[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ruth nie wiązałaby się z tak fałszywym człowiekiem jak on.- A zatem kto jest obiektem jej uczuć?Susan Cardwell w milczeniu wyjęła papierosa i zapaliła.- Lepiej niech się pan do niej zwróci z tym pytaniem - zauważyła.- To nie mój interes.- Kiedy po raz ostatni widziała pani sir Gervase’a? - zapytał major Riddle.- Na herbacie.- Czy zwróciła pani uwagę na coś szczególnego w jego zachowaniu?Dziewczyna wzruszyła ramionami.- Zachowywał się jak zwykle.- Co pani robiła po herbacie?- Grałam w bilard z Hugonem.- Nie widziała pani już sir Gervase’a?- Nie.- A co może pani powiedzieć o strzale?- To było trochę dziwne.Widzi pan, myślałam, że był już pierwszy gong, zaczęłam więc szybko się ubierać, potem wybiegłam ze swego pokoju i wydawało mi się, że słyszę drugi gong.Zbiegłam po schodach na złamanie karku.Bardzo się spieszyłam, ponieważ pierwszego wieczoru spóźniłam się minutę i Hugo powiedział, że to niemal zaprzepaściło nasze szanse u starego.Dlatego też teraz pomknęłam na dół jak zając.Tuż przede mną zszedł Hugo.I wtedy usłyszałam to dziwne pafnięcie.Hugo twierdził, że to był korek od szampana, ale Snell zaprzeczył.Poza tym dźwięk nie doszedł chyba od strony jadalni.Pani Lingard uważała, że dobiegł nas z góry.W końcu, uznawszy, że to strzeliło z rury wydechowej, pomaszerowaliśmy do salonu i zapomnieliśmy o tym.- Nie przyszło pani na myśl, choćby przez moment, że sir Gervase mógł się zastrzelić? - zapytał Poirot.- A ja pytam pana, dlaczego miałabym tak pomyśleć? Staruszek sprawiał wrażenie wielce z siebie zadowolonego.Nigdy nie przyszłoby mi coś podobnego do głowy.Właśnie dlatego, że był taki zbzikowany.- Niefortunny wypadek.- Bardzo.Szczególnie dla Hugona i dla mnie.Sądzę, że nie pozostawił Hugonowi nic lub prawie nic.- Kto pani to powiedział?- Hugo dowiedział się od starego Forbesa.- No tak, panno Cardwell.- przerwał major Riddle - sądzę, że to wszystko.Czy myśli pani, że panna Chevenix-Gore czuje się na tyle dobrze, aby zejść i porozmawiać z nami?- Myślę, że tak.Powiem jej.- Chwileczkę, mademoiselle - wtrącił Poirot.- Widziała pani to kiedyś?Podał jej ołówek w kształcie kuli.- Tak.Używaliśmy go dzisiaj po południu przy brydżu.Zdaje się, że należy do starego pułkownika Bury’ego.- Zabrał go z sobą po zakończeniu robra?- Nie mam pojęcia.- Dziękuję, mademoiselle.To wszystko.- Dobrze, poproszę Ruth.Ruth Chevenix-Gore weszła do pokoju jak królowa, z wysoko uniesioną głową i rumieńcami na policzkach.Lecz jej oczy, tak jak oczy Susan Cardwell, były czujne.Miała na sobie tę samą suknię, w jakiej przywitała Poirota, w kolorze bladomorelowym.Na ramieniu miała przypiętą łososiową różę, która dawno już zwiędła i teraz zwisała smętnie.- Słucham? - spytała.- Jest mi niezmiernie przykro, że muszę panią niepokoić.- zaczął major Riddle, ale przerwała mu:- Oczywiście, że musi pan to robić.Musi pan niepokoić każdego.Jednak mogę oszczędzić panu czas.Nie mam najmniejszego pojęcia, dlaczego stary się zastrzelił.Mogę tylko stwierdzić, że to niepodobne do niego.- Może w jego dzisiejszym zachowaniu zauważyła pani coś niezwykłego? Może depresję albo nienormalne podniecenie.? Może w ogóle zdarzyło się coś nienormalnego?- Myślę, że nie.Nic nie zauważyłam.- Kiedy widziała go pani po raz ostatni?- W czasie herbaty.- Nie wchodziła pani później do gabinetu? - wtrącił Poirot.- Nie.Ostatni raz widziałam go w tym pokoju.Siedział tam.- Wskazała krzesło.- Rozumiem.Zna pani ten ołówek, mademoiselle?- To własność pułkownika Bury’ego.- Widziała pani może niedawno ten przedmiot?- Doprawdy nie pamiętam.- Wie pani coś o nieporozumieniach pomiędzy sir Gervase’em a pułkownikiem Burym?- Ma pan na myśli fabrykę gumy?- Tak.- Tak myślałam.Stary był o to wściekły!- Być może uważał, że go oszukują?Ruth wzruszyła ramionami.- Nie był mocny w sprawach finansowych.- Mogę panią o coś zapytać, mademoiselle.O coś nieprzyjemnego? - spytał Poirot.- Oczywiście, jeśli pan musi.- Czy to.Czy jest pani przykro z powodu śmierci ojca?Patrzyła na niego uważnie.- Naturalnie, że jest mi przykro.Nie poddaję się, nie płaczę, ale brak mi go.Lubiłam staruszka.Ja i Hugo tak go nazwaliśmy.Stary - no, wie pan - coś na kształt oryginalnego patriarchy.To brzmi obraźliwie, ale jest w tym.-prawdziwy wyraz sympatii do niego.Był oczywiście trudny we współżyciu.- Pani mnie zainteresowała, mademoiselle.- Stary nie należał do najtęższych umysłów.Przykro tak mówić, ale to prawda.W żadnym wypadku nie był zdolny do wytężonej pracy umysłowej.Miał charakter! Ponadto był fantastycznie odważny.i w ogóle! Był w stanie pognać na biegun albo stoczyć pojedynek.Prawdopodobnie dlatego to robił, że zdawał sobie sprawę, iż nie potrafi najlepiej myśleć.Każdy by! w tym lepszy od niego.Poirot wyciągnął z kieszeni list.- Proszę to przeczytać, mademoiselle.Przeczytała i zwróciła list.- Więc dlatego pan tu przyjechał!- Czy ten list coś pani sugeruje? Pokręciła przecząco głową.- Nie.To prawdopodobnie jest zupełna prawda.Praktycznie każdy mógłby ograbić starego.John mówił, że administrator, który pracował przed nim, nabierał go na prawo i lewo.Widzi pan, stary był tak wielki i tak nadęty, że nigdy nie zniżał się do tego, aby zwracać uwagę na detale! On wprost prowokował, aby go nabierać.- Pani odmalowała nam obraz sir Gervase’a zupełnie odmienny niż ten ogólnie akceptowany.- O tak, świetnie się kamuflował.Wanda, moja matka, popierała go, ile tylko się dało [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •