[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Możliwe, że jej uwierzą.Zapewne Walentin nie da jej drugiego, ale to jużpołowa zwycięstwa.- Naprawdę wygląda na to, że nie kłamałaś - rzekł,lekko pochylając się w jej stronę.Czekał na nią na pokładzie.Raija domyślała się,dlaczego. Antonię" ze wszystkich stron otaczałomorze, z lewej burty stała Raija".Mały frachtowiec zniknął, nie było go widać nawetna horyzoncie.Odpłynęła także łódka Wasilija.Walentin chciał, by Raija wiedziała, że została z buntownikami sama, niczym na wyspie odciętej od świata.- Aleś ty zakrwawiona i brudna - ciągnął.- Istnewcielenie ofiarności! Czy wystarczyło ci wody do dokonywania cudów? Przemieniłaś ją w wino dla moich biednych rannych? - zapytał szyderczo.Raija nie zadała sobie trudu, by odpowiedzieć.Zwiatło dzienne ją oślepiało i musiała się przytrzymać burty.Niedobrze jej się robiło od patrzeniaw dół na wodę, ale wolała to, niż patrzeć na Walen-tina.Uśmiechał się do niej.Raija odniosła wrażenie,że w jego oczach czai się strach, ale niełatwo jej było w to wierzyć.Ten człowiek nie doznawał tego rodzaju uczuć, nie wierzyła, że mógłby się bać.- Nie chcesz się dowiedzieć, co z twoim synem?Spojrzał na nią zaskoczony, niemal zakłopotany.Potem roześmiał się serdecznie.Raiję ogarnęło obrzydzenie.- Domyślam się, że uratowałaś tego słabeusza?- %7łyje - odparła twardo Raija.- Ale umrze, jeżelinie dostanie jedzenia, opieki, ciepła, światła.Zabijeszgo, jeżeli będziesz trzymał go tam na dole.Jegoi wszystkich pozostałych.- Uważasz więc, że powinienem ich przenieść?Skinęła głową.Nie uciekła wzrokiem, nie przestraszył jej.Nie bala się go.Raczej budził w niej złość,która przesłaniała strach, rodzący się w głębi duszy.- %7łona armatora zdobędzie piórko u kapelusza, jeśli uratuje biednych, wyzyskiwanych marynarzy?- Tu chodzi o życie, do diabła! - wybuchnęła.- Czydla ciebie to nic nie znaczy? Nie będzie ci łatwo sięwymigać, jeżeli wyrzucisz na ląd tuzin zmarłych.Może nawet dwa tuziny.Ludzie bez trudu odgadną, ktoodpowiada za ich śmierć.Zrozumieją, że winę ponosisz ty, nie kapitan.- Podziwiam twoją odwagę, Bykowa!Raiji nie podobał się sposób, w jaki się do niejzwracał.- Nie wolno ci tak traktować rannych! Możesz uratować ich od śmierci, jeżeli przeniesiesz ich na górę.Nawet chłopak prawdopodobnie przeżyje.- Mój syn? - spytał drwiąco.- Jak możesz? - spytała cicho.Nie przez delikatność.Rozumiała, że nie należyo tym mówić zbyt głośno.Nic nie zyska, otwarcieupokarzając Walentina w obecności marynarzy, którzy pozostali mu wierni.Coś jej mówiło, że Walentin prowadzi dokładny rachunek razów, które otrzymał, i że stara się za nie odpłacić.- Może mieć tuzin innych ojców - odparł lekko.-Dlaczego miałbym wierzyć jakiejś latawicy?Był wyjątkowo nieczuły.Jak można się wypierać własnego dziecka?Pomyślała o Michaile i pożałowała, że zaangażowała się w coś takiego.To szaleństwo!Kto wie, ile ją jeszcze czeka bólu.Ujrzała przed oczyma twarz synka i po raz pierwszy, odkąd weszła na pokład Antonii", odczuła lęk,że nie wróci.%7łe już nie zobaczy Michaiła.- Myślisz, że Oleg z Wasilijem zjawią się tu ladachwila? - spytał Walentin, starając się wzbudzićw Raiji niepewność.- Może właściciele statków zdecydują się jednak spełnić nasze żądania - mówił dalej, oparłszy łokcie na krawędzi burty.Sprawiał wrażenie znudzonego.Słaby wiatr odgarnął mu grzywkę do tyłu.Walentin miał wyższe czo-ło niż Wasilij.Raija bez wysiłku dostrzegała takieszczegóły.Mimo woli.- Czy mogę się gdzieś umyć? - spytała.Nie zamierzała go o nic prosić, w każdym razieo nic ważnego.Jednak chciała się jakoś doprowadzićdo porządku.- Dlaczego Wasilij nie wszedł na pokład? - spytałnieoczekiwanie Walentin.Odwrócił się i stanął na wprost Raiji.Przebiegał poniej leniwym wzrokiem.Za każdym razem, kiedy zadawał sobie trud, by na nią spojrzeć, rozbierał jąoczami.Raija pomyślała, że pewnie patrzy w ten sposób na wszystkie kobiety.Nie stanowiła wyjątku.Wzruszyła ramionami.- Spytaj go sam, kiedy następnym razem go zobaczysz - rzekła obojętnie.- Teraz pytam ciebie! - zagrzmiał, chwytając ją zaprzedramię.Jego dłonie okazały się silne, mimo żesprawiały wrażenie delikatniejszych niż ręce innychmężczyzn, których znała.Jego oczy ciskały błyskawice.- Nie lubię, gdy stroi się ze mnie żarty! Myślę, żewiesz, dlaczego Wasilij odpłynął z Jurkowem, choćmógł do nas wrócić.Co prawda nie zostałby przywódcą, bo tylko dla jednego jest miejsce.- Walentinroześmiał się ochryple: -.ale mógłby wrócić na pokład.Dałem mu tę szansę.A może razem z OlegiemJurkowem coś knują? Czy jesteś częścią ich planu?Po co, u diabła, się tu zjawiłaś, Bykowa?- Sądzę, że twój kuzyn Wasilij po prostu nie ufałci do tego stopnia, by wrócić - rzekła zrezygnowana.- Mnie także nie ufał na tyle, by zwierzać się ze swychtajemnic.- Ale opowiadał ci o mnie?Raija westchnęła.- Powiedział tylko, że na pewno ty przejąłeś przywództwo i że jesteście kuzynami.Nie miałam przyjemności poznać historii twego życia ani dzięki Wasilijowi, ani dzięki komuś innemu.- A chłopak? Skąd wiesz, że jest moim synem?- Jeden z rannych mi o tym powiedział - odparłaRaija lodowato.- Uważał pewnie, że powinnam wiedzieć, jak bardzo jesteś miły.Czy dostanę trochę wody, żeby się umyć?- Jesteś wymagająca - rzekł zamyślony.- Sądzę, żenajlepiej będzie, jeśli nie zostaniesz na pokładzie.Tozbyt otwarta przestrzeń jak dla ciebie, a nie chciałbym, by zamąciło ci się w głowie.- Jestem potrzebna rannym.Zachichotał.- A więc chcesz wrócić na dół? Do tych ciemności? - Pokręcił głową z niedowierzaniem.- Zupełnienie mogę cię rozgryzć! Albo naprawdę mówisz to, comyślisz, w takim razie chyba całkiem rozum postradałaś, albo też zostając tu masz więcej do wygrania,niż gdybyś wróciła do domu.Uważam, że prowadzisz jakąś potwornie skomplikowaną grę, Bykowa.- Spojrzał na Raiję wyzywająco, uśmiechnął się szeroko i wyrzucił ramiona na boki.- Mamy przecieżwszystko: oba statki, ciebie, trzymamy w rękuwszystkie karty.Czegóż moglibyśmy się obawiać?Dlaczego mielibyśmy przegrać?- Dlatego, że nie działacie w jednej grupie i brakmiędzy wami zgody - odparła.- Podejrzewam, że kryje się za tym Wasilij - mruk-nął, zaciskając pięści.- To na pewno sprawka Wasilija, jakbym widział jego cień, słyszał jego drwiącyśmiech.Ale tym razem ten żółtodzób nie zdoła miprzeszkodzić.- Popatrzył badawczo na Raiję.- Jakim cudem zdołał cię nakłonić, byś się zgodziła?W jaki sposób zmusił cię, byś zaryzykowała? Czy liczył na to, że cię nie tknę? - Potrząsnął głową i złowrogo się roześmiał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]