[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skrzywiła się i podeszła bliżej do Eleny.- Nigdy ci tego nie zapomnę - wycedziła.Odwróciła się na pięcie iwyszła.Zapadła cisza.Bonnie i Matt gapili się w podłogę.Elena podeszła dodrzwi, chciała poczuć chłodny powiew wiatru na policzkach.Nazewnątrz widziała boisko, a za nim szarpane wiatrem gałęzie dębów i poraz kolejny ogarnęło ją złe przeczucie.Dziś jest ta noc, pomyślała zżalem.Dziś jest ta noc, kiedy to się stanie.Ale nie miała zielonegopojęcia, co?Jakiś głos zabrzmiał w zmienionej nie do poznania saligimnastycznej.- Dobra, za chwilę zaczną wpuszczać ludzi.Ed, gasimy światła!Nagle zapadł mrok, a powietrze wypełniły jęki i wybuchy szalonegoSummer & Polgaraouslandasc śmiechu, zupełnie jakby orkiestra stroiła instrumenty.Elena westchnęła iodwróciła się, żeby spojrzeć na salę.- Lepiej się szykujmy do oprowadzania - powiedziała cicho doBonnie.Ta skinęła głową i znikła w ciemnościach.Matt założył łebwilkołaka i włączył magnetofon, który do całej kakofonii dzwiękówdodał jakąś niesamowitą muzykę.Stefano wyszedł zza rogu.Jego włosy i peleryna zlewały się zmrokiem.Tylko biały front koszuli odcinał się wyrazną plamą.- Z Tannerem wszystko w porządku - powiedział.- Mogę ci jeszczejakoś pomóc?- No cóż, mógłbyś popracować tu z Mattem, witać gości.- Elenaurwała.Matt pochylał się nad magnetofonem i precyzyjnie dostrajałgłośność, nie podnosząc oczu.Elena spojrzała na Stefano i zobaczyła, żejego twarz jest ściągnięta i pozbawiona wyrazu.- Albo możesz iść doszatni dla chłopców i zająć się rozdawaniem kawy i innych rzeczy pra-cującym - dokończyła zniechęcona.- Pójdę do szatni - oznajmił.I odwrócił się, a ona zauważyła, żeodchodząc, lekko się potknął.- Stefano? Coś ci się stało?- Nic mi nie jest.- Odzyskał równowagę.-Jestem trochę zmęczony,to wszystko.Obróciła się do Matta, chcąc coś powiedzieć, ale w ty momencie wdrzwiach stanęła pierwsza grupka gości.- Zaczynamy przedstawienie - powiedział Matt i zniknął w mroku.Elena przechodziła z sali do sali i zajmowała się rozwiązywaniemproblemów.Zeszłego roku ta część wieczoru sprawiała jej najwięcejprzyjemności - obserwowanie makabrycznych scenek i śmiechówzwiedzających.Ale dzisiaj wszystkim jej myślom towarzyszyły jakiś lęki napięcie.Dziś jest ta noc, pomyślała znowu i miała wrażenie, że sercelodowacieje jej jeszcze bardziej.Minęła ją śmierć - bo chyba za nią przebrała się ta osoba w czarnejszacie z kapturem.- Zaczęła się zastanawiać, czy widziała ją już najakiejś wcześniejszej imprezie z okazji Halloween.W ruchach tej osobybyło coś znajomego.Bonnie wymieniła udręczony uśmiech z wysoką szczupłą czarownicą,Summer & Polgaraouslandasc która kierowała gości do pokoju pająków.Kilku chłopaków z gimnazjumuderzało wiszące w nim gumowe pająki, wrzeszczało i robiło sporozamieszania.Bonnie szybko zagoniła ich do sali druidów.Tam stroboskopowe światła nadawały scenografii atmosferę jak zesnu.Bonnie z ponurym triumfem patrzyła na pana Tannera,rozciągniętego na ołtarzu, w białych szatach obficie poplamionychkrwią, wpatrzonego w sufit niewi-dzącym spojrzeniem.- Super! - zawołał jeden z chłopaków, podbiegając do ołtarza.Bonnie stała z boku, szeroko uśmiechnięta, czekając, aż okrwawionaofiara raptownie usiądzie i śmiertelnie wystraszy dzieciaka.Ale pan Tanner nie drgnął nawet wtedy, kiedy chłopak wsadził rękę wkałużę krwi przy jego głowie.To dziwne, pomyślała Bonnie, podbiegając, żeby zabrać dzieciakowiofiarny nóż.- Nie rób tego! - rzuciła, więc tylko uniósł do góry umazaną rękę,która w ostrym świetle stroboskopów zabłysła czerwienią.Bonnieogarnęło nagłe irracjonalne przeczucie, że pan Tanner zaczeka, aż onasię nad nim pochyli i będzie próbował przestraszyć właśnie ją.Ale dalejtylko patrzył w sufit.- Panie profesorze, wszystko dobrze? Panie profesorze? Panieprofesorze?!Nie drgnął ani się nie odezwał.Szeroko otwarte jasne oczy nieporuszyły się.Nie dotykaj go, coś ostrzegało Bonnie w myślach.Niedotykaj go, nie dotykaj go, nie dotykaj [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •