[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oparł się o ścianę.Wątpiłw słowa Listera, kwestionując znaczenie, jakie dla starego Szkota miałaprzysięga wierności wiążąca go z Duncanem i jego klanem.Dlatego Listerdowiódł mu jej znaczenia.Kruchą ciszę przerwał odgłos kroków.W cieniu pod drabiną pojawił sięCameron, wysoki i silny jak muł dozorca, trzymający w ręku wiadro z roją-cymi się od robaków sucharami.Wydawało się, że Woolford chciał coś powiedzieć, ale rozmyślił się nawidok nadzorcy.- Nic jej nie jest? - spytał go Duncan.Oficer zdawał się przez chwilę szukać właściwej odpowiedzi.- %7łyje.Nie wiem, czy to, co uczyniłeś, było aktem niewiarygodnej od-wagi czy niewiarygodnej głupoty.- Byłem pewny, że zginęła.- Po raz pierwszy podczas tego rejsu zostawiono ją samą.Wszyscy my-śleli, że zasnęła.Woolford wskazał mu drzwi celi.- Kim ona jest?To pytanie wywołało błysk w oku Woolforda.- Trudno powiedzieć.Przez cały czas była przykuta do łóżka i zbyt sła-ba, by mówić.Jednak nie aż tak słaba, skoro wspięła się na maszt i spacerowała pobomie - miał ochotę powiedzieć Duncan.- Poruczniku, opiekował się pan nią przez kilka tygodni - powiedziałzamiast tego.- Z pewnością wie pan, jak ma na imię.- Słyszałem ich wiele.- Ton Woolforda wyraznie zdradzał, że nic więcejnie powie.Stali, w milczeniu spoglądając na siebie, gdy Cameron rozdawał sucharywięzniom w kolejnych celach.- Mam brata, poruczniku - rzekł Duncan, podchodząc do drzwi.- Służy63w armii.Kiedy przybędziemy do Nowego Jorku, mógłby się pan dowie-dzieć, gdzie stacjonuje?- To duża kolonia.- Ma na imię James.James McCallum.Kapitan czterdziestego drugie-go regimentu piechoty.Woolford spojrzał na niego z dziwną mieszaniną gniewu i niepokoju.- Kapitan McCallum z czterdziestego drugiego - powtórzył napiętymgłosem, po czym obrócił się na pięcie i pomaszerował do wyjścia, gdy Ca-meron podszedł do nich, trzymając w ręku klucz do celi Duncana.Zanim zgrzytnął zamykany zamek, Duncan już trzymał w dłoni skrawekpapieru, który wyjął z kieszeni Everinga.Spojrzał nań w słabym świetlewpadającym przez okienko.Natychmiast podupadł na duchu.Była to małamapa nieba, z wykropkowaną trajektorią między konstelacjami i jednymsłowem: pazdziernik.Jednak Lister bardzo wyraznie powtórzył słowaAdama. Baczcie, jak Evering wyjaśni swoją kometę - jakby to mogło cośdać Duncanowi.Niemal namacalnie odczuwał swoją niewiedzę, niczymmiażdżący go ciężar.Jednak Lister dowiódł mu czegoś wręcz przeciwnego.Klan McCallumów nie zostanie zniszczony.Duncan musi żyć - dla Listera,Jamiego, dla Szkotów w więziennej ładowni, dla bezimiennej kobiety, którąuratował.Ze zdwojoną energią spróbował zrozumieć rytualne znaki pozostawionew kabinie nawigacyjnej, przywołując z pamięci każdy przedmiot.Postano-wił poprosić o nie Arnolda i ułożyć je tak, jak leżały wokół kompasu, żebyprzyjrzeć się każdemu z osobna i wszystkim razem.Musiał być w tym jakiśsens i jeśli nie zdoła go odkryć, zarówno on sam, jak i inni mogą przypłacićto życiem.Kość, sprzączka, oko, szpon, pióro, sól, serce.Kiedy był mały, takie okopojawiło się kiedyś na słupie wyspiarskiej wioski i chociaż jego dziadekorzekł, że należało do wielkiego rekina, wieśniacy opuścili swoje domy iwrócili dopiero, kiedy wezwany ksiądz pokropił cały teren święconą wodą,oczyszczając go.Mówili, że to było oko diabła.To oko tutaj należało dojakiegoś dużego zwierzęcia, natomiast kości były znacznie mniejsze.Były tokostki kilku różnych ptaków - widział kilka kręgów, a nawet kości skrzydeł.Oko i kości.Wielki bóg i jego śmiertelnicy.Ponownie spojrzał na mapkę nieba, tym razem usiłując ułożyć w myślachdialog z uczonym na temat komety, taki, jakie prowadził z profesorami w64swoim dotychczasowym życiu.Evering był naukowcem, a Duncan zapewnemiał najlepsze przygotowanie naukowe ze wszystkich płynących na tymstatku.Profesor otworzyłby swój dziennik i pokazałby mu resztę notatek imap, opowiedziałby o starych zapisach, które znalazł, a które podtrzymy-wały jego przewidywania odnośnie do komety, powiedziałby.Duncan nagle ścisnął skrawek papieru w dłoni i uśmiechnął się.Niechodziło o kometę. Baczcie, jak Evering wyjaśni swoją kometę - po-wiedział Adam.Chodziło mu o dziennik.Adam wiedział, że Evering z pew-nością pokazałby mu swój dziennik.A w nim były inne sekrety.I ważnabyła nie kometa, lecz to, o czym była tam mowa oprócz niej - na innychstronach zapisanych przez kilka ostatnich tygodni.Pożywienie przynoszono dwa razy dziennie i zawsze była to kromkatwardego jak deska chleba lub kwadratowy zarobaczony suchar, czasemnadpsute jabłko lub ochłap solonej wieprzowiny.Duncan spał, owiniętyciepłym i suchym kocem dostarczonym przez Listera, co kilka godzin da-remnie próbując nawiązać rozmowę z Florą.Szalona kobieta odpowiadałatylko niezrozumiałymi zawodzeniami. Zabierz skórę, którą jesteś - wy-krzyknęła raz, jakby z bólu, i były to jedyne angielskie słowa, jakie wypo-wiedziała, od kiedy Duncana zamknięto w tej celi.Jej głos stał się głuchy irozwlekły, czasem bełkotliwy, jakby była rozkojarzona lub pijana, co dowo-dziło, że jeśli jeszcze nie całkiem oszalała, to ten stan szybko się pogłębiał.Czasem bez słowa wystawiała rękę przez okienko i machała nią, ściskającczubki palców Duncana, kiedy wyciągał do niej dłoń.Za każdym razempozostawali w tym dziwnie intymnym kontakcie przez kilka minut, słucha-jąc swoich oddechów, nigdy nie widząc swoich twarzy.Duncan kilkakrotniepróbował wtedy mówić do kobiety, ale zawsze się cofała.Flora zabiła swojedziecko i nawet jeśli nie wiedziała tego wcześniej, Arnold wyraznie powie-dział, że czeka ją pewna i bolesna śmierć.Duncan mimo ciemności rozpo-znawał objawy.Ona już zaczęła umierać w ten powolny i bolesny sposób, wjaki umarł Adam Munroe.Duncan spał, kiedy znów po niego przyszli.Arnold otworzył drzwi jegoceli i wrócił do stołu stojącego w korytarzu.Gdy Duncan ostrożnie tampodszedł, z cienia wyłonił się Woolford.Nie odrywając oczu od dwóch li-stów leżących na środku stołu, oficer machinalnie wskazał więzniowi stoją-cy na brzegu cynowy talerz z kromkami chleba i kawałkami baraniny.65Duncan wytrzeszczył oczy.Od miesięcy nie jadł świeżego mięsa ani praw-dziwego chleba
[ Pobierz całość w formacie PDF ]