[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dniem wolnym? - powiedział James z nadzieją w głosie.- To byłoby miłe - zgodził się Large.- Panna Smoke i panPeaks dostali dziś wolne.Tak samo jak wszyscy wasi na-uczyciele.Została tylko wasza szóstka, moje robaczki, noi ja.Myślę, że najpierw wspólnie uczcimy tę jakże ważnądatę, a resztę dnia poświęcimy na trening karate i zaprawę147fizyczną, nareszcie bez tych wstrętnych lekcji, które zwykle wchodzą nam w drogę.Large wcisnął guzik na swojej czapce.Zapłonęły czer-wone diody ułożone w kształt choinki, po czym czapkaodegrała Pada śnieg w groteskowej aranżacji na metaliczne piski.- To było tak piękne, że prawie się popłakałem - powie-dział Large, ocierając palcem wyimaginowaną łzę.- A te-raz, skoro świętowanie mamy już za sobą, możemy przy-stąpić do zajęć.Rekrutom nie przysługiwał przywilej trenowania nasprężystych podłogach dojo.Uczyli się karate na placu przed betonowym barakiem, ugniatając marznące błotobosymi stopami.Lekcje zawsze były takie same.Uczyli sięciosu lub dwóch, a potem ćwiczyli, póki nie opanowaligo do perfekcji.Następnie powtarzali ciosy, jakich na-uczyli się wcześniej.Każdą lekcję kończył pełnokontakto-wy sparing.Na początku James był zadowolony, że ma się uczyć ka-rate.Zawsze chciał to robić, ale był zbyt leniwy, by konty-nuować naukę.Teraz miał pięć lekcji tygodniowo, dziękiczemu uczył się szybko, i wszystko byłoby pięknie, gdybynie jego partnerka.Kerry miała czarny pas.Kiedy Jamesprzewracał się i tracił oddech, ona wciąż poruszała się bezwidocznego wysiłku.Pomagała mu i ratowała przed karąprzynajmniej raz w ciągu każdej lekcji, ale James nienawi-dził zarozumiałego uśmieszku, jaki błąkał się na jej ustach,kiedy wytykała mu błędy i kiedy tradycyjnie zbierał od nie)cięgi podczas sparingu.Teoretycznie James miał przewidywać ataki i blokowaćwiększość z nich.Ale Kerry była szybka i znała chwyty, ja-kich on nigdy nie stosował.Zawsze kończył na ziemi, obo-lały, zwykle nie zaliczając żadnego ataku.Był zbyt dumny,148i przyznać, że cierpi.Kerry była drobniejsza, młodsza i była dziewczyną.Miałby się skarżyć, że dostaje od niejwycisk?Bez zwykłych lekcji świąteczny poranek przemienił sięw sześć godzin bezlitosnej zaprawy fizycznej.Rekruci led-wie trzymali się na nogach.Large nie pozwolił im zjeśćśniadania.Jamesa oślepiały strumienie wody lejące mu sięna oczy, ale ręce miał tak zdrętwiałe z zimna, że nie byłw stanie nawet wytrzeć twarzy.Do jego codziennych mąki boleści tym razem doszedł przenikliwy ból w boku.Pod-czas sparingu Kerry kopnęła go trochę za mocno.O trzynastej Large wyprowadził swoich podopiecznychz ośrodka szkolenia.Wszyscy aż kipieli z podniecenia.Niewychodzili poza teren od pierwszego dnia.Może to rodzajgwiazdkowego prezentu? Z drugiej strony znali sposobyLarge'a na tyle dobrze, by nie robić sobie wielkich nadziei.Large zatrzymał grupę, kiedy byli na tyle blisko główne-go budynku, by móc zajrzeć do środka przez okna stołów-ki.Na środku pomieszczenia stała czterometrowa choinkaozdobiona tysiącami migocących lampek.Stoliki zestawio-no w cztery długie ławy i przykryto złotymi obrusami.Przykażdym talerzu leżały eleganckie sztućce i świąteczne strze-lające tuby z niespodziankami.James mógł myśleć tylkoo tym, jak ciepło musi tam być.- Kto zrezygnuje teraz - powiedział Large - może po-­iec do swojego pokoju, wziąć prysznic i zdąży jeszcze naświąteczną kolację.James wiedział, że Connor myślał o wycofaniu się, i byłpewien, że tym razem nie wytrzyma.Large kazał im biecw miejscu, robić przysiady i pajacyki.W stołówce dziecizajowały miejsca przy stołach.Niektóre machały do re-krutów na zewnątrz.James szukał wzrokiem Kyle'a, Bru-ce'a i Amy, ale nigdzie nie mógł ich dostrzec.149- Możecie śmiało sobie odpuścić! - grzmiał Large.-I tak nie dotrwacie do końca.Idźcie tam.Ogrzejcie się.Na-jedzcie.Pogadajcie z przyjaciółmi.Przecież tego chcecie.Nie? Na pewno, cukiereczki? To może przemyślcie to so-bie jeszcze raz, robiąc dwadzieścia pompek.Kiedy wstali po zrobieniu pompek, w stołówce przyoknie stali Callum i Bruce.Callum miał rękę w gipsie.Dru-gą otworzył okno.- Nie daj się, Connor! - zawołał.- Następnym razemkiedy cię zobaczę, masz być w szarej koszulce!Connor skinął głową bratu.- Postaram się.Wesołych świąt!Bruce odepchnął Calluma od okna.- I nie przejmujcie się Large'em - zawołał.- To tvlkostary, smutny zgred, który lubi powyżywać się na dzie-ciach.James uśmiechnął się pod nosem, uważając, by Large te-go nie zobaczył.Instruktor podbiegł do budynku.- Zamknij to okno, ale już! - wrzasnął.- Dobra, smutasie - powiedział Bruce, szybko cofając sięo krok, by wypełnić polecenie.Kiedy Large się odwrócił, twarz płonęła mu gniewem.- A teraz wszyscy biegiem na tor przeszkód!*Kerry i James prowadzili na torze przeszkód.Nadal po-konywali go odrobinę szybciej niż pozostali.Large gdzieśznikł.Pewnie siedział w swoim ogrzewanym biurze, opy-chając się świątecznymi smakołykami i oglądając ich cier-pienie na ekranie monitora.Przy końcu toru był dwustumetrowy odcinek, gdzie bieg-ło się po ostrych skałkach - łatwizna, jeśli unikało się po-tknięć, ale skrajne wyczerpanie nie sprzyja pewności kro-ku.Kerry pośliznęła się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •