjak ja czułam dym. Niech pani wszystko naprawi!  wyszeptał tęsknie Bill Green rozwlekłym akcentem hrabstwaSussex. Niech pani tylko coś zrobi, a wszystko będzie dobrze, panienko Beatrice! Proszę wrócić do nas, doziemi i wszystko naprawić!Patrzyłam pustym wzrokiem, marząc o powrocie do ziemi, do dawnych dobrych czasów.Twarz jednakzachowała surowy wyraz niczym zimny, nieczuły kamień młyński. Za pózno  stwierdziłam oschle. Zboże zostało sprzedane.Już otrzymałam zapłatę.Zawartoumowę i nic nie mogę zrobić.Tak się dzisiaj gospodaruje, młynarzu Green [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •