[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zeżga ciągle mu coś w ucho kładąc prowadził go aż na wschody, a wracając ażświstał z radości.Nazajutrz siedział w domu od rana, wstał do dnia i niespokojnie paląc fajkęoczekiwał.Około dziesiątej chłopak odarty zgłosił się, dopominając oodpowiedz na list, która już była gotowa od godziny.Porucznik nakreślił jągorączkowo i oddając chłopakowi kazał śpieszyć, zapowiedziawszy, że czekaćbędzie.Ale oczekiwanie pełne niepokoju, wyglądania przez okno i układanie głębokichrozmysłów jakichś, przerywane było nieustannie mowami, które porucznik czułsię obowiązany półgłosem do siebie wystosowywać. Czy ja to tylko potrafię?  wołał  bom ja taki głupi impetyk!.ale nie,powstrzymam się, skłamię raz w życiu.a niecnotę nauczę.To znowu po chwili dodawał: Nie uda mi się, nie! Pozna po twarzy, po mowie.bo ja nie potrafię skłamać!A! gdyby choć ten raz się powiodło.ten jeden raz.to byś mi się spisał, mójNarcyzie! to bym cię kochał.Tylko że ty nie do tego.złość ci zaraz na twarzwytryśnie, a to kuta bestia, a tu komedią grać potrzeba.I skrobał się po głowie i zżymał, i chodził, i w zwierciedle przeglądał, a było jużokoło południa.Kroki dały się słyszeć na wschodach, serce zabiło porucznikowi, nikt na tympiętrze nie stał.zdawało mu się, że to być musi kapitan.Stanął, uszy nastawił,usta zagryzł i z sobą pasował.Wtem drzwi otwarły się z lekka i uśmiechniona, pokorna, ale niedowierzającamimo listu ukazała się twarz kapitana Pluty, którego by nie każdy z jegopoufałych poznał, tak był jakoś przejęty i zmieniony.Kapitan Pluta wiele a wiele rachować musiał na serce człowieka, do któregoprzyszedł pomimo kijów, mimo przeczuć, mimo wstrętu nawet, jakiego odpamiętnego spadnięcia ze wschodów doznawał dla niego.Ale spojrzawszy na poważną twarz Narcyza wyrachował, że najzręczniej będziewziąć go szturmem i ode drzwi wprost rzucił się w jego objęcia obcesowo,nagle, rozczulony, ze łzami w oczach. Narcyzie! przyjacielu!  zawołał przerywanym głosem  zapomnijmyprzeszłości, wszystko ci p r z e b a c z a m.chodz w objęcia najlepszego zprzyjaciół.Narcyz, który sądził, że sam do przebaczenia powołanym będzie, osłupiał, dałsię uściskać i milcząc zrazu, bo wzruszony nie mógł tak nagle przyjść do siebie,posadził gościa na kanapie.Kapitan widząc, że kija nie ma, że resztki tylko żalu jakiegoś malują się na licuporucznika, stał się wymownym i uczuciowym.  A!  zawołał  nie uwierzysz, ile mnie rozerwanie z tobą kosztowało.tak mijam inne okoliczności.ale to, żeś zwątpił o sercu, o sercu wylanym dlaciebie.Tu nawet uderzył się z lekka w piersi. Ale jakżeś się postarzał! jak my obajesteśmy zmienieni. Ej, ty nie bardzo  przerwał forsując się do udawania, które mu nie szło,porucznik  ja to prawda.Cóż chcesz? bieda, ubóstwo, ano i wiek ci po temu. Wiek to jest przesąd  zawołał kapitan  ja znajduję, że człowiek starzejąckrzepi się i nabiera wigoru.Młodość na nic się nie zdała, jest niby ogień jakiś,ale co to tam.więcej iskier niż płomienia.dopiero poza czterdziestówką człekjuż stąpa śmiało i silnie.Narcyz westchnął, mówić mu było trudno. Co do mnie  dodał kapitan  czuję, że dopiero się wypełniam, głowazyskuje, człek się zmitygował, pewną stopą idzie po świecie i poczyna sięrewanż za utracone lata młodości.No, ale mówże mi co o sobie. No, ja  rzekł Narcyz  nie mam tak nic ciekawego; człek podeptany,smutny. Nie ożeniłeś się?Smutnego dotknął przedmiotu kapitan.Narcyz się rzucił, Pluta postrzegł i dodał żywo: Dobrześ zrobił, żeś się nie wiązał.ja także, dzięki Bogu, jestem wolny,kobiety wszystkie Bóg stworzył na utrapienie nasze, ale dajmy temu pokój,mnie one mniej obchodzą.wyrosłem z tego dzieciństwa.Jakoś brakło przedmiotu, Narcyz gryzł cybuch, udając wesołość, której w duszynie miał, ale bardzo niezgrabnie, kapitan zaczynał być niespokojny, bo czuł, żepojednanie nie było zupełne, ale znając Zeżgę był już pewien, że reszta siędokona, byle do serca jego przemówił, w tę więc zawrócił się stronę.Spuścił głowę, udał zachmurzonego i westchnął.A wzdychał, gdy mu tego byłopotrzeba, po mistrzowsku, miał swoją teorię westchnień kompletną i rozróżniałrodzaje westchnień do okoliczności zastosowanych, lekkich i jakby mimo woliwyrywających się z piersi, gwałtownych, rozrywających ją wybuchami, poteminnych jeszcze stłumionych, z towarzyszeniem uśmiechu, z dodatkiemchwytania za czoło itp.Na ten raz użyte zostało westchnienie lekkie i jakbywspomnieniami z piersi wydobyte. Nie chciałbym  rzekł  dotykać tego przedmiotu tyle dla nas obudrażliwego. Dajmy pokój, dajmy pokój  wybuchnął Zeżga nagle i oczy mu zaświeciłyokrutnie, a on ruszył się z kanapy.Niespokojnie poglądając w stronę, w którejkij przeczuwał spoczywający w mroku pod oknem, kapitan ruszył się także;stanęli przeciw siebie. Ot, wiesz co  rzekł jakoś dziwnie nagle i nie starając się nawet o zręcznenaprowadzenie rozmowy na przedmiot  gdybyśmy poszli się przejść? Czegoś mi smutno [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •